Babcia mojej przyjaciółki wychodzi za mąż. Cała jej rodzina jest w szoku.
Panna młoda za półtorej miesiąca skończy 69 lat. Przez ostatnie 10 lat – jak zresztą większość osób w jej wieku w polskim społeczeństwie – odkładała już tylko na pogrzeb. W domu miała jedno wydzielone miejsce, do którego włożyła wszystko, co jest potrzebne na jej własny pogrzeb: pieniądze, tkaniny, skórzane buty i bawełniane bluzki w trzech kolorach (nie jest jasne, jaki odcień będzie miała trumna, ale któraś z tych trzech powinna pasować).
Rodzina zachichotała i trochę się rozgniewała: „gdzie Ty, babciu, już się wybierasz? Uspokój się i żyj w końcu dla własnej przyjemności„. Staruszka niby się z tym zgadzała, ale wciąż mówiła: „Na urodziny mi nic nie dawaj, ja już niczego nie potrzebuję, już wszystko mam”.
A oto – wśród codziennych problemów z robieniem dżemu truskawkowego i porównywaniem dębu z sosną, aby wybrać najlepsze drewno do trumny – babcia miała czas na potajemne schadzki ze staruszkiem przebywającym w jej sąsiedztwie.
Staruszkiem tym był Wiktor Połczyński. Przyjechał odwiedzić siostrę, która mieszkała obok Ireny. Zrywając borówki zasłabł i położył się obok działki babci. Okazało się, że mają ze sobą wiele wspólnego – oboje owdowieli, lubili muzykę, naturę i tak… od słowa do słowa, aż okazało się, że Wiktor przenosi się do babci! Wraz z nim jej dom wzbogacił się o kolejnego kota, okropnie zakurzony gaźnik i parę kurtek z dziurawymi klapami. Wszyscy są zadowoleni.
Babcia kwitnie, a rodzina cieszy się z zamknięcia tematu pogrzebowego, Wiktor natomiast powoli zbliżał się do nowych krewnych i wszystko jest tip-top.
Potem babcia znienacka ogłosiła, że wychodzi za mąż. „Wszystko zaczęło się tam, przy grządkach„. Wszyscy milczeli, oprócz syna babci, który jest ojcem mojej znajomej:
– Co mamo?! Ślub ?! W twoim wieku?
– A co?
– Masz 69 lat! Chciałaś niedawno jeszcze umierać!
– Zmieniłam zdanie.
– No ładnie… Za Wiktora?! Naprawdę za niego?
– Tak, za niego.
– A tata? Myślałaś o tacie?
– Już nie żyje.
– Ale o szacunku do niego?! O szacunku, mamo! Choćby z szacunku dla niego…
– Mam umrzeć z szacunku do niego, to lepsze?
Teraz właśnie na oczach krewnych przygotowywuje się ze swoim narzeczonym do ślubu.
Zarezerwowali miejsce w restauracji, planują menu i dobierają muzykę na ten ważny dla nich dzień. Proszą o mniej dań smażonych, aby nie dopadła ich niestrawność. Kurczaka i ciasta przyniosą sami. Muszą jeszcze wybrać alkohol i skomponować specjalny, ślubny drink.
Ilu gości zaprosili? Dwudziestu. Welon? Nie, uważa, że w jej wieku już nie wypada. Biorą ciasta, wodzireja, ktoś upiecze im tort. A skąd mają na to pieniądze? To oczywiste – pieniądze zaoszczędzone na pogrzeb wydadzą teraz na ślub i uroczystość weselną!
Termin wyznaczono na wrzesień – ślub odbędzie się zaraz po wykopkach ziemniaków.
Znajoma mówi, że babcia po prostu promienieje ze szczęścia. Po raz pierwszy od dawna jest w niej tyle pragnienia życia. Tyle radości z prostych rzeczy: wiadomości o dobrej pogodzie, kwitnącej moreli i jajkach od kurki. Zaczęła nawet żartować. Mówi, że jeśli nie dożyje wesela, nie trzeba grzebać jej w sukni ślubnej: „wstyd przed ludźmi, ale panna młoda nie jest już dziewicą. Hi–hi„. „Hee hee„
– Co Ci podarować w ramach ślubnego prezentu – zapytała ją znajoma.
– Nic.
– Nie potrzebujesz już niczego?
– Mam już wszystko.
I uśmiecha się do niej złotymi zębami.
Narzeczona.