Boguś od dziecka wiedział, że musi być egoistą. Był to sposób na udane życie.

Matka chciała nazwać swojego syna Bogusław, a jej mąż upierał się, żeby nazwać go jakoś bardziej twardo i męsko, na przykład Bogdan. W rezultacie nazwali go Bogumił, a w jakiejś książce referencyjnej przeczytali, że wszystkie trzy imiona mają podobne znaczenie. Krewni śmiali się potem:
– Warto się było tak męczyć? Przecież i tak wołacie na małego Bodzio. A o mało nie doszło do rozwodu!

Mały Bogusław wychował się w dziwnej rodzinie, jego matka i ojciec zdawali się ze sobą rywalizować. Matka dała synowi cukierka, głaskała go po głowie, a potem ojciec dał mu dwa cukierki, i to nie byle jakie, ale te z galaretką, i nie tylko go pogłaskał, ale i pocałował. Kiedy ojciec chciał ukarać chłopca za jakąś złośliwość, posyłał go do kąta, ale matka natychmiast anulowała karę. Sytuacja powtarzała się analogicznie, gdy to matka chciała ukarać chłopca. Przepychali biedne dziecko między sobą, ale nie zwracali uwagi na jego oczekiwania i marzenia. Bodzio pędził między rodzicami, kochał ich jednakowo, a jego dziecięce serce zawsze było rozdarte przez ulubione pytanie dorosłych:
– Synku, kogo kochasz bardziej, mamę czy tatę?

I właśnie wtedy chłopak postanowił, że nie będzie wybierał i postawił na siebie! Stwierdził, że to siebie pokocha, że zostanie egoistą.
Kiedy miał 7 lat, w końcu nadszedł dla niego szczęśliwy czas: na świat przyszły jego siostry bliźniaczki, rodzice wybrali sobie ulubioną córkę – każdy swoją, a chłopiec został wysłany do dziadków, gdyż nie pasował do idealnej rodzinnej harmonii. Oficjalna wersja była taka, że Boguś musiał chodzić do szkoły, matka nie miała wystarczająco dużo czasu przy dwójce noworodków, a babcia nie pracowała, więc zawsze go nakarmiła, napoiła i spędzała z nim czas. Bodzio był po prostu szczęśliwy, nikt nie ciągnął go w żadną stronę, babcia go uwielbiała, a dziadek uczył go wszystkiego co umiał, czytał z nim książki i puszczał latawiec.

Raz w tygodniu, w niedzielę, chłopak odwiedzał rodziców, z reguły przychodził na czas na obiad, siadał przy stole rodziców, relacjonował swoje postępy, potem bawił się trochę z siostrami i po dwóch godzinach wracał do dziadków.
– Babcia i dziadek czekają na mnie!
Matka wykrzywiała usta, mówiąc, że syn kręci nosem na własną rodzinę, a ojciec wyciągał zwięzłe wnioski:
– Egoista! Nie tak cię wychowywaliśmy!
Sukcesy chłopca, a było ich wiele, nadal były udziałem jego rodziców:
– Mój syn ma to po mnie!
– Co to ma wspólnego z tobą? W dzieciństwie byłem sportowcem, to po mnie Bodzio odziedziczył zacięcie do rywalizacji!

Ale już niepowodzenia, które czasem się zdarzały, zrzucane były na dziadków, którzy na pewno wychowują źle! Gdyby chłopak mieszkał z nami, nie doszłoby do tego! Boguś jednak stanowczo odmówił powrotu do rodziców:
– Albo pokochalibyście mnie na śmierć, albo rozerwali na pół! Lepiej wychowujcie Zosię i Julię, ja się tu dobrze czuję! Jestem egoistą!

Po szkole średniej, którą ukończył z wyróżnieniem, chłopak bez trudu dostał się na prestiżowe studia, gdzie szybko zyskał pozycję jednego z najzdolniejszych i najbardziej obiecujących studentów. W tamtych latach często przychodził nas odwiedzać, zjeść coś lub po prostu spać, w akademiku było to prawie niemożliwe. Mój mąż Rafał bardzo go podziwiał – Boguś był jego kuzynem – Co za głowa! On daleko zajdzie!

Już na trzecim roku obiecywano mu doktorat i karierę naukową. A potem, niespodziewanie, Bodzio poznał kobietę i się ożenił.
Dziewczyna była o dwa lata starsza, ukończyła ten sam wydział – jej rodzice nie byli zbyt szczęśliwi z powodu zięcia z akademika, ale po zasięgnięciu kilku opinii od wpływowych ludzi, które ze wszystkich stron były potwierdzane, pogodzili się z wyborem córki. Tym bardziej, że ich córka, Aleksandra, nie błyszczała urodą i inteligencją, była, według powszechnej opinii, zwykłą szarą myszką. Moje zdanie o dziewczynie było inne niż męża, prawie po raz pierwszy w życiu – wydawało mi się, że partnerka dla Bodzia powinna być pogodniejsza, żywsza, ale Rafał bardzo ją polubił.
– Co za urocza dziewczyna! Dokładnie takiej dziewczyny potrzebował mój kontrowersyjny kuzyn, miłej, spokojnej, bez tych wszystkich nowoczesnych bzdur!
Potem, po bliższej rozmowie z Olą, zrozumiałam, że mój mąż jak zwykle miał rację, to wspaniała dziewczyna, z którą było bardzo miło i komfortowo.

Niespodziewanie dla wszystkich wykładowców, Aleksandra obroniła genialną pracę dyplomową, która ich zdaniem mogłaby spokojnie pociągnąć do profesury. To prawda, że podczas samej obrony zaczęła się gubić i z trudem odpowiadała na pytania, ale gdy powiedziała, że spodziewa się pierwszego dziecka i przeprosiła za swoje pomyłki i błędy, zostało jej wybaczone. Oczywiście dla wszystkich było jasne, kto jest autorem pracy, ale nie było bezpośrednich dowodów. Promotor Aleksandry złapał Bogumiła na korytarzu i zapytał go wprost:
– Czy pisał pan pracę magisterską swojej żony? Nie szkoda było panu oddawać takiego materiału naukowego? Przecież to wszystko by się zmarnowało! A mógł pan rozwijać własne pomysły, to ma ogromny  potencjał!
Na to Boguś spojrzał na profesora i uśmiechnął się:
– Proszę nie żartować, panie profesorze, jestem egoistą! Nigdy bym tego nie zrobił! Ola to naprawdę mądra dziewczyna!
Profesor tylko pokiwał głową, on też jest egoistą! Na szczęście nie widział, jak Boguś z własnej inicjatywy tłumaczył kolegom z klasy zasady rozwiązywania równań dyskretnych!

Po ślubie Bogumił wprowadził się do mieszkania teścia, który zajmował wysokie stanowisko w dużej państwowej korporacji, szybko zapomniał o życiu w akademiku. Teraz miał miejsce zarówno do nauki, jak i do wygodnego życia. Żona i teściowa zapewniły mu wszystkie warunki, tylko ucz się, kochany, takie mózgi nie powinny myśleć o codzienności! Nawet narodziny dziecka nie zakłóciły tej sielanki, młody ojciec został zwolniony ze wszystkich obowiązków, nie wstawał w nocy do płaczącego dziecka, gdy dziecko ząbkowało – nie musiał go uspokajać, a do roku jego komunikacja z małym synkiem, Damiankiem, ograniczyła się do wspólnych wieczornych spacerów.

Koledzy z roku zazdrościli Bogusiowi, uważali, że ma wyjątkowo udane małżeństwo. Absolutnie wszyscy byli przekonani, że to małżeństwo z rozsądku: taki teść, jego pozycja i pozycja finansowa przewyższały wszystkie rzekome wady żony mężczyzny.
Obrona pracy poszła mu znakomicie, czego należało się spodziewać, bez problemu dostał się na studia doktoranckie. Studenci nie opuszczali jego wykładów, szybko zyskał wiarygodność jako przemyślany, inteligentny wykładowca, który wie, jak rozłożyć na czynniki pierwsze najbardziej skomplikowany materiał. Bardzo szybko prowadził już koło naukowe, do którego starał się zapisać wielu, zwłaszcza dziewczęta. Studenci go lubili – młody, przystojny, dobrze ubrany. Cóż, fakt, że żonaty, ale nie ma takiego wagonu, którego nie można odczepić! Studentki zaczęły się nawet zakładać o to, która pierwsza uwiedzie „Bogusia Przystojnego” – taki przydomek mu nadali.

Ku zaskoczeniu wielu, Bogumił był wierny żonie – nabijał się z goniących go dziewczyn, z nikim nie flirtował i w ogóle jego reputacja była nieskazitelna. W efekcie po około roku został sam, nikt go nie adorował, poza dwiema dziewczynami.
Kamila i Ela były przyjaciółkami, po doznanej porażce z przystojnym Bodziem, postanowiły się nie poddawać. Praktycznie śledziły mężczyznę i o ile z pozostałymi szybko ułożył wszystkie możliwe relacje w płaszczyźnie „nauczyciel-uczeń” i nic więcej, to ta dwójka po prostu nie dawała mu spokoju. Ela zdobyła gdzieś jego domowy numer telefonu i zaczęła bez przerwy dzwonić do jego żony. Na początku po prostu milczała pozostając na linii, słuchając niekończącego się „Halo” na drugim końcu, potem zaczęła mówić różne paskudne rzeczy.

Na przykład twierdziła, że „Bodzio” jest z Aleksandrą tylko z uwagi na pieniądze, ale wkrótce odejdzie do niej, bo jest młodsza i znacznie piękniejsza od „grubego głupca”. Albo mówiła: „Wczoraj spędziłam wspaniałą noc z Bodziem, podczas gdy ty myślałeś, że jest na sympozjum naukowym w Berlinie. A kiedy Ela miała dość braku informacji zwrotnej od Aleksandry, do akcji wkroczyła Kamila – zadzwoniła i powiedziała: „Twój mąż jest teraz u Eli, możesz sprawdzić, będzie u niej jeszcze przez godzinę! Doskonale zdawała sobie sprawę, że w godzinę nie zdąży tego zweryfikować.

Ale Aleksandra nigdzie się nie wybierała, ufała mężowi, wierzyła, że on naprawdę ją kocha. Czasami, gdy wkradały się wątpliwości i próbowała mieć do niego pretensje, Bodzio przytulał żonę i śmiejąc się, mówił:
– Kamila, jak mogę się od ciebie uwolnić? Jestem egoistą! Za bardzo kocham siebie, żeby tracić komfort rodziny na rzecz nieznanego! – A potem poważnym tonem dodał: „Wyrzuć te bzdury z głowy, nie potrzebuję nikogo poza tobą i Damiankiem!
Ale dziewczyny nie chciały się zatrzymać, żadne napomnienia nie pomagały, Bogumił próbował przemówić im do rozsądku zarówno dobrym, jak i złym, ale nie pomagało nic! Poprosił nawet Rafała o radę:
– Nie mogę ich pokonać! Mam już dość, co mogę zrobić, żeby to przerwać?
Kuzyn nie wiedział niestety co doradzić. Po kilku dniach wszystko gwałtownie się zatrzymało. Kiedy zapytaliśmy go, jak to zrobił, Boguś powiedział:
– Ach, postanowiłem być draniem! Po prostu złapałem je i powiedziałem, że owszem, miały rację, moje małżeństwo wynika wyłącznie z kalkulacji, teść ma wysoką pozycję i dlatego nigdy nie zostawię żony. Zapytałem, czy one, Kamila i Ela, mogą mi zaoferować coś podobnego do tego, co mam obecnie, ale odpowiedziały, że nie.

Wobec czego spytałem jeszcze po co prowadzą tę grę. Zaznaczyłem, że nie potrzebuję kochanek, nie chcę stracić wszystkiego z powodu chwili słabości, bo to nie dla mnie! Jestem egoistą, kocham tylko siebie, więc lepiej pozwolić im skierować swoją energię gdzie indziej. I wiecie co? To do nich dotarło! Nic nie pomagało, co im powiedziałem wcześniej o kochaniu żony! A teraz? Kiwały głowami i mówiły: Rozumiemy to.

W wieku 25 lat Boguś obronił pracę magisterską, komisja go pochwaliła i przewidziała doktorat do 30 roku życia, ale potem znów wszystkich zaskoczył. Wyjechał do Anglii, na jeden z najstarszych uniwersytetów na świecie. Najpierw zaproszono go na rok, potem podpisano długoterminowy kontrakt. Oczywiście jego rodzina pojechała z nim, tam urodził się ich drugi syn. Nadal tam mieszkają i nie ma mowy o rozstaniu, choć ojciec Oli od dawna jest na emeryturze i, wydawałoby się, jeśli było to małżeństwo z rozsądku, że nic nie trzyma go przy żonie. Na takie gadanie, które czasem dociera do Bogumiła, on zawsze odpowiada:
– O, nie, nie masz racji! Nie oddam mojej żony nikomu! Powinienem mieć tylko to, co najlepsze, a Ola i dzieci są najlepszym, co mam! Jestem egoistą!

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Boguś od dziecka wiedział, że musi być egoistą. Był to sposób na udane życie.