Razem z synem zawsze zadajemy pytania staremu czarodziejowi. W jego pokoju wisi nawet zdjęcie tego zarośniętego, poczciwego mężczyzny. Zapytał, czy mama przyjdzie na jej urodziny. Może to i byłoby chociaż trochę realne, gdyby nie to, że do jego urodzin został już tylko jeden dzień.
Patrzył na zdjęcie i wesoło rozmawiał z mężczyzną z długą brodą i włosami. Potem wyjął wszystkie nasze zdjęcia i zaczął je przeglądać. Kiedy się uspokoił i przejrzał już wszystkie, sam wyłączył nocną lampkę i poszedł spać.
Jak można się domyślić – cudów nie było, mama się nie pojawiła, chociaż Antek codziennie od tego czasu zadawał wróżce to samo pytanie.
– Tato, po prostu wcześniej robiłem to źle. Zapomniałem po prostu wyjaśnić, na jakie urodziny mama ma przyjechać – powiedział synek.
Wszystko zaczęło się bardzo obiecująco…
Razem z moim przyjacielem Jankiem studiowaliśmy na Akademii Muzycznej. Naprawdę bardzo się przyjaźniliśmy i znaliśmy swoje wszystkie sekrety, ale to nic dziwnego biorąc pod uwagę fakt, że znaliśmy się od dzieciństwa. Wychowywaliśmy się w jednym domu dziecka. Janek lubił także rysować i planował, że stworzy książkę muzyczną dla dzieci z ilustracjami. Ktoś z pewnej szwedzkiej firmy zauważyła jego talent i zaproponowano mu 3-letni kontrakt. Wyjechał, ale po półtora roku wrócił, lecz nie sam, a z dzieckiem. Kobieta, z którą się tam związał przestraszyła się utraty wolności oraz odpowiedzialności i po prostu uciekła, zostawiając mu dziecko. Tak na świat przyszedł Kornelek.
Pomagałem mu, bo nie miał innych krewnych. Podczas gdy synek spał, nadal rysował i nagrywał utwory dla dzieci. Malował też portrety dorosłego Antka i zastanawiałem się, skąd on wie, jak Antek będzie wyglądał w przyszłości.
Po cichu zazdrościłem przyjacielowi szczęścia – przecież też byłem z domu dziecka i marzyłem o tym, by mieć kogoś tak bliskiego u swego boku. Przyjaźń nie zastąpi nigdy rodzinnych więzi. Niestety, ta rodzinna sielanka nie trwała za długo. Dwa lata później u Janka zdiagnozowano nieoperacyjnego glejaka, więc w zasadzie ostatnie miesiące były czekaniem na śmierć. Antek na początku został wysłany do domu dziecka. Zajęło mi sześć miesięcy, aby zebrać wszystkie dokumenty i adoptować dziecko. Teraz jest ze mną.
Wie, jak wygląda jego tata, ponieważ często pokazuję mu zdjęcia. To właśnie jego nazywa czarodziejem. I tak każdego wieczoru oglądaliśmy z Antkiem ilustracje narysowane przez jego ojca. To był nasz szczególny rytuał.
Mój adoptowany syn ma już 13 lat! Jest mądrym i inteligentnym chłopcem.
W kolejne urodziny Antka, które obchodził w gronie przyjaciół, pojawiła się także jego matka. Zmieniła jednak zdanie – chciała poznać swoje dziecko i mieć z nim kontakt.
Początkowo chciała starać się o dziecko i prawa do niego, ale potem zdała sobie sprawę, że jest już w dobrych rękach. Antek, kiedy zobaczył kobietę po prostu się rozpłakał, bo uznał, że czarodziej spełnił jego życzenie. Teraz mają regularny kontakt i niebawem poleci do Szwecji aby ją odwiedzić.