Była chodzącą katastrofą, czym przekonała do siebie ukochanego.

Pewnego dnia moja przyjaciółka Julia wpadła w zachwyt. A raczej się zakochała. Mężczyzna, którego darzyła uczuciem był czarujący. Był także przystojny, inteligentny i dobrze zbudowany, miał subtelne poczucie humoru i nutkę mistycyzmu. Dodatkowo miał dryg do prac domowych i był podobny do jej ukochanego ojca. Julia już chciała budować gniazdo, karmić męża barszczem i w ogóle.

Jak na ironię jednak, to nie był typ mężczyzny, którego szukała. Poza tym, co może być nudniejszego niż życie małżeńskie? Paweł nie był skory do małżeństwa w ogóle, a z Julią w szczególności.
Kobieta nie była zadowolona z jego poglądów – „On w ogóle nie chce ślubu. Nie chce nawet do mnie przyjść! A ja… zdążyłam kupić mu kapcie. Są w korytarzu…” – szlochała.

Podobno, gdy kobieta jest tak rozmarzona o swoim przyszłym mężu, że już kupuje kapcie, to prędzej czy później mężczyzna też się wkręca… Krótko mówiąc, pewnego dnia Paweł odprowadzał Julię w dobrym humorze i spontanicznie zgodził się wpaść do niej na pół godziny. Mieszkała wówczas w jednopokojowym mieszkaniu komunalnym. Julia z entuzjazmem ofiarowała Pawłowi przytulne nowe kapcie, zaprowadziła go do pokoju, posadziła na kanapie przed telewizorem i udała się do wspólnej kuchni na piętrze budynku, by zaimponować ukochanemu swoim talentem kulinarnym.

Jako ciężką artylerię wybrała smażone ziemniaki. Julia była w tym świetna, jej tata uwielbiał to danie, przygotowywane przez mamę Julii, a najważniejsze – było szybkie! W ciągu tych pół godziny Paweł poczułby, jak wspaniałe jest życie rodzinne w ogóle, a z Julią w szczególności.

Praca trwała, olej strzelał na patelni, nóż stukał o deskę, spod niego wylatywały grube plastry ziemniaka, gdy nagle – bam, ostrze na palcu! Julia ścisnęła oczy z bólu, a gdy je otworzyła, zobaczyła jaskrawoczerwoną krew tryskającą na jasne plastry, jakby zamiast palca miała kran.

Zapominając o patelni i wszystkim na świecie, zacisnęła ranę i pobiegła po apteczkę. W jej głowie zadzwoniła jedna myśl: Zatrzymać krwawienie! Wpadła do pokoju i z oderwanym, a nawet obojętnym spojrzeniem na śniętego na kanapie mężczyznę, pognała do szafy i zaczęła grzebać w apteczce. Nagle wszystko stało się rozmyte – zorientowała się, że traci przytomność, więc pospieszyła do okna i wychyliła się lekko. Chłód oczyścił nieco jej głowę, a Julia przypomniała sobie o patelni na ognisku. Zamknęła okno i pobiegła z powrotem do kuchni, jednak gdy tylko przekroczyła próg pomieszczenia, zemdlała.

Teraz wyobraź sobie to oczami Pawła: siedzi przed telewizorem, niczego nie dotyka. Czeka, bo Julia kazała mu zostać i obiecała niespodziankę. Potem drzwi trzaskają i pojawia się gospodyni – z palącym, ale jakoś zdystansowanym spojrzeniem. Tutaj trzeba podkreślić, że Julia nie jest filigranowa – gotowanie matki przyczyniło się do nabycia pulchności i spektakularnej formy. Jednym słowem, Julia nigdy nie grzechotała kośćmi, a jej ruchy były niespieszne i miarowe. No a teraz ta spokojna, na pierwszy rzut oka, dziewczyna wlatuje do pokoju, tup tup – biegnie od drzwi do szafy i zaczyna temperamentnie w niej grzebać. Paweł z ciekawością odrywa wzrok od telewizora, a Julia znowu – tup tup tup – biegnie przed jego nosem od szafy do okna, hałasując starymi ramami i wywieszając się na zewnątrz do pasa. Kobieta robi to z takim zapałem, jakby miała zamiar skoczyć w dół. Paweł aż się podnosi niespokojnie w stronę okna – nigdy nie wiadomo, co te tajemnicze kobiety mają na myśli… A Julia znowu – tup tup – biegnie przed jego nosem od okna do drzwi, ale, ledwo wyskakując na korytarz – zatrzymuje się i, jakby w zwolnionym tempie, wpada z powrotem do pokoju. Upada do tyłu jak kłoda, na plecy. Jej nogi pozostają w przedpokoju, a tułów znajduje się w pokoju.
Paweł podbiega do niej przerażony:
– Julia, co się stało? Co się z tobą dzieje, Julia?

Potrząsa pozbawionym reakcji ciałem i ze zdumieniem zauważa, że jego ręce są pokryte krwią. Okazuje się, że wokół jest dużo krwi. Szczególnie na Julii. A z korytarza unosi się jakiś dym – może za drzwiami jest pożar!
Wtedy do mężczyzny dochodzi myśl, że w każdej chwili mogą pojawić się sąsiedzi – i co oni sobie pomyślą? Jak zinterpretują tę sytuację?

Paweł próbuje jakoś to ogarnąć, na początek wziąć Julię do pokoju, a potem wezwać karetkę i takie tam. Ale niezależnie od tego, jak próbuje ją podnieść, nic nie wychodzi. A tutaj nie ma miejsca na opóźnienia!
Czując się jak kompletny wariat, w chmurze dymu chwyta ją za ramiona i wciąga do pokoju, zostawiając na podłodze korytarza długie, krwawe ślady stóp. Udało się! Może teraz zamknąć drzwi.

Potem, jak w prawdziwych powieściach o miłości, bohater wszystko rozgryza i ratuje ukochaną.
„Jakim cudem w ogóle dożyłaś spotkania ze mną?” – Paweł był zakłopotany, gdy Julia oprzytomniała. Tego wieczoru nie spróbował ziemniaków, ale doszedł do wniosku, że biedna dziewczyna, która nie potrafiła nawet przygotować kolacji – albo wypadłaby przez okno, albo wykrwawiłaby się na śmierć, więc bez niego byłaby zgubiona.

Od tego czasu upłynęło sporo wody, a raczej wiele rzeczy się wydarzyło – Julia sporo rzeczy połamała, rozbiła, upuściła, zepsuła.

Pewnego dnia siedziałyśmy przy stole w moim domku letniskowym, pod wiekowymi sosnami. Nalałam sobie do kubka gorącą herbatę i już miałam się nią delektować, gdy Julia sięgnęła przez stół, zręcznie nabiła na widelec wędzoną rybę i w następnej sekundzie kawałek tłustego pstrąga pływał już w pachnącej zielonej herbacie.

Zdążyłam otworzyć usta, by podzielić się swoimi emocjami, ale Julia zdenerwowała się pierwsza:
– Tak jest zawsze!
– Nic wielkiego się nie stało! – pospiesznie zapewniłam.
To częsta historia. Gdy Julia stłukła nowy kolekcjonerski kubek – rozpłakała się, a ja ją pocieszałam.
Podczas gdy nalewałam nową herbatę do innego kubka, zadzwonił telefon komórkowy Julii.
– Witaj! – ucieszyła się.
Oczy jej się zaświeciły, a policzki zarumieniły… To było oczywiste – ukochany mąż wzywa.
– Powiedz Pawłowi o herbacie z rybą – mruknęłam.
Paweł usłyszał moje pomruki i zainteresował się:
– Co mówi Julia?
Tak się składa, że ja też jestem Julią.
– Skarży się, że wrzuciłam jej do herbaty rybę – przyznała Julia, która jest żoną Pawła.
– Powiedz jej niech się cieszy, że żyje, że nie zrobiłaś jej krzywdy!
– Powiedziała, że dziękuję, że nie zrobiłem ci krzywdy – odparła Julia.

Uśmiechnęłam się beztrosko, ale ledwie podniosłam nową herbatę do ust, gdy zęby gruchnęły o porcelanę, twarz i klatkę piersiową obmyła fala ciepła, zanim w oczach błysnęły mi sosny, sięgające nieba, jednym słowem świat nagle się wywrócił, a ja przewróciłam się z herbatą do tyłu, automatycznie drugą ręką chwytając lekko osolonego ogórka.

Okazało się, że akurat w tym momencie Julia postanowiła wycofać się na pogawędkę z ukochanym mężem i wstała z deski, na której siedziałyśmy razem. A że deska spoczywała na jednym punkcie podparcia i jedna przeciwwaga nagle zniknęła… stało się to co się stało.
– Ah-ah-ah! krzyknąłem w locie.
Był to ostatni dźwięk, jaki Paweł usłyszał z telefonu, bo potem Julia odłożyła słuchawkę i pospieszyła mi na ratunek.
– Nie, poradzę sobie! – Zaprotestowałam, widząc to swoimi przesiąkniętymi herbatą oczami.
Ale kiedy Julia chce czynić dobro, nic nie jest w stanie jej powstrzymać.

Mój brat Jarek akurat przyjechał z żoną i podbiegł w naszą stronę, a potem pojrzał z szacunkiem na swoją żonę Teresę – na próżno uważał ją za „chodzącą katastrofę”, a ona tylko roztopiła telefon na kuchence…
Cóż, Paweł zrozumiał już dawno temu: życie rodzinne jest najlepszym lekarstwem na nudę w ogóle, a z Julią – szczególnie. Teraz mają uroczą córkę Amelkę, w której są bezgranicznie zakochani. Więc obecnie Paweł ma dwa razy więcej… zabawy.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Była chodzącą katastrofą, czym przekonała do siebie ukochanego.