Co może osiągnąć syn dozorcy?

W dzieciństwie byłem zwykłym chłopakiem, niepozornym – nie cudownym, ale też nie głupim. Moje oceny były przeciętne, nie byłem w żaden sposób uzdolniony, ale uwielbiałem rozwiązywać równania matematyczne i kochałem algebrę. Czasami szkoła wysyłała mnie na olimpiady, w których kilka razy udało mi się zdobyć nagrody. Jednak nie sprawiło to, że poczułem się lepiej w szkole, chodziło o coś innego.
Mój tata był miejscowym dozorcą, który pracował na pół etatu w pobliżu szkoły, do której mnie zapisał, żebyśmy mieli blisko. Oczywiście to właśnie spowodowało, że rówieśnicy zaczęli mnie lekceważyć, ale ja nie zwracałem na to uwagi i nie reagowałem na zaczepki kolegów. To była dobra taktyka, bo po pewnym czasie wszystko się uspokoiło i nikt mi już nie dogryzał. Z wyjątkiem osoby, po której nie można by się tego spodziewać: mojej nauczycielki matematyki.
Była nieco starszą, grubą kobietą, z niegdyś piękną twarzą, która z powodu jej zawodu i ciągłego irytowania przez dzieci, była zawsze zrzędliwa i niezadowolona. Wielu uczniów obawiało się jej, głównie dlatego, że matematyka była dla nich na ogół przerażająca i niezrozumiała, a z arogancką, drażliwą nauczycielką stawała się koszmarem. Była też bardzo wyrachowana. Jeśli wiedziała, że rodzice dziecka mają jakieś kłopoty, wspierała je, nawet jeśli miało słabe oceny, a mnie nie znosiła, mimo że odnosiłem sukcesy w matematyce.
Zdarzało się, że jakiś temat był trudny albo nie miałem czasu na odrobienie wszystkich zadań domowych, a ona zaczynała mnie obrażać, mówiąc, że nigdy w życiu nic nie osiągnę, bo jestem głupi i nie mam odpowiednich rodziców, którzy zapewniliby mi przyszłość. Ani razu nie pochwaliła mnie za dobrze wykonaną pracę, ale pierwsza mnie karciła. Za każdy błąd dostawałem złą ocenę w dzienniczku, podczas gdy bogaci dostawali dobre oceny.
Pewnego razu, podczas jednej z moich olimpiad, w liceum, była tak zirytowana, że wybuchła: „Musisz wiedzieć, że prędzej piekło zamarznie niż syn dozorcy coś osiągnie!”.
Dawno już skończyłem szkołę, a także studia, ale słowa nauczycielki nosiłem w sercu przez długie piętnaście lat, zanim udało nam się spotkać ponownie. Było to całkiem przypadkowe – mój ojciec trafił do szpitala na operację przepukliny, a ja odbierałem go po wypisie. Moja nauczycielka matematyki i ja wpadliśmy na siebie, gdy czekałem w holu na ojca z jego rzeczami. Rozpoznała mnie, ale ja nie poznałem jej od razu: jej twarz była jeszcze bardziej ponura, a wiek dawał się we znaki.
Nie mogłem się od niej opędzić, a ona zadawała mi mnóstwo pytań. Zrozumiałem, że w środku jest wciąż taka sama, że niczego się nie nauczyła przez te lata. Kiedy zaczęła opowiadać o moim ojcu, a potem o moich osiągnięciach, szyderczo zastanawiając się, czy jestem zamiataczem ulic, jak on, spokojnie odpowiedziałem, że zajmuję się materiałami budowlanymi. Zapytała mnie, czy pracuję na budowie. Odpowiedziałem jej: „Nie, jestem właścicielem sieci sklepów z materiałami budowlanymi”.
Nigdy nie sądziłem, że jej twarz może się tak szybko i dramatycznie zmienić. Mam nadzieję, że w podeszłym wieku wyniosła coś z lekcji, której powinna była nauczyć się dużo wcześniej.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Co może osiągnąć syn dozorcy?