Jestem bardzo szczęśliwy, że mam żonę. Moim zdaniem Maria jest kobietą idealną: wesoła, piękna, wspaniale gotuje, nigdy nie zrzędzi i jest doskonałą gospodynią.
Mieszkamy razem od ponad sześciu lat, a nasi dwaj synowie są dopełnieniem naszego rodzinnego szczęścia. Moja żona jest dla chłopców wspaniała, jest ich autorytetem i prawdziwym przyjacielem, choć jest też ich matką.
Doceniają Marysię także w pracy – pracuje jako sekretarka w renomowanej firmie. Często zostaje w pracy po godzinach, ale wszystko w granicach normy, więc jej to wybaczam.
Ale przez ostatnie sześć miesięcy chodziła smutna. Może się wydawać, że dobrze się z nami bawi, wygłupia się, a potem w milczeniu idzie do kuchni lub robi inne rzeczy w domu.
Najpierw pomyślałem, że coś jest nie tak w pracy, ale nie wnikałem w to, co się z nią dzieje. Jeśli będzie chciała mi powiedzieć, zrobi to. Pewnego dnia przytuliłem ją i zapytałam, czy dobrze się czuje. Zażartowała coś o złym szefie i znów posmutniała.
Po tej rozmowie wszystko wydawało się być w porządku. Ostatnio jednak znów stała się drażliwa. Nie, nie wydaje mi się, żeby to mogło być spowodowane pracą. Uznałem, że należy dokładniej zbadać sprawę, ponieważ ewidentnie coś ją gryzie, a ona to przede mną ukrywa. Na szczerą rozmowę z Marią wybrałem dzień, kiedy chłopców nie było w domu, a ja nie musiałem się nigdzie spieszyć.
Poszedłem rano na nabożeństwo, wróciłem do domu, i zauważyłem, że coś jest w skrzynce pocztowej. Przez otwory widać było jakąś kopertę. Kiedy ostatni raz dostaliśmy pocztę? Chyba podczas ostatniej kampanii wyborczej, kiedy rozdawali ulotki.
Otworzyłem skrzynkę bez użycia klucza: od dawna go nie używaliśmy, bo zamek jest zepsuty. W środku była koperta… ze zdjęciami. Na fotografiach widać, jak moja żona przytula dziesięcioletnią dziewczynkę, która z cała pewnością jest jej bardzo bliska.
W pierwszej chwili nie zrozumiałem co to jest, ale na odwrocie zdjęcia nieznanym mi pismem napisano, że to… matka i córka. Powiedzieć, że raziło mnie to jak piorun, to jakby nic nie powiedzieć. Czy moja ukochana żona miała inne życie, które przede mną ukrywała?
Pobiegłem do domu, prosto do kuchni, gdzie była Maria. Widziałem, że płacze, jakby przeczuwała, że wracam do domu i będzie musiała mi wszystko szczerze wyznać. Nie chciałem owijać w bawełnę, zapytałem wprost, pokazując jej zdjęcie:
– Marysia, kim jest ta dziewczyna, z którą tu jesteś?
Moja żona zaczęła płakać, nigdy wcześniej nie widziałem jej tak zmartwionej. Potem wzięła się w garść i powiedziała mi wszystko, co ukrywała przede mną przez tyle lat.
Jako uczennica była zakochana w chłopaku starszym od niej o dwa lata, który nalegał, aby udowodniła, że go kocha. Była młoda, głupia i zakochana – uległa jego namowom. Miesiąc później zdała sobie sprawę, że jest w ciąży.
Jej rodzice byli surowi, ale nie odważyli się zmusić córki do aborcji. Musiała jednak zrobić sobie przerwę w nauce. I żeby nie niszczyć życia córce, matka Marysi, moja teściowa, oddała wnuczkę do domu dziecka. Chciała oskarżyć chłopaka, ale Maria była temu zdecydowanie przeciwna i skandal został wyciszony.
Przez lata moja żona stale odwiedzała swoją małą córeczkę w sierocińcu. W każdej wolnej chwili biegła do niej. Pracowała z całych sił, aby dziecko miało sukienki, smakołyki i zabawki.
A kiedy mnie poznała i zakochała się we mnie, bała się, że ją zostawię, jeśli dowiem się, że ma dziecko w domu dziecka i nie wiedziała jak sobie z tym poradzić. A potem urodzili się nasi chłopcy. Maria była całkowicie zdezorientowana. Jej córka dorasta, już chodzi do szkoły, rozumie, że jej matka jest taka jak ona, ale z jakiegoś powodu nie ma jej przy niej. Maria była zagubiona w swoim podwójnym życiu.
Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale wybaczyłem żonie i zrozumiałem jej zachowanie. Bardzo ją kocham i wierzę, że nie zachowała się w ten sposób ze złośliwości, ale po to, by wszyscy czuli się dobrze. Ale to nie zadziałało.
– Chodźmy – powiedziałem do żony.
– Dokąd? – na jej twarzy malowało się przerażenie i zdumienie.
– Żeby odebrać naszą córkę – mówię.
Oczy Marii były jak dwa kryształowe spodki – w nich strach, łzy i nadzieja, a potem radość.
Zabraliśmy więc Gosię z domu dziecka, razem z jej wszystkimi książkami, zabawkami i sukienkami, a potem kupiliśmy jej nowe. I od razu uznałem, że jest tak samo moja jak moi synowie, bo to córka mojej ukochanej.
Dziewczynka początkowo nie mogła uwierzyć, że teraz będzie mieszkać w jednym domu z mamą, a do tego ma jeszcze tatę i braci.
A teraz już się w tym odnalazła i jako najstarsza dowodzi chłopcami. Jest taka jak Marysia – urocza, wesoła i ładna.
Jak taka księżniczka mogła być trzymana w sierocińcu? I to mając matkę…
Lata mijały, nasze dzieci dorastały, a Gosia wychodziła za mąż. Zalotników nie brakowało, ale ona od razu wybrała jednego. Powiedziała: „Tatusiu, on wygląda zupełnie jak ty”. Gdybyś tylko wiedział, jak się czułem po tych słowach! Jutro zabieram ją na ceremonię ślubną, aby poznała swoje szczęście. Wierzę, że moja córka, tak jak Maria i ja, będzie bardzo szczęśliwa.