Od dawna chciałam założyć własną firmę. Wiele młodych kobiet, które znałam, robiło coś własnego, zdobiły paznokcie albo przedłużały rzęsy. Chciałam też spróbować swoich sił w wypieku ciast.
Lubiłam tworzyć coś własnymi rękami i doskonalić swoje umiejętności. Rodzina nie mogła się nasycić moimi wypiekami! Ze smakiem pochłaniali moje cukierki, ciasta i ciastka. Stopniowo zaczęły napływać zamówienia – na początku robiłam słodycze dla znajomych po kosztach, ale później grono klientów zaczęło się powiększać.
Kiedy skończył się mój urlop macierzyński, nie wróciłam do pracy w biurze. Po przedyskutowaniu wszystkiego z mężem zdecydowaliśmy, że mama w domu jest kluczem do szczęśliwej rodziny. W ciągu dnia wypełniałam obowiązki żony i mamy, a w nocy realizowałam zamówienia. Jeśli zlecenie okazywało się skomplikowane lub było ich kilka, małżonek pomagał rano przy dzieciach, a ja mogłam dłużej pospać.
Oczywiście, na wszelkie spotkania rodzinne i święta zawsze robiłam coś pysznego. Jeśli był czas, przygotowywałam małe smakołyki dla wszystkich. Bliscy zaczęli mocno wykorzystywać mój talent i powoli weszli mi na głowę. Najpierw moja mama poprosiła mnie, żebym zrobiła dla niej tort urodzinowy do pracy, bo chciała się pochwalić jak utalentowaną ma córkę.
Nawet nie pomyślałam o tym, żeby odmówić mamie. Oczywiście, zrobiłam jej piękny tort czekoladowy. Mama nie dała mi pieniędzy na zakupy, a ja się nie upomniałam.
Później przyszła do mnie siostra:
„Dlaczego zamiast prezentu nie upieczesz dla Kasi ciasta? Ona będzie szczęśliwa, a my zaoszczędzimy pieniądze”.
Nie podobało mi się stwierdzenie „oszczędzać pieniądze”. Poza tym, jak można przyjść na przyjęcie urodzinowe bez prezentu? Upiekłam więc ciasto i kupiłam prezent.
Potem inni członkowi rodziny zaczęli wymagać ode mnie darmowych wypieków lub prosić o specjalne zamówienia:
„Przypadkiem natknąłem się na przepis na podpłomyki. Upieczesz je dla mnie?”.
Jakie podpłomyki? Ciasta i podpłomyki to zupełnie inne rzeczy. Nie przepadam za przygotowywaniem ciasta na podpłomyki i chleb. Zwłaszcza że mam własne sprawy do załatwienia: zamówienia od klientów, dzieci, sprzątanie. Zaczęłam odmawiać, ale oni nie przestawali prosić.
Czara goryczy przelała się po telefonie od mojej teściowej:
„Iza, moja siostrzenica za dwa dni wychodzi za mąż, zrób dla nich tort na wesele, proszę. Sama zdecyduj jak będzie wyglądał. Na weselu będzie 45 osób”.
Szybko policzyłam w głowie koszty i powiedziałam o nich teściowej. W słuchawce zapadła cisza, po czym odezwała się teściowa:
„Nie ma sprawy. Powiedzmy, że będzie to prezent od ciebie”.
„Nikt nas nie zapraszał na ślub. A nawet gdybyśmy zostali zaproszeni, nie mamy teraz możliwości, aby dawać takie prezenty, mamy ważniejsze wydatki” – odpowiedziałam.
„Przecież nie wydasz dużo pieniędzy! – powiedziała moja teściowa i roześmiała się. – Nie musisz zamawiać tortu za duże pieniądze, upieczesz go sama! Weźmiesz trochę produktów z innych zamówień, dokupisz resztę z zarobionych pieniędzy i jakoś dasz radę zrobić dodatkowy tort”.
„Nie jestem w stanie zebrać tyle pieniędzy, nawet nie mam na to czasu” – trochę skłamałam. – „Za dużo zamówień”.
„Dobrze, jeśli nie możesz” – powiedziała ze złością moja teściowa. – Coś wymyślę”.
A wieczorem poskarżyła się mojemu mężowi.
Na szczęście mąż jest po mojej stronie i uważa, że musimy jasno przedstawić ile kosztuje przygotowanie tortu, żeby zrozumieli dlaczego nie stać nas na darmowe usługi dla rodziny.