Kiedy ojczym przeprowadził się do nich, Barbara postanowiła przenieść się do domku mieszczącego się na wsi.
– To dobry człowiek – mówiła mama niby zawstydzona i winna, ale w jej oczach nie było ani grama jakiś wyrzutów sumienia czy poczucia winy. Dostrzec w nich można było tylko szczęście.
„Może i dobry, ale nie chcę mieszkać z obcym dla mnie mężczyzną pod jednym dachem” – dziewczyna wcale nie chciała kłócić się z mamą i ją do czegoś przekonywać – mamo, cieszę się Twoim szczęściem, ale nie będziesz miała chyba nic przeciwko, gdy zamieszkam w domku na wsi? Tam będę mogła korzystać ze świeżego powietrza, a i tak pracuję zdalnie.
Mama westchnęła, jakby była zdenerwowana, ale Basia była pewna, że to właściwa decyzja.
Stary domek znajdował się niedaleko miasta – był to domek, który zbudował jej dziadek. Wiele z jego elementów zrobił zresztą własnymi rękami. Kiedy dziewczyna się tutaj pojawiła, to pierwszy razy od od wielu dni poczuła się jak w domu.
Basia bardzo kochała swojego dziadka, a on ją. Ojca nie pamiętała, ponieważ porzucił rodzinę niemal natychmiast po jej narodzinach, dlatego to dziadek zastąpił jej tatę, a nawet trochę mamę, ponieważ ona z kolei zwykle była w podróżach służbowych.
Obrazek, który wisiał w domku przedstawiał dwa niedźwiedzie, które się do siebie przytulały. Dziadek wyrył ten obrazek w drewnie na urodziny Basi, a kiedy go jej wręczał, powiedział:
– Duży niedźwiedź to ja, a mały to Ty i tak się przytulają, jak my! – dziadek przytulił wnuczkę i ją pocałował.
– Oj dziadku, masz kłującą brodę! – zaśmiała się wtedy radośnie Basia.
Tylko przy dziadku Basia czuła się kochana i potrzebna.
– Dziadku, powiedz, że mnie nie zostawisz? będziesz ze mną? – dotykając jego nieogolonych policzków i brody delikatnymi dziecięcymi rączkami torturowała go pytaniami.
Pewnego dnia zapytała go z przerażeniem:
– Dziadku, wyobraź sobie, że dziadek Ilony umarł. A Ty też umrzesz? Czy ja bez Ciebie będę żyła? Jak? Taka zupełnie samotna?
– Ach Ty moja Basieńko, moja kochana – dziadek posadził wnuczkę na kolanach i westchnął smutno – wiesz…
Nie zamierzam jeszcze umrzeć. Pamiętasz, jak Ci mówiłem, że takie jest życie? Że nic tak naprawdę nigdzie nie znika i nie pojawia się znikąd. Ludzie, kiedy umierają, wcale nie znikają. Po prostu nie mogą już dłużej żyć na tym świecie i odchodzą do innego. Umówmy się tak – jeśli już się tam przeniosę, to dam Ci stamtąd znak, że jestem blisko, a Ty poczujesz, że nie zniknąłem! Zgoda?
– Zgoda! – pokiwała głowa zaczarowana przez dziadka dziewczynka – a jaki znak?
– No co ja mogę? – uśmiechnął się dziadek – Na pewno taki, że od razu zrozumiesz, że to ja.
– Naprawdę? – cieszyła się Basia – obiecujesz?
– Oczywiście, że obiecuję, Basiu moja – dziadek ją objął – czy ja kiedykolwiek Cię oszukałem?
„Nie, nie oszukałeś” – Barbara wyraźnie przypomniała sobie dziadka, jego uśmiech, kłującą brodę i życzliwe oczy.
„Nie oszukałeś, tylko nie dałeś jeszcze żadnego znaku” – uśmiechnęła się smutno Basia.
W nocy zadzwoniła mama:
– Baśka, wszystko w porządku? – i nie czekając na odpowiedź kontynuowała – Kupiliśmy bilety w ofercie „last minute”, żeby trochę odpocząć, ale wydaje mi się, że w ferworze szybkich przygotowań mogłam nie wyłączyć żelazka. Pojedź z samego rana do domu, dobrze?
– dobrze mamo – odpowiedziała Barbara i rzuciła okiem na zegar – była trzecia w nocy!
Wcześnie rano pojechała do mieszkania i postanowiła już stamtąd pracować.
Po obiedzie nagle zadzwoniła sąsiadka, która jednocześnie doglądała domku na wsi.
– Basia, gdzie jesteś? W domu? – głos miała przestraszony.
– Nie, w mieście, w mieszkaniu, a coś się stało?
– Ach, bo ja nie widziałam, jak wyjeżdżałaś, myślałam, że jesteś w domu – Widać było, że kobieta nie wie, jak to powiedzieć – Na werandzie stoi jakiś pies i strasznie wyje. Pysk ma jakiś straszny, dziwnie wykrzywiony, a jak syn przez płot wszedł, żeby zobaczyć co się dzieje, to wystawił na niego zęby! No coś strasznego!
„O Boże, jak nie jedno, tak drugie” – pomyślała Basia i obiecała sąsiadce, że wkrótce przyjedzie.
Na ganku naprawdę siedział niewyobrażalnie zabawny pies i uważnie patrzył, jak Basia parkuje samochód.
– Więc wpuścisz mnie do domu? – zapytała cicho psa, a on zaraz wstał, jakby zrozumiał.
Do domu wszedł zaraz za nią. Chciała się oburzyć na taką bezczelność, ale coś ją powstrzymało. Ten zabawny, kudłaty niesforny pies położył się przy drzwiach na macie, jakby chciał wszystkim pokazać swoją postawą, że zamierza jej strzec.
– po co przyszedłeś do mnie, misiu kudłaty? Co? – spytała wesoło psa, a ten nagle wstał i cicho coś zamruczał pod nosem.
I nagle przyszła jej do głowy niesamowita myśl:
-Misiu? Czy Ty czasami nie przyszedłeś od dziadka? Czy to ten obiecany znak?
Przykucnęła przed nim, a pies podszedł i położył kudłate łapy na jej ramionach, chowając między nie swój kudłaty pysk.
Rozpłakała się, a pies lizał ją po policzku, szturchnął ją brodą, a potem już płakała ze szczęścia, przytulając go – swojego misia.
Dziadek njej ie oszukał i dał znak, a nawet przysłał obrońcę, więc teraz będzie już dobrze.