Decyzja pełna odpowiedzialności.

Kiedy Nowakowie zdecydowali się na posiadanie kota, przyjaciele żartowali, że to pewny znak, o rychłym posiadaniu dziecka. Nowakowie tłumaczyli się jednak zawstydzeni, że małżeństwem są dopiero od miesiąca i nie zdążyli się jeszcze sobą nacieszyć. Twierdzili, że pożyją sami jeszcze kilka lat, zaoszczędzą trochę pieniędzy, a potem pomyślą o posiadaniu dzieci. Właśnie przygarnęli kota, bo oboje uwielbiali te stworzenia.

Wybrali pięknego, rasowego kota brytyjskiego i z dumą opowiadali wszystkim o jego rodowodzie. Nazwali go Gustaw, ale bardzo szybko zaczęli wołać na niego po prostu Gucio. Jednak nie zmieniło to jego władczego charakteru arystokraty. Jego cechy nie ujawniły się od razu, ale po około trzech miesiącach, kiedy z małej puchatej kuleczki zmienił się w krnąbrnego dorastającego kota.

Para pokłóciła się tej nocy, oczywiście o jakiś drobiazg, ale z uwagi na to, że oboje byli zmęczeni i głodni, mała sprzeczka przerodziła się w głośne besztanie. Gucio, który nigdy wcześniej nie widział gospodarzy w takim stanie, siedział w milczeniu przy drzwiach kuchni, gdzie toczyła się zacięta walka, i obserwował, przenosząc wzrok z jednego na drugiego.

Po 15 minutach słownej sprzeczki, podszedł do swojego pana i widocznie stuknął go łapą. Bez użycia pazurów, ale dość niespodziewanie, Patryk zamilkł na sekundę, co Beata natychmiast wykorzystała:
– Widzisz, nawet Gucio jest po mojej stronie! – krzyknęła.
Ale potem też dostała od kota łapą.
– Dobrze ci tak! – Patryk zaśmiał się w odpowiedzi, on nie jest po twojej stronie, raczej czuje męską solidarność!
– Wiesz co, kochanie… – Nie zdążyła dokończyć: kot wczepił się w nią pazurami. Beata krzyknęła, a na jej nodze pojawiło się zadrapanie.
– Ty draniu! – Wyładowała swoją wściekłość na kocie – Dlaczego mnie drapiesz? Dopadnę cię! – zdjęła klapek i chciała gonić kota.

Gustaw wygiął plecy łuk i wydał z siebie głośny syk, wskoczył na parapet i zaczął ich besztać.
Mąż i żona zapomnieli o co się kłócili, bo powód był naprawdę błahy i wpatrywali się w kota, który nie wyglądał na figlarnego i czułego zwierzaka. Był teraz dzikim zwierzęciem, a nie domowym kotem.

Zanim Gustaw skończył rok, para zdążyła się już kilkakrotnie pokłócić. Z doświadczenia dowiedzieli się, że ich kot nie przyjmuje żadnych argumentów i przeraźliwie wokalizuje, gdy tylko podniosą głos. Kiedy kłótnie ustają lub zmieniają się na normalne tony, kot uspokaja się i traci zainteresowanie krzyczącą osobą.
Patryk nie lubił chodzić z zadrapaniami, a kłótnie bez podniesionego tonu, to żadna przyjemność, chyba każdy się z tym zgodzi. No, a wychodzenie na klatkę schodową, żeby na siebie krzyczeć, to już byłby szczyt. Małżonkowie przestali się więc kłócić i nauczyli się ze sobą rozmawiać.

Nie od razu oczywiście wyszło, ale jak tylko ktoś podniósł głos, do pokoju wchodził Gucio, a to był znak, żeby ściszyć głosy. Nawet goście Nowaków byli ostrzegani, że krzyki w ich domu są zabronione – kot nie pozwalał na to. A złamanie tej zasady groziło chodzeniem z zadrapaniami.

Beata wkrótce zaszła w ciążę i para zastanawiała się, jak zachowa się Gucio, gdy dziecko zacznie płakać. Czy zaatakuje go swoimi pazurami?
Ciężarny mózg podsuwał Beacie różne wizje i co jakiś czas proponował rozwiązanie problemów, które jeszcze nie powstały: usunąć pazury, założyć mu buty na nogi albo oddać kota komuś. Szlochała nawet całymi wieczorami, opłakując rozstanie.

Na szczęście tylko ona miała mózg w ciąży. Patryk spokojnie skomentował sytuację:
– Będziemy zajmować się problemami w miarę ich pojawiania się. Tym bardziej, że nie wiemy, jakie by one były.

Kiedy noworodek pojawił się w domu Nowaków, Gustaw obwąchał nowego członka rodziny, delikatnie dotknął łapką pieluszki, powiedział krótkie, aprobujące „miał” i wyszedł z sypialni. Nawet nie skrzywił ucha na płacz dziecka, ale uważnie obserwował rodziców, którzy z powodu niezwykłego zmęczenia znów odważyli się na siebie pokrzyczeć. Pazury były zawsze gotowe i szczerze mówiąc, kilka razy Patryk oberwał od kota.

Nieoczekiwane, gdy mała Zosia miała sześć miesięcy, a Beata zostawiła ją na chwilę samą na łóżku i pobiegła do kuchni, żeby wrzucić ziemniaki do zupy, usłyszała krzyk:
– M-M-M-M-M-IAŁ!

Zrzucając pokrywkę z garnka, kobieta pognała do sypialni i na te 10 sekund, które w pośpiechu upłynęły, pożegnała się i z dzieckiem, i z kotem, i z całym światem. Wlatując do pokoju zobaczyła, że jej córeczka, która ostatnio stała się bardzo aktywny, kilka razy przewróciła się z pleców na brzuszek i z powrotem, kończąc w chwiejnej pozycji na krawędzi łóżka. Gdyby znów się przekręciła, niechybnie runęłaby na podłogę. Gucio siedział obok Zosi i gorączkowo krzyczał, bez wątpienia nakłaniając nieostrożną matkę do powrotu do swoich najważniejszych obowiązków.
Gdyby istniały odznaczenia dla kotów, Gustaw z pewnością powinien otrzymać medal. Ale to było niemożliwe, więc Beata po prostu kochała kota jeszcze bardziej.
Gdy tylko Zosia zaczęła poruszać się po mieszkaniu, spokojne życie kota dobiegło końca. Gucio wspinał się na półkę z książkami i obserwował dziecko z góry. Kiedy Zosia była w potencjalnym niebezpieczeństwie, na przykład pod groźbą przytrzaśnięcia palców drzwiami, kot zamykał drogę do zagrożenia swoim smukłym ciałem, odpychając dziewczynkę, szturchając ją pyskiem. Ani razu nie wysunął pazurów, ani nawet nie zamachnął się łapą. Jeśli jego sposób nie zadziałał, włączał syrenę:
– M-I-I-AAAAŁ!

I Beata spieszyła na ratunek dziecku, za każdym razem mentalnie, a czasem na głos dziękując kotu za jego czujność. Nie trzeba dodawać, że Gucio stał się najlepszym przyjacielem Zosi. Jej patronem, mentorem, towarzyszem. Kilka razy jedli z jednej miski, aż Beata to zauważyła i zagroziła, że pozbawi kota racji żywnościowych. Zosia oferowała każde jedzenie swojemu przyjacielowi, ale nie lubił słodyczy, wolał białkowe jedzenie łowców.

Zasypiali razem, a kot zawsze czuwał nad bezpieczeństwem Zosi.
Kiedy dziewczynka poszła do przedszkola, Gucio się nudził, praktycznie cały czas spał. Wiedział dokładnie, kiedy wróci jego przyjaciółka i spieszył się, zanim usłyszał, że winda zatrzymała się na ich piętrze.

Nie wolno mu było besztać Zosi. Tak jak wcześniej Beata i Patryk dostałaby pazurzastą łapą, gdyby pozwoliła sobie na podniesienie głosu. Ale czasem Gustaw wychowywał też Zosię. Kiedy bez powodu rzucała się na niego, podchodził do niego, popychał łapą i podgryzał kostki. Jeśli to nie pomogło, miałczał głośno, grożąc zdegradowaniem jej do pospólstwa.

Od szóstego roku życia Zosia zaczęła jeździć do dziadków na działkę na wakacje. Kot tęsknił za nią, odmawiał jedzenia i przyniósł zabawki pod drzwi. Małżeństwo zabrało go również do dziadków. Z takim strażnikiem czuli się bezpiecznie: Gucio nigdy nie skrzywdzi Zosi.

Rzeczywiście, zawsze chodził za dziewczynką, odpoczywając tylko w nocy. Gustaw był kotem miejskim, w dodatku pozbawionym pewnych męskich przyjemności. Nie był szczególnie entuzjastycznie nastawiony do innych zwierząt domowych. Pierwszego dnia głośno wokalizował, dając znać okolicznym zwierzętom, i przy okazji mieszkańcom, że lepiej nie wchodzić na ich posesję. Raz złapał mysz, ale najprawdopodobniej po to, by pokazać ją Zosi, albo koty mają swoje wartości: zdobyć pana – złapać mysz…

Gucio i Zosia są jak rodzeństwo. Spanie, zabawa, jedzenie, wszystko razem. Kot wykazał nawet zainteresowanie kreskówkami, oglądając je razem ze swoją panią.
Kiedy Zosia czuła się źle, chowała twarz w szyi kota i opowiadała mu swoje dziecięce smutki; kot słuchał i mruczał kojąco. Gdy dziewczynka się przeziębiła, kot nieodmiennie spał obok niej, na jej poduszce, lub ogrzewał jej stopy. Nie odstępował jej na krok.

Patrząc na córkę odrabiającą lekcje, podczas gdy kot grzał sobie bok pod lampką na biurku, Beata powiedziała:
– Patryk, dlaczego nie mamy młodszego brata dla Zosi? Albo młodszej siostry? Myślę, że Gustaw poradzi sobie z dwójką. Co o tym sądzisz?
– Oczywiście, że da sobie radę. Przy takim kocie można by mieć od razu bliźniaki. Nie wiem, dlaczego nie wpadliśmy na to wcześniej…

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Decyzja pełna odpowiedzialności.