Przy drzwiach mojego mieszkania nie ma niczego poza wycieraczką oraz kapciami które wkładam, kiedy muszę zejść do piwnicy albo chcę sprawdzić pocztę. Moje mieszkanie od drzwi prowadzących do głównego korytarza jest trochę oddalone i aby do nich dotrzeć muszę minąć mieszkanie sąsiadów.
Moje relacje z sąsiadami ograniczają się do powitań i krótkich pogawędek na temat pogody czy samopoczucia.
Mój sąsiad Witek ostatnio bardzo mnie zaskoczył. Jak się okazało według jego logiki wszystko, co stoi na wspólnym korytarzu, jest także wspólną własnością.
Tego dnia miałam się spotkać z koleżanką – decyzja o tym wynikła mocno spontanicznie, więc praktycznie wybiegłam z mieszkania, by zdążyć na umówioną godzinę. Na wspólnym korytarzu natknęłam się właśnie na sąsiada i zobaczyłam go idącego z pustym wiadrem w ręku i w moich kapciach na stopach.
Nie wiem, czy domyślacie się, co oznacza to puste wiadro. To znaczy, że wrócił właśnie ze śmietnika. Kiedyś myślałam, że już wszyscy używają worków na śmieci, ale Witek okazał się być wierny “starym tradycjom” i nie zmieniać niczego. Z tego pustego wiadra cuchnęło, aż zaczęłam doceniać przymus noszenia maseczki, którą zwykle zakładam przed wyjściem z mieszkania, co zrobiłam i tym razem. Uratowało mnie to zapewne przed omdleniem.
O wiele bardziej zaskoczyło mnie nie wiadro, ale fakt, że mężczyzna ubrał moje kapcie. Kiedy je zdjął, zobaczyłam jego czarne od brudu paznokcie.
– Cześć Marta – przywitał się głośno sąsiad zupełnie nie próbując ukryć faktu, że wziął sobie moje kapcie. W międzyczasie mężczyzna zdążył jeszcze powiedzieć, że na zewnątrz jest naprawdę gorąco.
– Dlaczego Pan nosi moje kapcie? – postanowiłam od razu przejść do rzeczy.
– Chodzi Ci o te kapcie? – sąsiad spojrzał na dół żeby upewnić się co do tematu naszej rozmowy.
– Tak, o te. To moje buty, dlaczego je Pan sobie wziął?
– Czemu jesteś zła? Przecież Ci ich nie zabiorę na zawsze, już oddaję – powiedział sąsiad i przysunął je bardziej do moich drzwi.
Najwyraźniej robił to już nie pierwszy raz bo dokładnie wiedział, jak je ustawić by wyglądało to tak, jakby były tutaj cały czas. Po tym jak gdyby nigdy nic skierował się w stronę drzwi swojego mieszkania.
– Czy można ot tak brać sobie cudze rzeczy? – zapytałam go na koniec.
– Matko, takie zamieszanie o nic. To tylko kapcie, zwróciłem je, położyłem na swoim miejscu i nie zniszczyłem ich. Jak nie chcesz, żeby nikt ich nie ruszał, to nie zostawiaj ich na korytarzu – zbulwersował się sąsiad i ukrył się w swoim mieszkaniu.