Byłam akurat w sklepie i kupowałam warzywa na zupę: kilka marchewek, cebulę, ziemniaki, główkę kapusty i kilka kilogramów ziemniaków. Planowałam ugotować wielki garnek zupy na kilka dni, aby nie musieć martwić się o obiad tym bardziej, że pracuję do późna i czasami po powrocie z pracy nie mam ani ochoty, ani siły na gotowanie.
Siatkę z warzywami doniosłam prawie do wejścia do swojej klatki, ale niestety zdradziecko pękła tuż przy drzwiach i cała jej zawartość znalazła się na asfalcie.
Patrzyłam na rozsypane warzywa i nie wiedziałam, co mam dalej robić.
Z pomocą przyszedł mi facet, który przechodził obok. Po wyjęciu siatki ze swojego plecaka dał mi ją, a także zaoferował pomoc w zbieraniu i wkładaniu warzyw do siatki. Kiedy podnosiliśmy wszystko z ziemi zaczęłam mówić, że zwykle kupuję wszystkiego tylko trochę, żeby właśnie nie nosić ciężkich zakupów, a po drugie to nie zawsze mam pieniądze na to, by kupić czegoś więcej.
Kiedy wszystko zebraliśmy z ziemi postanowiłam już nie zabierać więcej czasu swojemu pomocnikowi, dlatego mu po prostu podziękowałam i poszłam do domu.
Następnego dnia wychodząc z klatki zobaczyłam tego samego faceta. Stał przed blokiem, a u jego stóp leżał worek.
Okazało się, że przyniósł mi worek ziemniaków argumentując to w ten sposób, że nie powinnam nosić ciężkich rzeczy i od razu zapytał, gdzie ma go odnieść. Byłam zdezorientowana całą tą sytuacją i mocno zaskoczona, dlatego niewiele myśląc poprowadziłam go do swojego mieszkania – zrobiłam to wręcz automatycznie. Po tym, jak do środka wniósł worek poprosił mnie, żebym jeszcze nie zamykał drzwi i znów wyszedł na zewnątrz. Po chwili wniósł na korytarz kolejny worek w którym była marchewka, kapusta, cebula i buraki.
Po wniesieniu tych ciężkich worków mężczyzna zapytał dlaczego nie powiedziałam, że mam syna – mógłby mu przynieść różne słodycze i smakołyki (z klatki wychodziłam właśnie z synem, ponieważ miałam odprowadzić go do przedszkola).
Bardzo nie chciał, aby dziecko się na niego z tego powodu obraziło, dlatego już następnego dnia zaprosił nas na spacer po parku oraz lody. To był akurat dzień wolny, więc zgodziliśmy się.
Syn bardzo ucieszył się z tego pomysłu, ja w sumie też byłam zadowolona. Z Michałem – naszym nowym znajomym – spotkaliśmy się już na miejscu, czyli w parku. Mężczyzna powitał mnie bukietem kwiatów, synowi kupił ciastka, jeździł z nim na hulajnodze, a potem wszyscy zjedliśmy przepyszne lody.
Najbardziej podobało mi się to, że Michał miał naprawdę dobre podejście do mojego dziecka i potrafił się z nim świetnie bawić. Prawdopodobnie tym Michał zdobyła moje serce.
Michał zadzwonił następnego dnia, żeby dowiedzieć się, co u nas, a wtedy ja zaprosiłam go na domowy obiad.
Na stole postawiłam pieczonego kurczaka, sałatkę i ziemniaki. Michał jednak ponownie nie przyszedł z pustymi rękami – przyniósł torbę pełną jedzenia i zabawkę dla dziecka.
Tak się zaczęła nasza historia, która trwa już 15 lat. Teraz mamy troje dzieci i przez cały ten czas nawet przez chwilę nie żałowałam, że dobrze wybrałam.
Lata mijają, a mój mąż wciąż jest tak uprzejmy i szarmancki jak w pierwszych dniach naszej znajomości.
Teraz wiem, że nieważne są słowa, a czyny i to nie tylko te w stosunku do nas, ale także i do innych ludzi. Obiecać można wiele, ale tylko realne gesty mają znaczenie…