Siedzę w domu, w fatalnym nastroju, mam ochotę kupić broń albo się utopić. I wtedy dzwoni telefon! Spojrzałem na numer i zrozumiałem, że jestem martwy…
– Witam!
– Witaj, Karol. Jesteś zajęty?
– Nie wydaje mi się.
– Powiedz mi, co mogę nałożyć na oparzenie, żeby nie bolało?
– Czy poparzyłeś sobie palec żelazkiem?
– Tak, mój pieprzony palec… Ten między moimi pieprzonymi nogami…
– Kurwa… JAK?
Rozwaliłem się w fotelu, śmiejąc się wniebogłosy w oczekiwaniu na absurdalną historię. Chociaż z Krzyśkiem różne nieprawdopodobne historie się zdarzają, co chwilę. Co za „szczęściarz”, po prostu!
– Jak to jak? Na wznak! Malowałem kaloryfer w kuchni. Skończyłem ostatnią warstwę, umyłem pędzel w słoiku z rozpuszczalnikiem, a ten wylałem do toalety. Po tym pomyślałem, że pójdę zapalić, a przy okazji załatwię inne potrzeby. Siedzę więc jak orzeł na szczycie góry, odpaliłem zapałkę, którą potem wyrzuciłem do toalety, jak zawsze. Kurwa, co za huk!!!
Spadłem z fotela, skuliłem się ze śmiechu i, ledwo łapiąc oddech, mamrotałem:
– Krzyś, czy ty naprawdę jesteś opóźniony? Rozpuszczalnik i woda się nie mieszają!
– Tak, rozumiem, stary. Ogarnąłem to dopiero później. Nawet jeszcze nie zdążyłem spuścić wody, kretynie! Cholera, muszę jeszcze naprawić drzwi…
– Jakie drzwi? Drzwi też spaliłeś? – wyszeptałem, próbując się nie roześmiać.
– Nie, jest w nich dziura… tak duża jak moja głowa… Byłem tak przerażony, że gdy mnie uderzył podmuch ognia, odskoczyłem do przodu i z impetem rozbiłem głowę o drzwi. Prawie przeszedłem na wylot! O rany, żona mnie zabije…
– Dobra, zwolnij, Krzysiek! Już nie mogę się śmiać – sapałem, wycierając łzy z oczu – umrę!
– Ty się śmiejesz, a ja tu przeżywam tragedię. Jestem w szlafroku i bez spodni. To boli jak cholera! Potem postanowiłem wytrzeć podłogę, zanim żona wróci do domu, wiesz, z tego wszystkiego jeszcze rozlałem farbę. Padłem na kolana i na czworakach, podciągnąłem szlafrok, żeby się nie pobrudził, rozłożyłem nogi i wytarłem podłogę. I to bez spodni! No cóż, wiadomo co mi się rozbujało, a żona niedawno przyniosła kociaka. Wyobraź sobie, że ten drań skradał się za mną i…
Nie wytrzymałem, turlałem się ze śmiechu po podłodze, nie byłem w stanie mówić, zapowietrzyłem się…
– Przestań się śmiać, hieno! – prychnął Krzysiek z żalem – mówię, że przeżywam tragedię, a ty masz ubaw. Lepiej pójdę i zetnę włosy z czubka głowy…
– O, Boże! Co to ma do rzeczy? – zapytałem z zająknięciem ze śmiechu.
– Otóż, gdy ta mała futrzana szumowina uczepiła się moich klejnotów, z przerażenia wjechałem głową w kaloryfer!
Nie mogłem już nawet oddychać ze śmiechu…