Jak bezdomny kot uratował życie Weronice

Boże, jakie szczęście! Weronika w końcu została zapytana przez Grześka o to, czy za niego wyjdzie. Zrobił to bez kwiatów i pierścionka, ale to był koniec lat 80-tych i wtedy jeszcze ludzie nie byli przyzwyczajeni do traktowania tego dnia jak jakiegoś święta. Poza tym większości osób nie byłoby na coś takiego stać, dlatego Weronika natychmiast odpowiedziała: „Oczywiście, już nadszedł na to czas!„.

Pewnie warto byłoby odpowiedzieć inaczej i najlepiej nie od razu, na początek może nieco bardziej wymijająco, ale Weronika była niewinna jak dziecko, chociaż miała już trzydzieści sześć lat, to nie rozumiała sensu takich gierek.

Nie była jakąś najpiękniejszą kobietą, w dodatku nosiła okulary, ponieważ miała dość dużą wadę wzroku. Pracowała w miejskiej bibliotece, w której odwiedzający zobaczyć ją mogli wyłącznie w trzech swetrach, które ubierała do pracy na zmianę. Nie bardzo zresztą dbała o swój wygląd, dlatego też posiadanie innych ciuchów nie było dla niej priorytetem. Jej związek z Grześkiem był jej pierwszym w życiu, no chyba, żeby wliczyć… Nie, nie można tego wliczyć, to zbyt głupie. Dlatego Weronika była niezwykle szczęśliwa

Przyszła w tym ważnym dla niej dniu na cmentarz do matki i powiedziała z uśmiechem do betonowego pomnika: „Mamusiu, pogratuluj mi! Wkrótce będziesz miała wnuki!„.

Weronika odręcznie napisała czterdzieści zaproszeń ślubnych i sama je wysłała. Zaprosiła nawet szefową, która jej nie lubiła. A świadek? Och, tę decyzję podjęła w pierwszej kolejności i poprosiła Daniela, swojego najlepszego przyjaciela o to, aby została jej świadkiem na ślubie. Poznali się jeszcze podczas studiów – wpadli na siebie po raz pierwszy na stołówce. Chudy Daniel był wtedy już na ostatnim roku, a Weronika na pierwszym. Byli nierozłączni. Uwielbiali rozmawiać o trudnym losie Dantego, sonetach Szekspira i francuskich impresjonistach. Daniel była dla Weroniki nie tylko przyjacielem, ale także „pielęgniarzem” – ponieważ kiedy coś było nie tak, jak pielęgniarz opatrywał jej emocjonalne rany. 

Nie, nigdy żadne z nich do siebie nie czuło więcej niż przyjaźń. Daniel zresztą od dawna miał narzeczoną, którą poznał jeszcze w szkole średniej, a z którą pobrali sie zaraz po studiach. Żona Daniela traktowała Weronikę naprawdę dobrze i  nazywała naszą słodką dziewczynką” i „wieczną dziewczynką„.

Po krótkich przygotowaniach w końcu wszystko było gotowe na ślub – zarówno sukienka Weroniki, jak i sala w restauracji. 

Cztery dni przed ślubem Grzesiek nagle powiedział: „Weronika, słuchaj, kumpel załatwił mi bardzo dobrą pracę, dobrze płatną, trzeba się tylko przenieść do Stanów Zjednoczonych na dwa lata. Wyjazd już pojutrze”.

Dobrze, pojadę z Tobą! uśmiechnęła się dziewczyna.

Nie no, coś Ty, nie miałabyś gdzie mieszkać. Zresztą kumpel załatwił mi miejsce w mieszkaniu tylko dla jednej osoby, w ogóle trudne warunki tam są…

– To nic, nie boję się tego!

Igor nagle zaczął mówić zirytowany, że nie ma sensu, żeby z nim wyjeżdżała, aż w końcu przyznał się do tego, że chciał wziąć z nią tylko ten ślub dla załatwienia sobie meldunku w Warszawie oraz ze względu na duże mieszkanie dziewczyny. 

Weronika była w szoku i nie była w stanie przychodzić do pracy przez tydzień. Na szczęście jej surowa szefowa ją zrozumiała i pozwoliła jej na tak długą absencję. 

Miesiąc później dotknęła ją kolejna tragedia – jej przyjaciel Daniel zmarł na zawał serca. Jej słodki, niezawodny Daniel! Wszystko to stało się w autobusie, w czasie gdy wracał z pracy do domu. Zostawił po sobie syna i córkę w wieku pięciu i siedmiu lat.

Weronika poczuła coś, czego nie mogła zrozumieć, bo nie był to ani smutek, ani samotność, ani ból. Wydawało jej się, że świat wokół zaczyna po prostu umierać i jeszcze tylko ostatnie sylwety ludzkie w oddali zapadają się w mętnej przestrzeni. Błąkała się tak po mieście nie rozumiejąc, co robi i po co.

Potem Weronika uznała, że nie ma sensu kontynuować tego wszystkiego i musi zniknąć, odejść na zawsze.Wymyśliła już nawet jak.

Napisała wypowiedzenie, a kiedy wręczyła je szefowej ta pogłaskała ją po głowie i powiedziała: „może zmienisz jeszcze zdanie, Weroniczko?”.

Ta odpowiedziała jednak ostro i zwięźle: „Nie, już zdecydowałam„.

Weronika wracała do domu od wyjścia z metra późną jesienią myśląc tylko o tym, że za godzinę wszystko się dla niej skończy.

Nagle ze śmietnika usłyszała zduszone miauczenie. Zatrzymała się, aby upewnić się, że jej się nie wydawało, ale tak – znowu usłyszała “miau”. Zajrzała do kontenera – na samym dnie wśród śmieci siedział mały kotek. Szary, rozczochrany i chyba głodny, patrzył litościwie na Weronikę.

Oj, głuptasku, co tutaj robisz?„- powiedziała Weronika a potem pochyliła się, zabrała stamtąd kotka i wsunęła go pod wełniany płaszcz.

W domu kotek szybko doszedł do siebie i poczuł, że może tutaj zachowywać się naturalnie. Biegał więc jak szalony i wpinał na sam szczyt zasłon. Stamtąd patrzył na Weronikę, jak gdyby przy okazji pytając: “No i co? Ale jestem zręczny, prawda?”. 

Weronika uśmiechnęła się i sama siebie zapytała: „no i co ja mam z Tobą zrobić mały?”.

I zaczęła żyć dalej, dla Ulissesa, bo tak właśnie nazwała tego kotka. 

Tydzień później weronika zadzwoniła do żony Daniela: „Przepraszam że Cię niepokoję, ale pomyślałam, że może będę mogła Ci jakoś pomóc. Znam angielski, włoski i francuski, może mogłabym uczyć Twoje dzieciaki? Byłoby im łatwiej w życiu. Oczywiście bezpłatnie!”. 

Żona Daniela zgodziła się, a Weronika była czymś więcej niż tylko nauczycielką – stała się przyjaciółką dzieci swojego nieżyjącego przyjaciela. Zabierała ich do muzeów, teatrów, albo spacerowali po prostu ulicami miasta, a ona opowiadała im o historii domów lub sławnych mieszkańcach. Dzieci nazywały mamą Werką”. Tak, była dla nich jak druga mama.

Nie, nie wyszła za mąż, nie ma większego happy endu. Po prostu zaczęła żyć dla tych dzieci, dla innych, ciesząc się każdym nowym dniem.

W tajemnicy podziękowała za to Ulissesowi, który od kiedy z nią mieszka stał się bardziej miękki puszysty, no i oczywiście cięższy, dlatego nie wspina się już po zasłonach. 

Jesteś moim wybawicielem” – czasami Weronika szeptała te słowa do ucha kota.

Minęło ponad trzydzieści lat. Dzieci jej przyjaciela dorosły, wielokrotnie podróżowały z nią po całej Europie, zabierając ją do muzeów, o których odwiedzeniu wcześniej mogła tylko pomarzyć. Dbają o swojąmamę Werkę„, zapisują do najlepszych lekarzy, a nawet zatrudnili dla niej  gospodynię domową, ponieważ Weronika do dzisiaj nie nauczyła się gotować i coraz ciężej jest jej samej radzić sobie z domem. Ma teraz siedemdziesiąt lat i mówi, że jest bardzo szczęśliwa.

Ulisses żył długo, ale niestety teraz od dawna go nie ma. Po nim Weronika nie mogła już żyć bez kota i wzięła pod swoją opiekę kolejnego. Jest jednak pewna, że ten szary kociek został wysłany jej przez niebiosa na ratunek.

A Wy co najdziwniejszego znaleźliście w śmietniku? Czy uważacie, że to ma znaczenie, skąd nadchodzi ratunek?

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Jak bezdomny kot uratował życie Weronice