Gdy córeczka miała trzy lata, nie chciała za bardzo jeść. Zwykle każda próba nakarmienia córki kończyła się krzykiem, nie tylko w domu, ale także w przedszkolu. W zasadzie każdemu posiłkowi towarzyszyła awantura.
Kiedyś mój tata musiał zostać z córką, ponieważ musiałam wyjechać w delegację. Dziadek już na wstępie powiedział córce:
– Nie odmawiaj sobie jedzenia w przedszkolu, bo mamy pustą lodówkę!
Kiedy po południu została odebrana przez dziadka z przedszkola, jedna z wychowawczyń pochwaliła córkę, mówiąc, że dzisiaj zjadła wszystko i nie marudziła. Kiedy Anielka wracała z dziadkiem do domu, już pytała:
– Co będziemy jedli?
– Nic, przecież jadłaś w przedszkolu.
– Tak, ale jestem głodna. Wczoraj mama ugotowała zupę, pewnie jeszcze zostało.
– Już całą zjedliśmy – odpowiedział jej dziadek.
Kiedy tylko córka zdjęła kurtkę i buty, od razu rzuciła się w stronę lodówki. Sprawdziła, co jest w środku i krzyknęła:
– Dziadku, są jajka!
– To ile mam ugotować, jedno?
– Nie jedno, dwa!
– Jeszcze mamy ziemniaki. Chcesz je też?
– Tak, chcę je jeść! – córka radośnie krzyczała.
Tego wieczora jadła, aż jej się uszy trzęsły, no normalnie, jak nie ona. Niestety, kiedy wróciłam z podróży służbowej, znowu zaczęła kaprysić, więc chyba muszę wziąć kilka lekcji od taty!