Trafiłam do szpitala z powodu planowanej operacji. Byłam już po wszystkim w porze obiadowej i czułam się już dobrze. Zeszłam wtedy do bufetu po jakąś drożdzówkę, ponieważ obiadem szpitalnym się nie najadłam, a potem, około piętnastej zachciało mi się zjeść jakieś owoce, więc znowu zeszłam do bufetu. Chciałam kupić banany, ale już ich nie było, więc kupiłam pomarańczę.
Wróciłam do swojej sali, umyłam pomarańcze i po obraniu na początku myślałam o tym, aby zjeść ją w całości, ale zmieniłam jednak zdanie. Przekroiłam ją na pół i jedną połowę włożyłam do foliowej torebki, a potem włożyłam do szafki. Usiadłam wygodnie na łóżku i zaczęłam jeść ten soczysty owoc.
Każda kobieta w sali zajmowała się swoimi sprawami. Młoda dziewczyna siedziała i jadła cukierki, kolejne dwie kobiety rozmawiały ze sobą i piły sok. Nagle zwróciła się do mnie czwarta kobieta, która chciała każdym rządzić, więc i tym razem pokazała, że nie lubi, gdy ktoś zachowuje się inaczej, niż ona chce:
– Musi pani jeść tę pomarańczę w sali? Niech ją pani zje gdzie indziej.
Na początku uznałam, że żartowała ale widząc sposób w jaki na mnie patrzy doszłam do wniosku, że jest śmiertelnie poważna.
– Dlaczego powinnam jeść gdzie indziej? Dlaczego nie mogę zjeść pomarańczy w sali? Co za głupota – odpowiedziałam kobiecie.
Jej argument mnie po prostu powalił:
– Nie dość, że będzie śmierdzieć Pani pomarańczą w całej sali, to jeszcze jesz na oczach wszystkich. Kulturalni ludzie zresztą najpierw wszystkich zgromadzonych pytają, czy nie chcą się poczęstować, a dopiero potem jedzą sami.
– Mówi Pani poważnie? To jakieś bzdury! Poszłam do bufetu i kupiłam sobie tam pomarańczę, bo akurat miałam na to ochotę i teraz co, mam jedną dzielić na pięć kobiet i bratersko się nią dzielić? Pani ma sok na stoliku, a jakoś nikogo nim Pani nie poczęstowała. Nieładnie! Jeśli chce Pani pomarańczę, to proszę iść i ją sobie kupić, wyda pani na to nie więcej niż złotówkę! Nie będzie mi Pani mówić, gdzie mam jeść, bo będę to robić tam, gdzie będę chciała. Jeśli coś Pani nie odpowiada to proszę wyjść z sali aby nie musieć patrzeć, jak inni jedzą.