Kiedy mój mąż i ja poznaliśmy się i postanowiliśmy zamieszkać razem, mój syn miał niecałe dwa lata. Opóźniałam przeprowadzkę ze względu na dziecko, a najważniejszym powodem tego było to, iż mąż w tym czasie był już właścicielem cudownego psa o imieniu Juga, który był rasy Bulterrier. Sama wcześniej nie miałam zbyt wielkiego doświadczenia z psami i myślałam, że psy tej rasy są niezwykle groźne i pewnie żywią się swoimi właścicielami – wcześniej czy później. Mąż z humorem mnie uspokajał i mówił, że takie rzeczy rzadko się zdarzają, bo właściciele raczej zwykle chcą pozostać przy życiu. W końcu więc przeprowadziliśmy się z synem do ukochanego.
Pewnego dnia jakoś tak się stało, że cała nasza czwórka przebywała w kuchni: mąż, ja, syn i Juga. Mój Wojtuś kręcił się obok nas z ciasteczkiem w ręku, a pies patrzył w przeciwnym kierunku, jakby nie zwracał na niego uwagi, a tym bardziej na to, co ma w dłoni. Wszyscy byliśmy zrelaksowani i spokojni.
Nagle pies wyrwał się do góry, przeleciał obok dziecka, a Wojtuś tylko z dezorientacją obejrzał swoją dłoń, która była już pusta. Temu chytrusowi udało się wyłowić ciasteczko z jego dłoni, aby je pożreć. Wojtuś widząc to bez zastanowienia paluszkami próbował rozchylić zęby psa. Z mężem doskoczyliśmy do nich, a ja prawie zemdlałam ze strachu – myślałam, że to skończy się prawdziwą tragedią! Wszystko to wydarzyło się w ułamku sekundy. Juga jednak nie tknął dziecka, a wręcz przeciwnie, od tego czasu stali się najlepszymi przyjaciółmi.
Ta przyjaźń była korzystna dla obu stron, ale to pies otrzymał więcej przywilejów. Wojtuś czasami mógł jeździć na psim grzbiecie, a potem Juga szarpał się na bok z jeźdźcem. Oznaczało to, że przejażdżka się zakończyła.
Biegali za sobą w kółko – Wojtek za psem, a Juga za Wojtkiem i robią to z przyjemnością.
Pies chodził spać do Wojtusia na jego małą sofę. W rzeczywistości Juga miał swoje osobiste posłanie, ale rano niezmiennie widziałam ten sam obrazek: syna śpiącego z nogą zarzuconą na psa.
Potem syn i pies połączyli siły, zakładając gang. Jak wpadli na taki pomysł i kto był tego inicjatorem, wciąż nie wiadomo. Mogę się założyć, że wszystko zaczęło się od cukru, którego Wojtuś i Jaga nie mogli jeść, chociaż bardzo chcieli.
Pewnego pięknego ranka odkryłam, że w pokoju dzieci cała podłoga obficie posypana była cukrem pudrem. Co więcej, cała trójka spała jak aniołki, w tym pies. Oczywiste jest, że 16-letnia dziewczyna nie ma potrzeby, aby robić takie rzeczy, pies nie sięgnie do wiszącej szafki, a Wojtek nie musi jeść z podłogi. Najprawdopodobniej syn zrobił to dla psa, ale niestety wydarzył się przy okazji jakiś wypadek, o czym świadczyły zaschnięte czerwone plamy na jego policzkach, których przezornie nie zdążył się pozbyć. Przeprowadziliśmy rozmowę edukacyjną, a u niego pojawiły się wyrzuty sumienia. Wieczorem przed snem mąż zamknął drzwi do kuchni, których syn sam nie mógł otworzyć.
Następnego ranka czekała na mnie kolejna niespodzianka. W pokoju, oprócz rozsypanego cukru, stał przyniesiony z kuchni garnek z zupą i patelnia z gulaszem. Musiałam wyrzucić jedzenie, co szczególnie mnie „ucieszyło”, bo gotowałam to wszystko poprzedniego wieczoru na dzień dzisiejszy. Drzwi do kuchni były otwarte, córka męża powiedziała, że nie wstawała w nocy. Kto otworzył drzwi?
Mój mąż i ja zastanawialiśmy się, jak złapać “intruzów” na gorącym uczynku i kolejnej nocy postanowiliśmy nie spać. Drzwi do kuchni zamknęliśmy jeszcze lepiej, owijając ręcznik wokół rączki i czekaliśmy na to, co się wydarzy.
Nagle usłyszeliśmy huk – ktoś całym ciałem wpadł na drzwi. Z mężem wybiegliśmy z sypialni i zastaliśmy następujący widok:
syn stał z boku drzwi, a obok niego Juga z rozbiegu uderzał w drzwi bokiem swojego ciała, próbując je w ten sposób otworzyć. Najwyraźniej dzień wcześniej drzwi łatwo uległy, ponieważ nie były tak mocno zamknięte, więc się nie obudziliśmy. Wybrali na to dobry czas – czwarta rano, kiedy sen jest najsłodszy.
W ten sposób napastnicy zostali oskarżeni i poddani karze.
Od dawna nie ma Jugi, ale do dzisiaj Wojtek rozśmiesza nas do łez, kiedy mówi:
– Juga był dla mnie jak brat.
Z drugiej strony brzmi to bardzo wzruszająco. To prawdopodobnie najlepsze epitafium dla psa. A kiedy syn w czymś się myli i żmudnie staram mu się coś wytłumaczyć, mąż interweniuje i śmieje się:
– Czego chcesz od dziecka, które wychowywał pies?
Historia ta jest dziwaczna, ponieważ mówi tylko o dziecku i psie, ale był taki okres w naszym życiu, kiedy obaj byli nierozłączni: pies i mały chłopiec.