Już jako dziecko wiedziałem, że jestem typem samotnika. Tylko z żoną czułem się komfortowo w każdej sytuacji

Niektórzy mogliby pomyśleć, że w moim życiu coś się zmieniło lub wydarzyło i spowodowało tak nagłą i gwałtowną zmianę. Ale dopiero niedawno uświadomiłem sobie, że nie muszę zadawać się z kimś, z kim nie chcę i kiedy nie mam na to ochoty.

Od dzieciństwa byłem bardzo spokojnym i niezależnym dzieckiem – nie pod względem organizacji, dbania o siebie i zapewnienia sobie opieki, ale pod względem komunikacji. Nie potrzebowałem towarzystwa na placu zabaw, żeby korzystać z huśtawek czy ze zjeżdżalni, nie potrzebowałem też paczki przyjaciół w szkole, żeby spędzać z nimi czas na przerwach czy biegać do stołówki. Zawsze mogłem zająć się czymś, co nie wymagało ludzi wokół.

Jednak z wiekiem musiałem zamienić moje ograniczone kontakty towarzyskie na szeroki krąg społeczny. Myślę, że zdarza się to wszystkim introwertykom. Musimy chodzić do szkoły i recytować wiersze przed całą klasą, wygłaszać prezentacje lub bronić swoich projektów na studiach przed większą publicznością, a w pracy być otoczonym co najmniej kilkunastoma współpracownikami, bądź co gorsze, całym tłumem ludzi w wielkich korporacjach.

Najbardziej komfortowo i swobodnie czuję się w domu, bez nikogo, kto by mi przeszkadzał lub rozpraszał moją uwagę, ale to dzięki pracy i wymuszonej socjalizacji poznałem moją żonę. Stała się jedyną osobą, z którą mogłem przebywać 24 godziny na dobę i nie odczuwać niepokoju. Zawsze znajdowaliśmy coś do zrobienia dla nas dwojga, abyśmy mogli się jednocześnie zrelaksować. Miała jednak tradycję, że jeden piątek w miesiącu przeznaczała na spotkanie z przyjaciółmi w naszym domu, jeden weekend na odwiedziny u swoich rodziców, jeden weekend u moich. Wielokrotnie zmuszała mnie do wyjścia z mojej strefy komfortu.

Ale teraz, kiedy nie ma jej już obok, pozwoliłem sobie na powrót do wygodnego stylu życia, któremu hołdowałem przez całe dzieciństwo. Wolę siedzieć sam w domu z kubkiem herbaty lub czytać książki w parku niż wchodzić w interakcje z innymi ludźmi. I to wcale nie jest depresja, to po prostu mój sposób radzenia sobie ze stratą, a także z samym życiem.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Już jako dziecko wiedziałem, że jestem typem samotnika. Tylko z żoną czułem się komfortowo w każdej sytuacji