Przeczytałem o tym chłopaku w artykule na pewnej stronie internetowej. Jego historia mnie po prostu zszokowała. Kiedy chodził do szkoły, mieszkał w internacie. Było to miejsce przeznaczone dla dzieci, które w większym lub mniejszym stopniu były upośledzone, fizycznie bądź umysłowo. Ten chłopak nie miał rodziców i był wychowankiem domu dziecka, jednak przez to, że jego zachowanie było nie do opanowania, został uznany przez pracowników sierociństwa za upośledzonego. Tak naprawdę chcieli się po prostu pozbyć problemu i nie musieć się nim zajmować.
Kiedy o nim czytałem, przypomniało mi się moje dzieciństwo. Miałem bogatych rodziców i jeśli chodzi o kwestie materialne, nie brakowało mi prawie niczego. Mimo tego nie byłam szczęśliwa. Rodzice bili mnie, poniżali i znęcali się nade mną psychicznie. Najgorszy był ojciec, który najbardziej się nade mną wyżywał.
Rodzice ciągle jeździli na zakrapiane alkoholem bankiety, czasami zażywali też narkotyki i tak naprawdę rozrywka była dla nich najważniejsza. Mnie zupełnie ignorowali, praktycznie dla nich nie istniałem. Z całego serca nienawidziłem ojca. Ciągle powtarzał, że jak będę nieposłuszny, to odda mnie do domu dziecka. Każdy powód był dla niego do tego dobry i słyszałem to gdy zapomniałem posprzątać pokój, dostałem jedynkę z matematyki czy spóźniłam się 5 minut do domu od kolegi.
Gdy skończyłem 12 lat poczułem, że dłużej tego nie zniosę. Spakowałem kilka rzeczy do swojego plecaka i poszedłem szukać lepszego dla siebie miejsca. Niestety, rodzice mnie szybko odnaleźli, a potem dostałem okropne cięgi od ojca. Czekałem na osiągnięcie pełnoletności i kiedy w końcu ten dzień nadszedł, od razu zabrałem swoje rzeczy, wyszedłem z domu i już więcej do niego nie wróciłam. Obiecałam sobie, że nikt już nigdy nie będzie mi dyktował, jak mam żyć.
Teraz moje życie jest zupełnie inne, lepsze. Sam mam dzieci, które kocham i obiecałem sobie, że nigdy nie potraktuję ich tak, jak mnie potraktowali moi rodzice. Nie pozwolę nigdy, aby cierpiały tak jak ja w przeszłości.
Chyba w końcu nadszedł czas, żebym zapomniał o przeszłości, ale nie potrafię. Uważam, że skoro rodzice powołują na świat dziecko, to po to, aby je czegoś nauczyć, wychować i dać miłość, a nie po to, żeby się nad nim pastwić. Najwidoczniej rodzice tego zupełnie nie rozumieli. Z jednej strony ta żelazna dyscyplina, która panowała u mnie w domu sprawiła, że wyrosłem na odpowiedzialnego mężczyznę, z drugiej strony pozostawiła jednak rany na duszy, które być może nigdy się nie zagoją. Uważam, że rodzice mnie nie kochali. Kiedy byłem dzieckiem często sam siebie w duchu pytałem, dlaczego mnie to spotkało, że mam takich właśnie rodziców.
Wciąż pałam niesamowitą niechęcią do mojego ojca. Czasami zamienię kilka zdań z mamą, ale ojca unikam. Ludzie z mojego otoczenia czasami pytają, czy rodzice wracają do tego co było i czy mnie przeprosili za swoje zachowanie, ale niestety nie, szczególnie w ojcu nie widać żadnych wyrzutów sumienia.
Nie utrzymuję praktycznie kontaktów z rodzicami. Z tego co wiem, ojciec szuka nowej żony, matkę z kolei intreresuje tylko jej życie. Tylko ja przez resztę rodziny jestem uważany za rozpieszczonego i niewdzięcznego syna. Przecież dawali mi pieniądze, opłacali kursy językowe i prywatną szkołę, a ja teraz śmiem ich tak traktować! Ja jednak czuję, że oni nie zrobili dla mnie niczego, bo nie otoczyli mnie troską i miłością.
Gdy moja pierwsza żona zostawiła mnie z długami, wylądowałem na ulicy. Matka wtedy zgodziła się mnie przyjąć pod swój dach, ale postawiła mi warunek – miałem płacić jej jak za normalny wynajem. Oczywistym było to, że nie było mnie stać wówczas na wynajęcie nawet zapchlonego pokoiku, dlatego dalej musiałem włóczyć się po dworcach i nocować gdzieś na ławkach, bo matka widziała w tej sytuacji tylko zysk. Potem na swojej drodze spotkałem Anię, która widząc, w jakiej jestem ciężkiej sytuacji, zaproponowała mi u siebie nocleg. Mimo, że mnie nie znała, zaufała mi i pomogła!
Jak niby mogę im wybaczyć i odpuścić wszystko to, co mi zrobili? Kochający rodzice na pewno nie zachowują się tak jak oni. Mimo tych wszystkich krzywd wciąż mam w sobie jakąś kroplę miłości do mojej matki i chciałbym poczuć, że mnie kocha, ale nie wiem, czy ona jest w stanie okazać w ogóle jakiekolwiek uczucia.
Może to nie przypadek i dorastałem w takiej rodzinie po to, żeby się uodpornić, mieć tzw. “twardy tyłek”, już sam nie wiem… Za to wiem, że nigdy nie będę taki zimny wobec tych, których kocham i nie skrzywdzę innych. Jedynie żal mi mojej siostry, która przez to, że nie otrzymywała rodzicielskiej miłości pogrążyła się w narkotykach, które ją zabiły. Mnie udało się przeżyć i teraz jestem silny, mogę wiele znieść. Nie chcę obwiniać rodziców i mówić, że to tylko ich wina, bo nie jestem obiektywnym sędzią, jednak czuję, że gdyby nie ich zachowanie, byłbym o wiele szczęśliwszy w życiu.