Wyszłam za mąż, gdy miałam 35 lat. Z mężem dzieliła nas znaczna różnica wieku, bo aż 12 lat. Była to jednak niestandardowa sytuacja, bo to ja byłam starsza w naszym małżeństwie. Wiedziałam, że pilnie potrzebuję zajść w ciążę, bo czas ucieka, a ja nigdy nie byłam matką. Wszystko się udało. Zaszłam w ciążę, a mój mąż uważał, że to dar losu, ale ja wiedziałam, że to wszystko było zaplanowane.
Kiedy urodziłam dziewczynkę, mama męża przyjechała do nas z innego miasta. To było moje pierwsze spotkanie z teściową i było straszne. Pamiętam, jak powiedziała do mnie:
– Czy ty w ogóle myślisz o przyszłości? Jesteś już dojrzałą kobietą, a postanowiłaś bawić się w miłość. Teraz jest ci dobrze, kiedy nie czujesz różnicy wieku, ale co będzie za 5, 10, 15 lat? Staniesz się stara, a mój syn przestanie zwracać na ciebie uwagę, zobaczysz, tak będzie.
Kiedy nasza córka skończyła 10 lat, zauważyłam, że już pojawiają się u mnie głębokie zmarszczki. Jeśli kiedyś mogłam je ukryć pod makijażem lub drobnymi zabiegami, to teraz moja twarz i ciało wymagały konkretnego liftingu. Czułam się skrępowana, rozbierając się przed mężem.
Przecież on był w kwiecie wieku, taki młody i atrakcyjny. A moje ciało starzało się coraz szybciej, wyglądałam coraz bardziej jak stara kobieta. Przez to cały czas czułam się zawstydzona. Słowa teściowej wciąż brzmiały mi w głowie i zdawałam sobie sprawę, że miała rację. Bardzo się bałam, że usłyszę od męża, że zostawia mnie dla innej kobiety, więc jako pierwsza podjęłam decyzję o rozwodzie. Powiedziałam mężowi, że nie chcę dłużej męczyć ani siebie, ani jego. Nasza córka jest już dość duża, dobrze zniesie rozwód, zwłaszcza, że rozwiedziemy się bez skandali.
Mąż zgodził się ze mną i spokojnie odszedł. Miałam wrażenie, że czekał na to od dawna. Z jednej strony szkoda było, że nawet nie chciał mnie zatrzymać, a z drugiej byłam zadowolona, że to ja podjęłam tą decyzję.