Kochać i być kochanym – największe szczęście w życiu człowieka.

Mężatka
Kasia z babcią poszły w niedzielę na cmentarz, dziewczynka miała wtedy dziesięć lat. Doszły na miejsce, gdzie było tłoczno, babcia jednak pewnie szła do przodu między alejkami. Po cichu tłumaczyła wnuczce, gdzie zostali pochowani jej pradziadkowie, a w pobliżu jednego pomnika zaczęła płakać.
Kasia zapytała: – „Babciu, co to za człowiek z wąsami tu leży?

Babcia pogłaskała pomnik: – To twój dziadek.
Ale Kasia była już dużą dziewczynką i bez problemu potrafiła odczytać nazwisko. – Ale babciu, on nazywa się Kowalczyk, a ty i ja mamy na nazwisko Borowska, więc on nie był twoim mężem?
Babcia położyła jej rękę na ramieniu. – Nie, wnuczko, to na pewno twój dziadek. A to, że mamy różne nazwiska, to już inna historia.

Kasia wykrzyknęła:
– Opowiesz mi?
Babcia przytaknęła, kładąc wieniec na pomniku i poprawiając znicze.

Wieczorem babcia usiadła w fotelu i wyciągnęła stary album, a Kasia usiadła na podłodze obok niej.
– Poznałam się z dziadkiem Leonem już po wojnie. Moi rodzice, dzięki Bogu, nie doczekali się tej przeklętej wojny. Moi bracia zginęli na froncie, a ja zostałam sama. Leon został wysłany do naszej wsi, aby pomóc odbudować jedno gospodarstwo. Pracował na traktorze, a wieczorami organizował spotkania lokalnej społeczności, a ja jako osoba chętna do działania, nie przegapiłam żadnego. Choć tak naprawdę chodziłam tam, bo Leon mi się podobał. I nie tylko ja byłam nim zainteresowana, widziałam jak inne kobiety na niego patrzyły – nie tylko te samotne. Ale on wybrał mnie. Byłam wtedy młoda, szczupła i podobno całkiem ładna, spójrz, na tym zdjęciu mam osiemnaście lat. Zostałam sfotografowana jako dobra mleczarka i przywieszono to zdjęcie na tablicy honorowej. Tylko oczy mi się trochę rozszerzyły, bo przestraszyłam się błysku – śmiała się babcia.

– Z Leonem dogadaliśmy się od razu, już na drugi dzień przyszedł do mnie z walizką. Chcieliśmy się szybko pobrać, ale zawsze coś stawało na przeszkodzie: albo on miał dużo pracy, albo moja krowa się cieliła. Dodatkowo Leon był innej wiary niż my. Ale i tak jesteśmy prawnie mężem i żoną. W naszej wsi był emerytowany ksiądz katolicki, starsze panie chodziły do jego domu, by się modlić. A ja namówiłam Leona na ślub w katolickim obrządku – długo się opierał, ale zabrałam go przed ołtarz obietnicami. Zapewne w sercu nadal wierzył w swojego Boga, ale nie okazywał tego.

Zaczęliśmy żyć razem w zgodzie, Leon trochę naprawił nasz dom. Był doskonałym pracownikiem i w końcu dostał lepszą pracę w mieście, został zauważony przez odpowiednich ludzi i szybko awansował. Rzadko wracał do domu, a ja nie umiałam go w nim zatrzymać. Wiem, że zawsze marzył o synu, jednak nie mogłam zajść w ciążę.

Pewnego dnia wrócił do domu zdenerwowany, zapytałam go co się stało, a on klęknął przede mną i powiedział:
– Przebacz mi, Marysiu, jestem grzesznikiem. Zdradzałem cię z córką prezesa, jest w ciąży. Muszę się z nią ożenić, bo inaczej wyrzucą mnie z pracy. A wiesz, że nie znajdę innej pracy, bo oni za wiele mogą. Ta praca postawiła mnie na nogi, pokazała nowe życie, perspektywy. Przedtem byłem nikim, a teraz jestem szanowany. Nie miej mi tego za złe, nie jesteśmy prawdziwym małżeństwem i nie mam powodu, by odmówić. Poza tym wiesz, jak bardzo chcę mieć dzieci. A między tobą a mną nie układa się.

Babcia zaszlochała, a Kasia szarpnęła ją za rękaw.
– I pozwoliłaś mu odejść?

Babcia westchnęła.
– Tak, kochanie. Mimo, że kochałam go ponad życie. Według mnie nasz ślub był ważny, przysięgałam przed Bogiem i uznałam, że on na pewno pokieruje naszym życiem tak, aby było dobrze. Mój ukochany odszedł i nie widziałam go pięć lat. Słyszałam tylko, że miał córkę. Aż pewnego dnia późnym wieczorem ktoś zapukał do moich drzwi. Miałam zamiar położyć się do łóżka, założyłam więc jedynie mój szlafrok i poszłam do drzwi. Zapytałam kto jest za drzwiami i usłyszałam jego głos:
– Marysia, to ja.

Na początku nawet nie chciałam  otwierać – byłam obrażona, ale on błagał i mówił takie słowa, że serce mi drżało. Podniósł mnie z progu i zaczął całować, powiedział, że bardzo za mną tęskni. Zostawił mnie dwa dni później. Pamiętam, że wyszedł na ganek i powiedział:
– Jakie masz tu ładne miejsce, dopiero teraz to sobie uświadomiłem. Chciałbym zostać tu z tobą, ale nie ma już odwrotu.

Przytulił mnie mocno i odszedł. Ze łzami w oczach patrzyłam za nim i szepnęłam: „Niech Bóg cię błogosławi”. A miesiąc później zdałam sobie sprawę, że jestem w ciąży. Więc to jest prezent, który zostawił mi Leon. Twojego ojca urodziłam, gdy miałam 37 lat. Leon przyjechał jak tylko się dowiedział.
– Mój? – zapytał mnie.
– Twój! – odparłam mu.
Płakał i powtarzał:
– Urodził się mój syn.

A kiedy odchodził, powiedział:
– Nie zostawię cię, jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń do mnie.
I napisał mi swój numer telefonu, a my mieliśmy tylko jeden aparat we wsi i to na poczcie. A Grażynka, która tam pracowała, była naprawdę wścibska. Przysłuchiwała się wszystkim rozmowom. Dzwoniłam tylko raz, gdy dach był mocno zniszczony i wymagał naprawy. Prawie szepnęłam do niego, powiedziałam, że dach przecieka i rozłączyłam się, było mi tak wstyd. Następnego dnia przyjechał samochód z robotnikami. Naprawili moją chatę w jeden dzień. Chciałam im zapłacić, ale okazało się, że wszystko było już uregulowane. Później od czasu do czasu Leon przychodził i odwiedzał nas. Podjeżdżał samochodem do lasu, a potem szedł przez ogrody do nas. Szkoda, że odszedł tak wcześniej, sześćdziesiątka to szczyt życia dla mężczyzny, ale jego serce nie wytrzymało.

Nie poszłam na jego pogrzeb, ale wiedziałam, że go tu przywiozą. Ostatnio często o tym mówił:
– Chcę spocząć się tam, gdzie byłem szczęśliwy.
I tak się stało, przywieźli go tutaj. Po uroczystości pogrzebowej poszłam na grób razem z twoim ojcem. Wtedy po raz pierwszy ją zobaczyłam, jego żonę. Ubrana w kapelusz, loki dookoła głowy, czarne rękawice z pierścieniami. Wszyscy ją przytulali i składali kondolencje, a ja stałam w oddali i płakałam. A twój ojciec ciągnął mnie za rękę mówiąc:
– „Chodź, mamo, pożegnamy się z tatą.
I powiedziałem do niego:
– Kiedy wszyscy odejdą, wtedy się pożegnamy.

Drugi raz widziałam jego żonę rok później, sama zapukała do moich drzwi. W milczeniu wpuściłam ją do środka, w milczeniu usiadła przy stole. Patrzyliśmy na siebie przez dłuższą chwilę, aż w końcu powiedziała:
– A więc taka właśnie jesteś, Marianno.

Zaniemówiłam i po chwili mogłam wydusić z siebie jedynie:
– Jaka?
Roześmiała się delikatnie:
– Piękna i szlachetna. To właśnie mówił o tobie Leon. Wiedziałam o tobie od pierwszego dnia, kiedy go poznałam. Tak mi o tobie mówił. A ja myślałam, że zabiorę go od żony ze wsi… I tak też zrobiłam. Wiedziałam, że nigdy nie przestał cię kochać, pocieszał mnie jednak fakt, że mieszkał ze mną. I teraz zastanawiam się, dlaczego. Przeszłam przez życie bez miłości, uświadomiłam to sobie dopiero teraz, gdy poznałam kogoś innego. I przyszłam powiedzieć ci, że jest mi przykro. Byłam młoda, głupia i narcystyczna. I nie miej mi tego za złe.

I odeszła tak jak przyszła, w milczeniu.
Wiem, że poszła na cmentarz, były tam drogie kwiaty, duży bukiet. A potem zniknęła. Mówiono, że wyjechała do stolicy z nowym mężem. Wdowa po mężu zostawiła mi go więc na zawsze. W ziemi, ale w pobliżu. Za co jestem jej wdzięczna. Powiedziałam już twojemu tacie, żeby pochował mnie obok Leona. Może przynajmniej na tamtym świecie będziemy nierozłączni i nikt nie będzie nam przeszkadzał – powiedziała smutno babcia i zamknęła album.

Potem przytuliła wnuczkę i zaprowadziła ją do jej pokoju
– A teraz idź spać, robi się późno. Jeśli twoja matka się dowie, będzie wściekła.
Przykrywając dziewczynkę kocem, powiedziała:
– Śpij dobrze, dziecko. I niech ci się dobrze śni.
Do rana siedziała w fotelu, przeglądając w głowie wspomnienia. A jednak żyła szczęśliwie. Kochała i była kochana.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Kochać i być kochanym – największe szczęście w życiu człowieka.