Mieszkała w naszej wiosce pewna rodzina o nazwisku Jasieńscy. Mieli aż dwanaścioro dzieci. Od lat obserwowaliśmy, jak się im żyje. W każdej klasie naszej wiejskiej szkoły podstawowej uczyło się conajmniej jedno ich dziecko. Nasza córka uczyła się w piątej klasie z jednym z dzieci Jasieńskich.
Widząc tę wielodzietną rodzinę wraz z sąsiadami pomogliśmy im postawić dom – mieszkańcy wioski aktywnie uczestniczyli w jego budowie.
W szkole dla dzieci zbierano pieniądze na ubrania lub przybory szkolne. Największe zbiórki urządzano tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Z inicjatywy sołtysa wsi, Jasieńscy na święta Bożego Narodzenia w prezencie otrzymali nawet telewizor! W ramach jeszcze innej zbiórki dzieci z tej rodziny dostały takie łyżwy, o których moje dzieci mogły tylko pomarzyć.
Jasieńscy nie byli alkoholikami, pracowali i zarabiali pieniądze na dom, ale to zawsze były niewystarczające kwoty, ponieważ naprawdę ciężko wykarmić taką gromadę.
Rodzina ta była spokojna ponieważ wiedzieli, że wszyscy im chętnie pomogą. Zdarzało się, że Jasieński nawet sam prosił mieszkańców wsi o pomoc, gdy czegoś potrzebował albo mu tego zabrakło.
W takiej komfortowej i bezstresowej sytuacji pozwalali sobie na przychodzenie na świat kolejnych dzieci. W pewnym momencie Jasieńska otrzymała nawet medal i tytuł matki-bohaterki!
Ja z kolei nie sądziłam, żeby ktoś im był cokolwiek winny i nie uważałam, aby byli jakimiś bohaterami. Moja matka kiedyś musiała zrezygnować z pomysłu o posiadaniu trzeciego dziecka ze względu na problemy finansowe. Dlaczego więc Jasieńscy zrobili inaczej?
Nie mówiłam tego wszystkiego na głos, bo nikt inny także nie mówił nic podobnego więc myślałam, że być może to ja jestem w błędzie, a czasy się zmieniły.
Kiedyś jednak natknęłam się na ciekawy artykuł w gazecie, w którym opisywano wielodzietną rodzinę żyjącą w opłakanych warunkach mieszkaniowych i finansowych. Było im tak ciężko, że poprosili miasto o nowe mieszkanie, ponieważ do tej pory mieszkali w zagrzybiałym, piętnastometrowym pokoiku. Ojciec pracował na taksówce, a matka zajmowała się dziećmi. Wówczas nie otrzymali żadnego lokum od miasta, obiecano jednak, że dostaną je za trzy lata.
To bardzo smutna historia, ale rodzi wiele pytań co do samej rodziny. Skoro nie mieli pieniędzy i normalnego mieszkania, to dlaczego zdecydowali się na tyle dzieci?
W tym samym artykule przytoczono także drugą historię, która dotyczyła już innej rodziny. Mieli pięcioro dzieci i także nie mieli własnego mieszkania. Dostali od powiatu działkę za darmo i zaczęli budować dom, ale niestety, nie wystarczyło im pieniędzy. Jak rozwiązali ten problem? Nie, nie zaczęli pracować, ale na świat przyszła jeszcze dwójka ich dzieci, za które dostawali dodatkowe świadczenia. Później uruchomili zbiórkę pieniędzy, aby ludzie złożyli się na budowę ich domu.
Zupełnie tego nie rozumiem, bo żadnym wyczynem nie jest zrobienie sobie gromady dzieci, tym bardziej, skoro zmusza się je do życia w słabych warunkach. Takie podejście do życia jest po prostu całkowitym brakiem odpowiedzialności.