Często czytam na forach historie o tym, jak kobiety po pięćdziesiątce zaczynają nowe życie i dosłownie otwierają „kolejny rozdział” w swoim życiu. Niektóre panie podróżują po świecie, inne znajdują nowe hobby, zaczynają chodzić na fitness lub basen. Inną kategorią są kobiety, które w dojrzałym wieku zmieniają profesję, otwierają swój biznes lub idą na studia. Mam wrażeniem, że moje życie dzieje się w równoległym wszechświecie i nie ma nic wspólnego z tym, o którym zdarza mi się czytać… Inne kobiety mają pieniądze, siłę i energię na te wszystkie zmiany i doskonalenie swojego życia, a ja nie mam niczego.
Być może moim problemem jest to, że dość późno zostałam matką. Pierwsze dziecko urodziłam w wieku 35 lat, a drugie w wieku 39 lat. Na dzień dzisiejszy mój najmłodszy syn chodzi do pierwszej klasy szkoły podstawowej. Kiedy budzę się rano to żałuję, że wieczór nie nadejdzie za szybko i tylko marzę o tym, aby móc się znowu położyć do łóżka i odpocząć, ponieważ ciągle czuję się zmęczona zarówno psychicznie, jak i fizycznie.
Codziennie wstaję o poranku, a potem idę do pracy. Jestem pracownikiem działu sprzedaży, a moje obowiązki to sporządzanie umów, raportów, wysyłanie ofert handlowych oraz tworzenie bazy klientów. Jeśli w pracy są jakieś problemy, to szefowie dzwonią do mnie nawet wtedy, gdy jestem już w domu bądź mam urlop, zabierając mi tym samym mój prywatny czas.
Po pracy wcale nie mogę odpocząć, bo muszę wypełniać obowiązki związane z macierzyństwem: pobawić się z dziećmi, nakarmić je i pomóc im w lekcjach. Trzeba sprawdzać zadania domowe i kontrolować, jak idzie nauka, zarówno w przypadku starszego, jak i młodszego syna. Jestem obarczona lawiną spraw i wydaje mi się, że na nic nie mam czasu.
Ludzie mówią, że można przecież odpocząć na wakacjach, ale to nieprawda, a przynajmniej nie w moim przypadku. Nigdy nie dostałam jeszcze więcej niż 2 tygodnie urlopu. Co więcej, zanim można pomyśleć o jakimkolwiek odpoczynku, to najpierw trzeba zająć się zaległymi sprawami domowymi, tym samym wypracowująć podwójnie “normę”, jaką wykonuję na codzień. Kiedy wracam więc do pracy z urlopu to znowu czeka na mnie nawał pracy, ponieważ większość innych pracowników nie była w stanie wiele zrobić i teraz ja muszę to nadrobić.
Zanim położę się spać to zwykle jak maszyna zastanawiam się i przeliczam, na co i ile powinnam wydać. W końcu trzeba kupić artykuły spożywcze, zapłacić za korepetycje i dodatkowe zajęcia dzieci, kupić im ubrania itp.
Jestem mężatką i mam dobrego partnera, który również dba o rodzinę, ale mimo tego jestem niesamowicie zmęczona. Ciągle myślę nie tylko o tym, jak spiąć budżet, ale także o tym, skąd wziąć siłę na pracę i zajmowanie się dziećmi. Nie można nas nazwać biedakami, a raczej zwykłą, przeciętną rodzinę. Dzieci są zawsze nakarmione i dobrze ubrane, mamy używany samochód i możemy sobie pozwolić czasami na jakiś nieplanowany wydatek. Nie wiem jednak skąd ludzie biorą pieniądze na zagraniczne podróże, zakupy i piękne meble. Skąd wziąć na to pieniądze?
Ja nie mam nawet siły, by dobrze zaopiekować się sobą, a mam przecież wciąż jeszcze rodziców w podeszłym wieku, którym muszę poświęcać czas i energię. Mam tylko 47 lat, a już chcę odpocząć na emeryturze. Całkowicie nie mam energii i sił. Zazdroszczę też ludziom, którzy przy niewysokiej pensji jakoś znajdują pieniądze na wakacje i rozrywkę. Apatia i zmęczenie są moimi wiecznymi towarzyszami. Udała się niedawno na badania, aby sprawdzić swój stan zdrowia. Lekarze powiedzieli, że nic mi nie jest, że potrzeba tylko więcej odpoczynku. Może naprawdę jestem zbyt marudna?