Marzyłem o spotkaniu prawdziwej miłości – powiedział bardzo smutno. – Ale spotkałem ciebie.
– Dlaczego ostatnio nie patrzysz w niebo, co? – zapytała nagle. – Zawsze byłeś marzycielem.
– Nie – odpowiedział spokojnie. – Teraz nie jestem marzycielem.
– Ale dlaczego? W końcu wyszłam za romantyka.. Byłam z ciebie dumna i opowiadałam wszystkim, jakim jesteś marzycielem. Pamiętasz?
– Pamiętam.
– A teraz co?
– Teraz nic.
– Nie, kochanie, tak nie może być – powiedziała z melancholią w głosie. – Chcę, żebyś pozostał taki, jaki byłeś w młodości — z bujną fantazją marzyciela, któremu na wszystkim zależy. Wiesz o czym mówię?
– Wiem. Ale zrozumiałem, że już za późno, mój czas minął.Wcześniej zrozumiałem.
– Nie bądź głupi. Nie jesteś jeszcze stary i możesz zrobić wiele zabawnych głupot. Weź przykład od młodych i przestań być zbyt poważny.
— Nie, teraz chcę być poważny.
– Ale dlaczego?
– Bo z wiekiem zrozumiałem. że marzenie jest niebezpieczne.
— Dziwne.
– Jak się okazało, wszystkie moje marzenia się spełniły. Wszystkie co do jednego.
– I?
– I wszystkie wyszły mi bokiem.
– Nie rozumiem – kto wyszedł bokiem?
– Moje marzenia.
– I tak nie zrozumiałam.
– Chcesz wyjaśnień?
– Chcę.
— Proszę bardzo. Zacznę od tego jak byłem mały. Pamiętam, że w dzieciństwie wymyśliłem sobie magiczne marzenie – fortepian. U nas za ścianą, w sąsiednim mieszkaniu, jakiś wariat co wieczór walił w klawisze fortepianu a mi się to bardzo podobało. Dlatego też mimowolnie pomyślałem – dobrze by było, gdybym również miał ten sam głośny cud.
I co? Czy to się spełniło?
Owszem, spełniło.. Nie miałem czasu za długo o tym pomarzyć, bo rodzice od razu kupili mi fortepian. Prawdopodobnie dla zemsty na wariacie, który mieszkał za ścianą.
— Oho. Świetnie.
– Ale żeby ten fortepian nie stał bezczynnie oddano mnie do szkoły muzycznej.
— Wspaniale.
– Co w tym wspaniałego? Podczas gdy wszyscy chłopcy grali w piłkę nożną, ja przez trzy lata chodziłem do szkoły muzycznej przeklinając moje spełnione marzenie. Dopóki nie zraniłem palca prawej ręki. Wyobraź sobie jak płakałem tego dnia.
– Z bólu?
– Ze szczęścia. Szczerze mówiąc, nawet nie marzyłem o takim szczęściu. Marzyłem tylko o tym, żeby stwierdzono, że nie mam talentu. Ale najwyraźniej los postanowił pójść prostą drogą. Opowiadać dalej o moich marzeniach?
– Opowiadać.
– Dobrze! Potem, kiedy spokojnie ukończyłem zwykłą szkołę, zacząłem marzyć o dostanie się na studia. Nie dlatego, że lubiłem się uczyć ale po to, by mnie nie zabrano do wojska.
— No i cię nie zabrali.
— Oczywiście. Ponieważ moi cudowni rodzice szybko załatwili mi miejsce na studiach, przez co później przez pięć lat musiałem się męczyć.
To chyba dobrze?
Służba w wojsku trwała wtedy dwa lata. Mogłem w czasie służby dokonać wielkich czynów, stać się bohaterem. Stałem się kimś, kogo nikt nie rozumiał. I co mam dzięki moim marzeniom? Nielubianą pracę, którą sprawia, że czuję się chory.
— Ale przecież dzięki tej pracy dużo zarabia – powiedziała z przejęciem. – Bardzo, bardzo dużo.
– Tak – skinął głową. – Wynagrodzenie dostaję dobre, nawet dwa razy w miesiącu.
Nie każdy ma tyle szczęścia – skwitowała.
– Wynagrodzenie przychodzi dwa razy w miesiącu. Ale mdłości każdego dnia.
– Dla takiej pensji można i tolerować mdłości – wzruszyła lekko ramionami.
– Marzyłem o spotkaniu prawdziwej miłości – powiedział bardzo smutno. – A spotkałem ciebie.
– Nie rozumiem? Jesteś niezadowolony?
Patrzył na nią długo i uważnie. Następnie powiedział:
– Dlatego boję się patrzeć w niebo. Obawiam się, że znowu coś pójdzie nie tak. A może chcesz, żebym zaczął marzyć o nowej pracy? W końcu mogę marzyć.
– Nie! – co? – wykrzyknęła przerażona. – Nie śmiej nawet o tym marzyć!
– No widzisz. Więc zostawmy moje marzenia w spokoju. Musimy żyć łatwiej. Co widzę – tego chcę, czego nie widzę – tego nie ma na świecie. Rozumiesz filozofię?
– Rozumiem – zgodziła się radośnie. – Widzisz tylko mnie, więc tylko mnie chcesz. Poza mną nikt na świecie nie istnieje. Tak to wygląda według twojej filozofii?
— Tak – powiedział.
Ale jednak ukradkiem spojrzał w niebo.