Maria uciekła z Czeczeni zimą 1994 roku, ponieważ tam wybuchła wojna.
Najpierw jednak wojna dosięgła jej rodzinę – mąż, dla którego wcześniej przeniosła się właśnie do tego kraju (był wojskowym), okazał się być zdrajcą.
A potem zaczęto strzelać do ludzi – jedni drugim zgotowali ten los. Czy to na pewno byli jeszcze ludzie?
Maria do końca wierzyła, że wszystko się zmieni i czekała na ciszę, ale jej nie było – ciągle strzelano. Kobieta nie zauważała piękna wiosny i niebieskiego nieba. Za to widziała tylko coraz więcej trumien, strach i beznadzieję.
Trzeba było uciekać, przecież wszyscy uciekają. Maria wsiadła do samochodu i pojechała przed siebie, naciskając pedał gazu.
Jej kot, który wabił się Pirat nie znosił samochodów. Źle znosił podróż – głośno miauczał, bił głową o szybę samochodowego okna, wbijał się pod pedały. Prawdopodobnie nie rozumiał: jak to jest, że człowiek siedzi, a potem nagle znajduje się w zupełnie innym miejscu? A może miał po prostu coś w rodzaju choroby lokomocyjnej?
Mąż Marii nie lubił Pirata – ot tak, dla zasady, bez żadnego konkretnego powodu. Niestety nie od razu to zrozumiała, a powinna się zorientować, bo facet, który nie lubi zwierząt, to zły człowiek.
Nie jest osobą zdolną do okazywania czułości oraz bycia wiernym mimo, że druga osoba oddaje mu wszystko i chce wypełniać jego życie znaczeniem i szczęściem.
Pirat przybłąkał się jakieś cztery lata wcześniej, nie miał jednego oka i przedniego kła. Inny ząb z kolei wystawał mu z mordki jak wampirzy kieł. Ogólnie rzecz biorąc, kot nie należał do najpiękniejszych.
Najpierw Maria nazwała go “Ślepaczkiem”, przez to, że miał tylko jedno oko. Potem jednak okazało się, że kot jest bardzo inteligentny i lubi “rozmawiać”. Kiedy pokaże mu się kawałek mięsa, pokornie wydawał z siebie miłe „miau–miau” i „mrr-mrr-mrr„. Właśnie za to” mrr–mrr–mrr ” i delikatną miłość do pluszowej papugi Maria zmieniła nazwę Ślepaczka na “Pirat”.
Pirat był plastrem na duszę Marii i nie tylko – kiedy ją coś bolało spał na niej dokładnie w tym miejscu, w którym odczuwała ból.
Kobieta uwielbiała całować go w zimny, mokry nosek, miętosić za policzki i bez końca słuchać legendarnego „miau-miau” i „ma–Ma„, które mówił jej czasami poza porą karmienia. Zdawać się mogło, że próbował nazywać ją “mamą”.
Maria wtedy zrozumiałam, że nie uda jej się dotrzeć do celu. Myślała, że z żalu pęknie jej serce.
Ludzie tego nie zrozumieją. Wszyscy uciekają przed wojną, ratują dzieci, dokumenty lub jakieś cenności, ale nikt nie zabiera ze sobą kotów i psów. Uważają, że jaka to “cenność” – tylko dodatkowa gęba do wykarmienia, a przed nimi niepewność. Wędrówki po cudzych domach, hotelach, nierzadko obcych krajach. Życie uchodźcy i bez zwierząt nie jest słodkie.
Pirat jednak wszystko rozumiał i wiedział, co się dzieje. Noc przed kolejnym etapem drogi wyszedł i już nie wrócił. Kobieta obudziła się, a jego już nie było. Był bardzo inteligentny, wiedział wszystko o wojnie i z góry wybaczył Marii taką zdradę.
Jechała dalej sama, ciężko przełykając łzy.
Czuła się zmuszona do tak zdradzieckiego czynu – zdradziła bowiem poniekąd Pirata. Z drugiej jednak strony to los najpierw ją strasznie oszukał – wyrzucił ją z jej dotychczasowego życia, pozbawił przyjaciół i zabrał jutro.
Jak trudno jest żyć.
Maria przyjechała do Warszawy. Dawno, dawno temu wyjechała stąd po miłość, rodzinę i dzieci, ale ani miłość, ani rodzina, ani dzieci nie mogły się pojawić, bo zjawiła się wojna.
Maria wróciła z niczym, ranna, ale nie fizycznie, a psychicznie. Wewnątrz, w okolicy serca była rana, której nie zobaczyłby żadny aparat rentgenowski, ale którą ona czuła.
Maria otworzyła swój biznes, chociaż to za dużo powiedziane – kobieta po prostu postawiła wolnostojącą wiatę na stadionie i pod nią sprzedawała przeróżne przedmioty i artykuły spożywcze – czekoladki, papierosy, gumy, hot-dogi, gazety i zabawki.
To były dziwne i niestabilne czasy. Poznałam Marię, którą teraz nazywam “ciocią” właśnie w drugiej połowie lat 90-tych. Miałam 15 lat i nikt nie chciał mnie zatrudnić, oficjalnie nawet nie było takiej możliwości, ale ona zaryzykowała i przyjęła do pomocy „na czarno”.
Maria zaufała mi ze wszystkim, łącznie z zakupem towaru. Czasami zmieniałam ją i przymilałam się do klientów. „Zwiększasz mi dochód conajmniej dwukrotnie” – śmiała się ciocia.
Kupowałam na rynku papierosy, czekoladki i to, co wydawało mi się „dobre” i na swój sposób atrakcyjne. Przywoziłam pod wiatę i nabijałam nowe ceny. Wpadłam na pomysł, żeby postawić pod wiatą kuchenkę mikrofalową i robić hotdogi.
Ogólnie rzecz biorąc, ciocia Maria była światową kobietą i wiele mnie nauczyła i nie mówię tylko o kwestiach biznesowych.
Mieszkałyśmy blisko siebie, więc często podrzucała mnie pod dom swoim samochodem. Opowiadała mi o swoim życiu – o byłym mężu, o miejscu, do którego za miłością wyjechała, a potem je pokochała, o Piracie i o wojnie.
Słuchałam i naprawdę byłam tym wszystkim zainteresowana. Bardzo ceniłam to, że ma do mnie zaufanie. wWiedziałam, że zawszę mogę na nią liczyć, chociaż chciałam, aby ona we mnie również miała wsparcie.
Pewnego dnia podjechałyśmy pod blok cioci Marii, aby ta przekazała mi pieniądze na jutrzejsze zakupy.
– Chodźmy na chwilę do mnie. Zobaczysz, jak żyję, napijemy się w końcu herbaty jak ludzie, a nie ciągle tylko pod tą wiatą handlową –zaprosiła Maria.
Przeszłyśmy przez klatkę schodową, a potem schodami na drugie pietro poszłyśmy w kierunku jej mieszkania. Maria nagle zamarła – zesztywniała w momencie tak, jakby ją ktoś zaczarował, a potem jeszcze zbladła.
Przed drzwiami siedział kot – był jakiś taki chudy i wypłowiały.
Na początku myślałam, że może przestraszyła się kota, ale nie – ją jakby wmurowało.
– A kysz! – chciałam przegonić nieproszonego gościa, który jak jakaś rzeźba zastygł przed drzwiami.
Maria wtedy osunęła się i usiadła na jednym ze schodków…
– Chodź…
Kot wtedy się odwrócił – nie miał oka, a jeden z jego zębów wystawał jak wampirzy kieł.
– To jest…Pirat? Jak to możliwe… – patrzyłam zdziwiona na Marię. Rozpoznałam go dzięki jej licznym opowieściom.
– Piechotą doszedł – szepnęła kobieta i zgarnęła Pirata w ramiona.
– Skąd wiedział, gdzie iść? Skąd znał adres?
– Miłość go do mnie doprowadziła – powiedziała cicho Maria. Płakała i całowała go bez przerwy w pyszczek, w jego podarte uszy i brudny brzuszek, który był cały w rzepach – Jesteś głodny?
A Pirat patrzył na nią jednym okiem i milczał.
– Ma–Ma– nagle powiedział Pirat.
Przysięgam, sama to słyszałam. Słyszałam, jak kot mówi „Mama„.
Weszłyśm do mieszkania, Maria delikatnie niosła swojego Pirata, przytuliła go do siebie, pocałowała i powtarzała bez przerwy: „Przepraszam, przepraszam, przepraszam„.
Maria odcięła kawałek mięsa i podała je kotowi.
– Miau-Miau! – warknął Pirat, ale nie jadł.
Maria powiedziała później, że spał całą dobę – najwidoczniej był zmęczony drogą. Całe łapy miał obdarte.
Droga miłości jest zawsze trudna i można za nią chodzić latami…