– Jest Pan pewien, że chce zabrać tego psa? Może jednak lepiej innego, bardziej oswojonego? Mamy ich więcej. Są przyzwyczajone do smyczy, obroży i dają się czesać, poza tym rozumieją najprostsze polecenia. A ten… tylko jedno słowo do niego pasuje – agresor. Nie no, Misiu to dobry pies, tylko agresywny. Tego jednak? To chodźmy załatwić formalności – powiedziała Oliwia Kurkowska i udała się do budynku schroniska, dumnie nazywaną „częścią administracyjną”. Paweł poszedł za nią.
Wkrótce dokumenty zostały wypełnione, a kobieta wręczyła nowemu właścicielowi psa jego kopię umowy i książeczkę weterynaryjną psa.
– Cóż, powodzenia. Ale jeśli coś się będzie działo nie tak, coś złego się stanie, proszę dzwonić – zabierzemy go z powrotem.
Cztery godziny później Paweł i Misiu byli już w domu.
– No coż Misiu, wejdź do środka, teraz to Twój dom.
Paweł odpiął karabińczyk smyczy od obroży. Pies stał obok niego nie ruszając się.
– Chodź, nie wstydź się. Czemu tak stoisz?
Pies wciąż stał w milczeniu, tylko odwrócił głowę i spojrzał na mężczyznę. Być może tylko dobermany potrafią z taką nieopisaną gracją, wdziękiem i godnością odwrócić pysk. Miś nie był doberman, a raczej mieszańcem, ale bardzo w swojej naturze i wyglądzie przypominał tego psa – jego matka była tej rasy. Ojciec z kolei był z rasy owczarka Wschodnioeuropejskiego.
Misiu spojrzał na mężczyznę i po cichu uniósł prawą przednią łapę, wyraźnie sugerując, że łapy są na początek, zanim pozwoli mu dotykać się dalej.
– No no! Okazuje się, że nie są Ci jednak obce dobre maniery. Po prostu szlachetny z Ciebie książe, a nie jak o Tobie mówią, agresor.
Wkrótce skończyło się podawanie łap, a pies pełen godności wszedł do mieszkania. Trzeba wszystko obejrzeć, bo kto wie, ile tutaj będzie mieszkał?
W mieszkaniu nie pachniało kotami, nie było też zapachu innych psów i ludzi.
„Hmm, rozumiem, Jestem tu sam. O, poduszka do leżenia! Myślę, że będzie moja. Niezła. A to co jest? Zabawki? Jakiś dziwak, po co kupił mi zabawki, czy ja mu wyglądam na jakiegoś szczeniaka? Dobra, zajmiemy się tym później” i Misiu spokojnie wszedł do kuchni. Poduszka to poduszka, zabawki to zabawki, ale najważniejsze są miski. Życie w mieszkaniu to nie życie na ulicy, Misiu też był z nim zaznajomiony – na ulicy wszystko zależy od psa, a przede wszystkim to, czy znajdzie jedzenie, czy nie. W mieszkaniu natomiast wyłącznie od opiekuna: da swojemu zwierzakowi jedzenie lub nie, nalej wodę, lub nie.
Miski stały w kuchni. W jednej była woda – czysta i świeża. Druga miska była pusta. Pies spojrzał pytająco na człowieka.
– Juź Ci daję. Skonsultowałem się w kwestii jedzenia ze specjalistami i od razu muszę Ci powiedzieć, żebyś nie liczył na inne jedzenie niż mokra karma. Niestety, będzie znowu jak w schronisku, ale twarda nie posłuży Twojemu i tak już wybrakowanemu uzębieniu.
Misiu jadł, aż mu się uszy trzęsły.
„Co Ty człowieku opowiadasz! Tamto nawet przy tym jedzeniu nie stało!” – Misiu spojrzał z wdzięcznością na Pawła i kontynuował posiłek -„Tamta karma była najtańsza i dodawano chleb, żeby było więcej, a dla nich taniej, a tutaj – ummm, jakie pyszne! To rozumiem – przepyszna, mięsna karma!”.
Po nasyceniu się pies poszedł do salonu i położył się na legowisku. Można by pomyśleć, że śpi, gdyby nie jego oczy – Miś uważnie obserwował mężczyznę.
Mężczyzna obserwował Misia.
– Tak, wygląda na to, że czeka mnie wiele niespodzianek.
Paweł nie wybrał tego psa oczami, a sercem. Gdy tylko zobaczył zdjęcie Misia w sieci, poczuł, że to “ten”. Pies subtelnie przypominał mu o sobie – widziała w spojrzeniu psa, że czuje się samotny, niepotrzebny. Ta beznadzieja go do niego przekonała.
Pojechał do schroniska, a potem dowiedział się o psie wszystkiego, co mogli mu powiedzieć:
– To mieszanka dobermana i owczarka, ma niecałe 2 lata. Zaszczepiony, zdrowy, wydaje się, że zna polecenia, ale nie jest posłuszny. Miał już pięciu właścicieli, ale jest agresywny w zachowaniu, więc go przywozili z powrotem.
Niestety, nie podano Pawłowi kontaktów do poprzednich właścicieli, chociaż bardzo o to prosił – wykręcali się “danymi poufnymi”. A niech ich! Pokazali tylko wiadomości z tymi ludźmi, w których informowali, że zwracają psa. Jedna wiadomość była krótka: „zwracamy go. Jest zbyt agresywny, nie możemy sobie z nim poradzić”. W drugiej wiadomości kobieta dała jednak upust swoim emocjom.
W schronisku Misiu podtrzymywał swoją sławę agresora i nie wpuszczał nikogo na swój wybieg – nie pozwolił do siebie nikomu wchodzić i zaciekle bronił swojego terytorium. Pracownicy przychodzili do niego tylko w specjalnej odzieży – grubej bawełnianej kurtce i bawełnianych spodniach, nawet latem. Mógł przecież ugryźć.
Dlatego tak bardzo zniechęcano Pawła do tego psa, określając go “agresorem”.
Kiedy przyszedł po psa, zaproponowano podanie zastrzykowi psu, aby ten był spokojniejszy i mógł go bezpiecznie odebrać. Paweł jednak się nie zgodził.
„Tańce” z psem trwały trzy godziny, zanim Pawłowi udało się przypiąć smycz do obroży psa, wyprowadzić go z wybiegu i doprowadzić do samochodu.
Ale było warto.
W samochodzie Misiu zachowywał się jak porządny, oswojony pies domowy. Siedział na tylnym siedzeniu i patrzył, albo na migające krajobrazy za oknem, albo na mężczyznę za kierownicą.
Z samochodu też wysiadł spokojnie i równie spokojnie wszedł na czwarte piętro. A teraz leżał spokojnie na swoim legowisku.
– Wygląda na to, że czeka mnie wiele niespodzianek – pomyślał po raz kolejny Paweł, patrząc na psa.
Minęło pół roku.
– Misiu! To jest sprawa, na którą należy zwrócić uwagę! Oboje na to zasłużyliśmy! Dyplom certyfikowanego trenera I stopnia! Teraz kupujemy mięso i zjemy w domu!
Misiu w tym momencie zauważył kota, który siedział dziesięć metrów dalej.
– Nie możesz, Misiu!
“Czemu nie mogę? Ja tylko się chcę z nim pobawić!”.
– Misiu, to kot, obcy kot, on Cię nie zna, przestraszy się. Nie można.
„Nie mogę, nie mogę. Jutro pójdziemy do lasu na „polowanie”. Będziesz rzucał mi szyszkami i kijami, a ja będę na nie polował!”- Miś stanął na tylnych łapach, położył przednie na piersi właściciela i spojrzał mu wiernie w oczy, machając wściekle ogonem – „Nie mogę, nie mogę. Rozumiem wszystko”.
– Jesteś mądry, Misiu! Jutro pójdziemy z Tobą do lasu. A teraz do domu. A kot nie.
Pies mocno machnął ogonem i kilka razy zaszczekał.
„Jaki jesteś mądry, mój człowieku! Nie bez powodu dostałeś dyplom. Jutro idziemy do lasu, a teraz do domu. Jeść, jeść!”.