Od tygodnia mój 5-letni syn, Filip, biegał po domu i cieszył się na sobotni wyjazd z ojcem. Mieli razem łowić ryby, a przy okazji spędzić miło czas. Mój mąż przez kilka dni wykonywał dziwne telefony i wypytywał o jakieś miejsca, ale nie interesowałam się tym, ponieważ miałam ważniejsze zajęcia. Na sobotę zaplanowałam sprzątanie w szafach i cieszyłam się, że mąż cały dzień zajmie się naszym synkiem i będę mogła w spokoju zabrać się za segregację ubrań i w końcu zrobić miejsce na nową garderobę.
Z niecierpliwością czekałam aż chłopaki wyjdą z domu, przygotowałam dla nich cały kosz jedzenia i miałam nadzieję, że prędko nie wrócą. Ledwie zdążyłam wyciągnąć ubrania z jednej szafy i wstępnie je posegregować, kiedy usłyszałam klucz przekręcany w drzwiach. Mój synek wbiegł do mnie i się przytulił, widziałam, że jest niezadowolony. Zapytałam dlaczego tak wcześnie wrócili, a on przez łzy powiedział: „Tata powiedział, że bez Marty nie będziemy łowić ryb”.
Próbowałam zapytać synka kim jest Marta, ale nie umiał mi wyjaśnić, twierdził, że tata nie zabrał Marty i musieli wracać do domu. Uspokoiłam synka, włączyłam mu bajkę i poszłam poszukać Wiktora, by wyjaśnić o co chodzi z Martą. W głowie miałam tylko jeden scenariusz – to na pewno była kochanka, z którą spotykał się, gdy jechał wędkować. Już miałam plan, stwierdziłam, że dam radę sama wychować syna i nie potrzebuję w moim życiu mężczyzny. Te myśli doprowadziły mnie do łez i zatrzymałam się w kuchni, by napić się wody i ochłonąć.
Wiktor wyszedł z łazienki i usłyszał mój płacz, natychmiast podbiegł i zapytał co się stało. Brzmiał bardzo przekonująco, jakby naprawdę przejmował się tym, co mi jest. Zareagowałam bardzo emocjonalnie, zwyzywałam go o zdrajców i babiarzy. Kiedy się trochę uspokoiłam, zapytałam kiedy poznał Martę i czy zamierzał mi o niej powiedzieć. Wiktor zrobił zaskoczoną minę i zapytał o jaką Martę chodzi. Byłam wściekła, że wypiera się w żywe oczy i opowiedziałam mu co powiedział mi Filip.
Mój mąż zastanawiał się przez kilka sekund, a potem wybuchnął śmiechem. Wyjął coś z kieszeni spodni i wyjaśnił mi o co chodziło. Zapomniał z domu karty wędkarskiej, bez której nie mógł łowić ryb. Chodziło więc o kartę, a nie Martę… zaczęłam się śmiać razem z mężem i przeprosiłam, że miałam wobec niego takie podejrzenia. Wiktor przez całą niedzielę wypominał mi tę sytuację w żartach, a mi jest bardzo wstyd.