– Moja biedna córko – szlochała i lamentowała nad swoją nowonarodzoną córką – z góry znam twój los, kochanie moje. Dziewczynka łapczywie ssała pierś matki i marszczyła nosek. Widać było, że dziecko nie lubi, jak łzy matki kapią mu na twarz, chociaż nie przeszkadzało mu to w cieszeniu się pożywieniem.
Na salę weszła pielęgniarka.
– A co to za lanie łez?- spytała surowo. – patrz, bo dziecko utopisz we łzach. Co to za żale? Dziewczynka urodziła się silna, zdrowa. Masz dużo pokarmu, nakarm dziecko i przestań się denerwować, w przeciwnym razie mleko zniknie. Ciesz się, że wszystko jest w porządku.
Marta jakby odzyskała przytomność po słowach surowej pielęgniarki. Otarła łzy, uśmiechnęła się nie wiadomo czy do niej czy do dzieckai i powiedziała:
– Ja się bardzo cieszę!. Po prostu, jak pomyślę, że moje dziecko spotka taki sam los, jak losy kobiet z całej naszej rodziny, robi mi się przykro. Myślałam, że może urodzi się chłopiec i przerwie łańcuch nieszczęść. Do ostatniej chwili miałam nadzieję i dlatego nie chciałam znać wcześniej płci dziecka, żeby się nie denerwować z góry i nie szkodzić dziecku. Wszystkie kobiety w naszej rodzinie są samotne i rodzą dzieci bez mężów. Taki jest nasz los.
– Jesteś dobrą mamą – powiedziała pielęgniarka – po prostu nie nastawiaj się z góry na to, że jej życie będzie skazane na porażkę, bo wiesz, mówią: „jak nazwiesz statek, tak popłynie”. A jak postanowiłaś dać córce na imię?- zapytała pielęgniarka, chcąc odwrócić uwagę marty od smutnych myśli.
– Mama i babcia chcą, żebym nazwała moją córkę Maria. Maria oznacza ukochaną. W naszej rodzinie wszyscy mają podobne imiona. Babcia-Mariola, mama-Martyna, ja-Marta Więc mama i babcia nalegają, aby nazwać ją maria. Dopiero niedawno przeczytałam gdzieś, że interpretacje tego imienia są różne. Oznacza ono również – odrzucona. Nie nazwałabym jej Marią. Chcę innego losu dla mojej córki, a może Imię nie ma z tym nic wspólnego – Marta znów miała łzy w oczach.
– Cóż, przestań gniewać los. Jesteś zdrowa, dziecko jest zdrowe. Wszystko będzie dobrze, a ty jesteś młoda, wyjdziesz za mąż.
– Gdzie ja młoda? Mam już trzydzieści dziewięć lat. Do tej pory nikt nie chciał mnie na żonę, to teraz tym bardziej ktoś taki się nie znajdzie. Postanowiłam samotnie wychować córkę i dobrze, że zdecydowałam się ją urodzić!
Oczywiście! Popatrz, jak piękna z niej dziewczynka. A jakie ma pragnienie życia! Przyssała się do mamusi i nie może się oderwać. Wychowuj ją na bohaterkę. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Myśl tylko o dobrych rzeczach. Dobre myśli przyciągają dobre rzeczy.
Dorotka (bo w końcu takie imię dostała) dorastała jako bohaterka, tak jak wtedy powiedziała pielęgniarka w szpitalu położniczym. Silna, pewna siebie. W klasie uczyła się najlepiej i miała zadatki na lidera, inni za nią nie nadążali. Wygląd oczywiście trochę zawiódł. Budowę ciała miała bardziej męską niż kobiecą. Szerokie ramiona, wąskie biodra. Za to klatka piersiowa jak najbardziej kobieca.
Dorota przyjaźniła się z chłopcami, była typową chłopczycą – zachowywała się jak chłopak i tak też się ubierała. Matka z babcią i prababcią były bardzo zdenerwowane relacjami Dorotki z chłopcami.
– Dorota, co ty robisz z chłopakami?- lamentowała babcia Mariola. – no co ty nie masz koleżanek? Czy to jest sprawa dziewczyny piłkę z chłopakami na boisku gonić?
A potem przychodziłą mama:
– Dorotka, spójrz, ile masz strojów w szafie, a ty ciągle latasz w spodniach i koszulce. Czy nie masz ochoty ubierać się jak dziewczyna? Jeżeli będziesz się przyjaźniła z chłopcami, to nigdy nie znajdziesz narzeczonego, bo oni nie będą na ciebie zwracać uwagi. Będą cię uważać za jednego z nich. Och, Dorotko, zastanów się nad tym, zanim będzie za późno. Nadszedł już czas, żeby stać się dziewczyną.
Na te wszystkie ochy i westchnienia mamy zawsze się uśmiechała i tylko raz odpowiedziała:
– Mamo, nie martw się. Mogą mnie wybrać, nie wybrać, to nie ma znaczenia. Ważne, kiedy ja kogoś wybiorę. A jeśli wybiorę, to się nie wykręci.
Mama potrząsnęła głową z niezadowoleniem a babcia zachichotała słysząc odpowiedź Doroty i na wszelki wypadek poszła napić się swoich uspokajających kropli.
„A po kim Dorotka jest taka energiczna i pewna siebie? Kto wbił jej do głowy, że ona sama może wziąć wszystko, czego chce od życia?- Myślała Marta. „Obyś się nie rozczarowała, kochanie, ponieważ w życiu nie wszystko zależy od naszych pragnień”. Marta starała się uchronić Dorotę od rozczarowań, jakie na pewno przyniesie jej życie.
Pod koniec drugiej klasy liceum Dorota zakochała się w koledze z równoległej klasy. Niepozorny okularnik, Tomek, był zamknięty w sobie i skupiony wyłącznie na nauce, w związku z czym nie miał przyjaciół. Dorota zwróciła na niego uwagę na dyskotece. Tomek stał pod ścianą i starał się być niewidzialny ale dzięki temu właśnie był zauważalny. Oczywiście chciał tańczyć ale bał się odmowy dziewcząt i dlatego po prostu stał.
Dorota zlitowała się nad nim, podeszła do Tomka i zaprosiła go do tańca. Nie dbała o konwencje, o których mówiła jej babcia, że dżentelmen powinien zrobić pierwszy krok w kierunku dziewczyny.
Tomek się odwrócił, najwyraźniej zamierzał przez cały wieczór podpierać ścianę.
– Zapraszasz mnie?- zapytał zaskoczony. Na wszelki wypadek spojrzał na boki i wyciągnął szyję.
– Ciebie, a co w tym dziwnego. Chcę z tobą zatańczyć, więc zapraszam.
Uszczęśliwiony Tomek nie poszedł a wręcz pobiegł na parkiet. Dorota nie puściła go przez cały wieczór. Po dyskotece odprowadził ją do domu, chociaż Dorota niczego się nie bała. Przez całą drogę rozmawiali, Tomek coś tam jej opowiadał i Dorota się w nim zakochała. W jego intelekcie oraz w oczach, które widziała, gdy od czasu do czasu zdejmował okulary aby wytrzeć zaparowane szkła
Mama i babcie oszalały na punkcie Tomka. Były zaskoczone, że Dorota oczarowała takiego inteligentnego i przystojnego faceta. Dorota zaś sprawiła, że Tomek stał się pewniejszy, uwierzył w siebie, gdy wciąż od nich słyszał, jaki jest inteligentny, przystojny i wspaniały.
Po ukończeniu szkoły zarówno Tomek, jak i Dorota, poszli na studia a na trzecim roku postanowili się pobrać. Dorota sama oświadczyła się Tomkowi.
– Już czas się pobrać — powiedziała pewnie. – tak, możemy już wziąć ślub. Od tylu lat się spotykamy, że niektórzy nie są tyle w małżeństwie. Nie uważasz?
Tomek nie miał wątpliwości, ufał Dorocie w słuszności tej decyzji. Był przyzwyczajony do tego, że Dorota jest liderem, a on jest skrzydłowym.
Wszyscy wokół nich byli bardzo zadowoleni z ich decyzji. Rodzice Tomka bardzo lubili Dorotę, bo widzieli, jak ich syn się zmienił przy tej dziewczynie. A matka i babcie dziewczyny uwielbiały Tomka od pierwszej chwili i miały nadzieję, że karma samotnych matek w ich rodzinie zostanie wreszcie przerwana.
Na piątym roku studiów młodzi doczekali się syna i Dorota poszła na urlop macierzyński.
A Tomkowi, po udanej obronie dyplomu, zaproponowano pozostanie na Uniwersytecie jako wykładowcy, z czego młodzi byli bardzo zadowoleni. Pewnie miałby problem ze znalezieniem dobrej pracy zaraz po szkole, więc propozycja spadła im dosłownie z nieba. Młody mężczyzna nie zamierzał spoczywać na laurach, wciąż uzupełniał swoją wiedzę i liczył w przyszłości na tytuły i stopnie.
Pracownicy Uniwersytetu szanowali młodego specjalistę, studenci uwielbiali, ponieważ nie był wiele starszy od nich, a studentki zakochiwały się w inteligentnym, nowoczesnym nauczycielu.
Dorota zaczęła zauważać, że jej mąż zaczął późno przychodzić z pracy i przestał mieć ochotę na małżeńskie igraszki, wymawiając się zmęczeniem. Tak jak kiedyś jego usta nie zamykały się od opowieści o studentach czy wykładach, tak nagle zaczął milczeć. Na każde jej pytanie odpowiadał krótko, twierdząc, że nagadał się na wykładach.
Dorota nie była naiwną dziewczyną, zdała sobie sprawę, że jest prawdopodobnie jej mąż znalazł sobie jakąś kochankę.. „Ach, ty kotku, pieprzony” – pomyślała Dorota -pomogłam ci uwierzyć w siebie a ty wykorzystujesz to na studentkach. Już ja ci pokażę!”
Dorota postanowiła śledzić podejrzanego męża i nie pomyliła się. koleżanka Doroty, sekretarka dziekana, dowiedziała się, że obok Tomka kręci się blada, szczupła, płaska we wszystkich miejscach, okularowa ameba, jego studentka. Wszyscy żartują na temat ich romansu ale nikt nie trzymał świecy.
Dla Doroty była to wystarczająca ilość informacji, żeby pobudzić ją do działania. Z młodą kochanką męża rozprawiła się w akademiku, na oczach wszystkich. Z Tomkiem postanowiła rozprawić się w domu.
Studentka skończyła z wyrwanymi strzępami włosów, Dorota bała się, że młoda nie wstanie, gdyby jej porządnie przyłożyła. Tomek niestety skoczył z podbitym okiem.
– Dorotka, chciałem tylko podnieść samoocenę Basi — bełkotał Tomek – chciałem jej pomóc, tak jak kiedyś ty mi pomogłaś. To nic poważnego.
Po takim wyjaśnieniu swojej przygody, Tomek zarobił pod drugie oko.
Nie wiadomo, jak by to się skończyło, gdyby nie pomyślał na czas i przestał usprawiedliwiać swoje wyskoki, ale w końcu upadł przed nią na kolana i błagał o przebaczenie.
Dorota mu wybaczyła oświadczając, że jeśli Tomek zrobi jeszcze jeden skok w bok, to straci swoje męskie atrybuty.
Tomek nigdy więcej nie sprawdził, czy to, co obiecała mu Dorota, się spełni. Sprawdzanie jest niebezpieczne, żarty z Dorotą są kiepskim pomysłem. Kiedy jest wściekła, trzeba obawiać się utraty nie tylko męskich atrybutów ale także życia. Dorota nie zagrzeje się na cudzym ale będzie walczyć o swoje.
Taka jest „moja biedna córka”.