Kiedy syn Danuty się ożenił, zaproponowała, by młodzi zamieszkali z nią w jej mieszkaniu. Miejsca było sporo i nie wchodzili sobie w drogę, a dla młodego małżeństwa była to szansa na oszczędzenie pieniędzy na zakup własnej nieruchomości. Niestety przez ponad 10 lat nie udało im się zgromadzić wystarczających środków, za to stworzyli cudowną rodzinę – najpierw urodził im się syn, a później dwie córeczki. Danuta kochała swoje wnuki i uwielbiała synową, ale było jej ich trochę żal, ponieważ nie mogli się niczego dorobić z uwagi na to, że Karolina długo nie miała pracy z uwagi na opiekę nad dziećmi.
Danuta pomagała synowej we wszystkich obowiązkach, ale dopóki nie przeszła na emeryturę, ciężar wychowania dzieci i utrzymania mieszkania w czystości, w dużej mierze spoczywał na barkach Karoliny. Później ich role się odwróciły i do synowa poszła do pracy, a Danuta przejęła większość obowiązków związanych z domem i odprowadzaniem dzieci do szkoły. Danusia cieszyła się, że w końcu zacznie im się lepiej powodzić i będą mogli na więcej sobie pozwolić, ale nie spodziewała się, że manna dosłownie spadnie im z nieba.
Bliski wujek Karoliny, bardzo zamożny człowiek, który nie miał własnego potomstwa, przepisał na nią pośmiertnie swoje ogromne mieszkanie. Wystarczyło je tylko odświeżyć, wymienić meble w niektórych pokojach, by dostosować je do potrzeb dzieci i można było mieszkać. Danuta od początku bała się, że zostanie całkiem sama i głośno wypowiadała swoje obawy w kierunku syna i synowej, ale oni obiecali jej tylko, że będą ją odwiedzać. Nikt nie zaproponował jej wspólnego mieszkania, choć nie była już najmłodsza i w każdej chwili mogła potrzebować ich pomocy. Taka właśnie jest ludzka natura.