Był 1990. W nowej, pokomunistycznej rzeczywistości niewielu sobie radziło, w tym także my. Nasz budżet rodzinny był po prostu na dramatycznym poziomie. O niektórych rzeczach takich jak konsole czy nowe zabawki nawet nie marzyłam. Byłam trochę jak dziecko, które nigdy nie widziało śniegu, dlatego nie marzyło o nim. I tak żyliśmy bez marzeń.
Powoli zbliżały się moje 9-te urodziny.
Niczego się nie spodziewałam i na nic nie czekałam, bo wiedziałam, że nie ma pieniędzy nawet na to, by kupić mięso, przez co cały rok jedliśmy makaron ze śmietaną na obiad. Ojciec stracił pracę, a mamie nie wypłacili już pensji 4 miesiąc, na nową pracę nie było szans. Jednak rodzice w ramach urodzin włożyli mi pod poduszkę małego, pluszowego słonia.
Uszyła go mama, sama, ze starego, szarego kawałka płaszcza. Zamiast oczu miał guziki i dla mnie to był cenniejszy podarunek niż jakikolwiek drogi prezent. Tak mocno go wtedy przytuliłam! Tak, minęło 30 lat, a ja go wciąż pamiętam.
Niedawno opowiedziałam tę historię swojej 10-letniej córeczce. Zapytałam ją, czy pamięta, co dostała w zeszłym roku? Nie pamiętała hulajnogi, nowego telefonu oraz wielu innych prezentów, bo po prostu było ich tak wiele.
A ja dostałam tylko tego słonia, na wszystkie te lata, na całe życie.
I minie kolejne 30 lat, a ja będę o nim pamiętać. Ponieważ była to moja najdroższa zabawka – rodzice dali mi wszystko, co mieli…