Jeszcze wczoraj Natalia żyła swoją codzienną rutyną: do sklepu po świeże jedzenie, do fryzjera po świeży wygląd. Śniadania, obiady, kolacje. Prawie dorosłe dzieci, ukochany mąż. Ale tego upalnego lipcowego wieczoru szanowny małżonek nie pojawił się na progu sam – obok niego kołysała się na długich chudych nogach, lekko zasłoniętych przez wulgarną różową spódniczkę, pewna istota o blond włosach, twarzy nieobciążonej intelektem i ustach przypominających pierogi, które Natalia gotowała właśnie na obiad.
– Natalka – zaczął oficjalnie mąż – od dawna chciałem ci powiedzieć, ale… – Wyrzucił teatralnie ręce w górę. Natalia przewróciła oczami – nigdy nie lubiła zamiłowania męża do teatralnych gestów i zwrotów.
– Więc, Natalio! Kocham Paulinę i postanowiłem przeżyć resztę moich dni dni u jej boku.
– Cóż… – Natalia westchnęła, to stwierdzenie nie było dla niej objawieniem, już od dawna podejrzewała, że jej mąż ma kogoś innego.
– Natalio! Postanowiłem, że ten dom z widokiem na morze, zatrzymam. Oczywiście, spłacę twój udział i pozwolę ci zatrzymać mieszkanie, które kupiliśmy dla naszego syna, będzie twoje. Ale proszę cię o opuszczenie domu w ciągu trzech dni. Natalka… – mężczyzna był zakłopotany – Paulinka lubi poranny widok na morze z okna i zapach morskiej bryzy.
Natalia milczała, nie chciała się kłócić, ale gdyby była taka jak jej babcia Marysia, to zrobiłaby taki skandal i awanturę, że nowa partnerka męża musiałaby uciekać za granicę. Na szczęścia Natalia miała charakter po dziadku Franku – prawniku i oszuście karcianym. Po słowach męża, ani jeden mięsień na jej twarzy nie drgnął, bez emocji patrzyła jak jej mąż odchodzi z nową kobietą. Potem lekko się uśmiechnęła – w jej głowie dojrzewał już plan słodkiej zemsty.
Zabrała tylko to, co było jej potrzebne i pożegnała się z krzewami delikatnych hortensji w ogrodzie, szepnęła do kwiatów: – Nie ruszajcie się, moje drogie, spokojnie, spokojnie! Wrócę najpóźniej za miesiąc!
Wezwała taksówkę i popędziła z dwiema małymi torbami do mieszkania syna. Minęły dwa tygodnie, jej telefon zadzwonił wczesnym rankiem, kiedy chłód nocy drzemał jeszcze na ulicach miasta.
– Natalia, ty cholerna wiedźmo! – w telefonie odezwał się mąż kobiety. – W tym domu nie da się żyć! To piekło! To jest prawdziwa bezczelność! Paulinka szlocha dzień i noc! Wydałem góry pieniędzy, ale ten smród, ten piekielny smród nie ustępuje! Natalia, co ty zrobiłaś?! Co w tym cholernym domu tak śmierdzi?!
– To pewnie twoje zgniłe sumienie, kochanie… – i po przerwie kobieta miękko mruknęła do słuchawki.
– Natalia! Nienawidzę cię! Paulinka nie chce tu mieszkać, żąda natychmiastowego opuszczenia tego piekielnego, śmierdzącego domu! Weź ten cholerny dom dla siebie! Nie dam ci za to ani grosza!
– Tak, kochanie – powiedziała Natalia jeszcze łagodniej – kiedy mogę przyjść do prawnika po odbiór aktu notarialnego?
Minął nieco mniej niż tydzień i Natalia postawiła dwie torby na ścieżce prowadzącej do domu i poszła do ogrodu, do swoich ulubionych hortensji.
– Witajcie, kochane! – dotknęła czule płatków. – Oto jestem, zgodnie z obietnicą.
Dom przywitał kobietę otwartymi drzwiami, oknami i niesamowitym, niewysłowionym smrodem, który zdawał się płynąć ze ścian. Szczypiąc palcami nos, Natalia weszła do biblioteki, gdzie stało stare, zabytkowe biurko zmarłego dziadka Franciszka. Przyciskając rzeźbioną deskę z boku mebla, Natalia otworzyła skrytkę pod blatem. Smród pojawił się z nową energią.
– Trochę przesadziłam… – powiedziała z grymasem. Z niesmakiem wyciągnęła ze swojej kryjówki flądrę, całkiem zgniłą i śmierdzącą.
– Uwielbia poranny widok na morze i zapach morskiej bryzy… – szepnęła złośliwie, wrzucając śmierdzącą rybę do kosza na podwórku. – Nie masz z kim konkurować! Nie doceniłeś wnuczki zmarłego adwokata. Och, co za głupi mężowie w tych czasach.