Czytałam dziecku „Baśń o rybaku i rybce” i nagle uświadomiłam sobie, że to nie do staruszka, ale do staruszki czuję sympatię. Pomyśl tylko – żyła ze staruszkiem przez 33 lata i co z tego miała? Złamane koryto i chatę! I ona nie była taką starą kobietą – wyszła za mąż w wieku 17 lat, więc miała około 50. I przez te wszystkie lata życia z mężem, gotowała mu, przędła i robiła pranie. Nie powiedziała na niego ani jednego złego słowa.
A on był dumny ze swoich połowów, całkiem zadowolony ze swojej chaty, koryta i biednego jedzenia. Zupa rybna była rzadkością, bo sieć często była pusta! Przez 33 lata nie był w stanie zarobić na koryto, a co dopiero na dom!
Tylko raz miał szczęście (wydawało się, że Bóg się nad nim zmiłował) i udało mu się złapać złotą rybkę. Co zrobił wtedy ten człowiek? Nie wypowiedział nawet jednego życzenia, tylko wypuścił rybę na wolność. Kiedy wrócił do domu opowiedział żonie o swoim dniu, a ona zachowała się tak, jak każda kobieta, która całe dnie zajmuje się domem i nie ma żadnej przyjemności w życiu. Pierwsze co przyszło jej do głowy to nowe koryto! Potem chciała ziemię i chatę… a następnie wszystko to, o czym marzyła przędąc i czekając na powrót męża z wypraw na ryby. Aż przesadziła z życzeniami i wróciło do niej wszystko co miała na początku – ten sam mąż, stara chata i zniszczone koryto.
Myślę, że w tym krótkim okresie dostała wszystko, czego chciała od życia. A jak dostała za darmo, to nie umiała uszanować… Taka chciwa kobieta! A jej mąż nie miał ani woli, ani siły, by powstrzymać te fantazje i słusznie otrzymał za to chłostę! Ale jest granica każdej nadarzającej się okazji, nie można dać się ponieść. Nie bez powodu mówi się, że im wyżej się zajdzie, tym upadek bardziej boli. Ileż znaczeń, zdawałoby się, w tak prostej opowieści! Autor sprawił, że wszystkie pokolenia współczują staruszkowi… Ale ja dziś poczułam litość dla staruszki.