Nie mógł patrzeć na jej łysą czaszkę. Odwracał wzrok, podczas gdy ona nakładała perukę. Pusta miseczka w staniku w ogóle mu nie przeszkadzała ale włosy…wydawałoby się, że odrosną. Bez włosów wyglądała tak wzruszająco, tak bezbronnie – nie mógł tego znieść. Dlatego starał się nie patrzeć.
Piotrek był kierowcą ciągnika. Nie zarabiał na tym dużo pieniędzy, więc brał różne dodatkowe prace – rąbał drzewo dla starszych kobiet, odśnieżał podwórka w dużych domach, kosił trawę i wiele innych podobnych. W wolnych chwilach gotował pożywną zupę dla swojej żony, według przepisu swojej świętej pamięci babci. Namawiał ją do jedzenia, poił, w nocy wstawał do krzyczącego synka i karmił go z butelki.
Kiedy wszyscy zasypiali, liczył pieniądze w kartonowym pudełku po ciasteczkach – oszczędzał na operację. Leczenie zakończyło się sukcesem i było całkowicie bezpłatne. Lekarz, siwowłosy mężczyzna z nadwagą, klepnął go po ramieniu i powiedział, że on i jego żona będą kiedyś opiekować się prawnukami. Dobrze by było. Wciąż była słaba ale widział, że siły stopniowo do niej wracają. Wróciłyby zapewne jeszcze szybciej, gdyby żona nie rozpaczała nad stratą piersi. Jego to nie obchodziło, dla niej było bardzo ważne. Więc zbierał pieniądze.
Poranek dopiero się zaczął a on był już zmęczony. Oczy mu się kleiły … na dworze mocno sypał gęsty śnieg. Cieszyło go to, bo będzie miał więcej pracy. Nie każdemu chce się odśnieżać, dla niego to źródło dodatkowego dochodu. Podczas, gdy odśnieżał wiejską drogę, z domów wychodziły starsze panie i leniwi mężczyźni, by negocjować cenę. Do domu wracał wieczorem. Ciemno, oczy mu się zamykają, nie ma siły. W drodze do domu kręci głową, by odgonić senność a białe płatki spadające na szybę wciągają go w nicość.
Uderzenie. Lekkie, jakby coś poleciało. Piotr zdał sobie sprawę, że zasnął – może tylko na chwilę ale coś się stało. Skuter śnieżny zatrzymał się w pobliżu, ktoś krzątał się w śnieżnej mgle. Piotr wyskoczył z ciągnika. Przy drodze stał Andrzej, który niedawno wrócił z miasta na wieś, trzymając na rękach psa.
– Co zrobiłeś! – krzyczy Andrzej. – Trzeba uważać!
Piotr patrzy się na psa. Zdaje się, że ma na imię Ikar. Pies skamle a to znaczy, że żyje.
– Śnieg pada bardzo gęsto, Nie jechałem szybko. Nie zauważyłem go. – Piotrek nie chciał się przyznać, że zasnął, bo mógłby stracić pracę.
Andrzej jest bliski płaczu, Piotr przechodzi z nogi na nogę.
– Co tu robić?
– Trzeba jechać do weterynarza.
— Najbliższy jest w Tarnowie – rozkłada ręce Piotr.
Andrzej biegnie – siada na skuterze, za chwilę z niego zeskakuje.
– Nie dam rady zawieźć go na skuterze, to jest dziewięć kilometrów! Podwieziesz nas?
W domu czeka na niego zmęczona Anka i krzykliwy syn. Ale oczy Ikara są takie wzruszające i bezbronne… nie może na nie patrzeć.
– Chodźmy – decyduje.
– Zaczekaj, odstawię tylko skuter.
Andrzej, z psem na rękach, wskakuje do kabiny i wyruszają. Trzęsą się po zaśnieżonej drodze. Ikar skamle. Padający śnieg już nie hipnotyzuje Piotra, sen go opuścił na dobre.
Weterynarz zrobił, co mógł ale powiedział, że nie ma zbytniej nadziei. Andrzej zaczął płakać. Piotr już zapomniał, jak to jest płakać.
Ikar zmarł trzy dni później. Andrzej pochował go pod czeremchą. Piotr przyniósł łopatę i pomógł mu rozbić zamarznięte bryły ziemi.
– Był dla mnie jak przyjaciel – powiedział głucho Andrzej. – Żona odeszła, matka zmarła, mam tylko babcię. No i miałem Okara. A teraz zostałem praktycznie sam na tym świecie.
Piotr miętosi w rękach czapkę i nie wie co powiedzieć. Andrzej go nie obwinia – jest dobrym, życzliwym człowiekiem.
Następnego dnia Piotrek pojechał autobusem do miasta. Postanowił poszukać dla Andrzeja pieska tej samej rasy – spaniela. Kiedy usłyszał cenę…zaniemówił. Czy pies może tyle kosztować? To nie jest lodówka…był w szoku.
Po powrocie do domu wzdychał przez długi czas, licząc zgromadzone w pudełku pieniądze. Syn bawił się w łóżeczku, żona krzątała się w kuchni – sama wstała, czuje się cały czas zmęczona, mówi, że cały czas leżała.
Znowu pojechał do miasta. Potargował się ze sprzedawcą i udało mu się kupić ślicznego szczeniaka za pół ceny. Biało czarnego, słodkiego, mieszczącego się za pazuchą.
Andrzej wziął prezent z obawą i niedowierzającą radością.
– Przywiozłem ci nowego przyjaciela – wyjaśnił Piotr.
Za domem rozłożysta czeremcha stała się biała od śniegu. Nie można zastąpić tych, którzy odeszli ale to nie znaczy, że nie będzie czegoś nowego. Wiosną kwitną czeremchy. Psiak będzie miał sporo jasnej sierści, jak puch. Syn zrobi pierwszy krok i uśmiechnie się do Piotrka bezzębnymi ustami. Żona mogła usunąć ciążę i szybciej się leczyć ale wybrała jego życie. I nie pomyliła się – prawdopodobnie wychowają wspólnie wnuki. I zgromadzi pieniądze. A ona znów się uśmiechnie.