Nie mogłam na to pozwolić.

Nie mogłam na to pozwolić.

Kiedy mieszkałam w domu z rodzicami, mieliśmy kota. Pojechaliśmy po niego do schroniska, osobiście wybrałam tego, który mi się podobał – niby zwykły dachowiec, nic niezwykłego ale trójkolorowy. Mówią, że trójkolorowe koty przynoszą szczęście. Nazywałam go Murzynek.

Po przeprowadzce zabrałam Murzynka ze sobą. Z zasady nie chciałam go wykastrować, jakoś nie wydawało mi się to odpowiednie, ale im dłużej słuchałam jego wycia w mieszkaniu przez kilka dni, tym bardziej byłam przekonana, że jednak trzeba go operować. Dostałam wolne w środku tygodnia i udałam się do kliniki weterynaryjnej niedaleko domu. Przyszłam z kotem na określoną przy rejestracji godzinę ale okazało się, że nikt tu nie śledzi czasu i zebrała się imponująca kolejka właścicieli ze swoimi zwierzakami. Czego tam nie było: psy, papugi i żółwie czerwonawe. Nie wyobrażałam sobie, po co trzeba zabierać żółwia do kliniki a potem dowiedziałam się, że złapał się na hak, na którym był podczepiony robak.

Gdy siedziałam w kolejce, patrzyłam na inne zwierzęta. Szczególnie zainteresował mnie jeden kot. Jego właścicielka przyprowadziła go na smyczy, a nie przyniosła w nosidełku. Puszysty, popielato-szary, przyczepił się do podłogi, zaciskając tylne nogi, a przednie wyciągając do przodu i opuszczając na nie głowę. Próbował zdrzemnąć się w tym szumie zapachów i dźwięków i był bardzo cichy. Wydawało mi się, że jest bardzo ładny.
Gdy kolejka się rozwijała, od czasu do czasu patrzyłam na tego kota. Bardzo mi się podobał. Jakaś dziewczyna próbowała zwrócić jego uwagę sznurkiem, a jego zielone oczy stały się prawie czarne, gdy źrenice się rozszerzyły. Uznałam, że jest słodki.

W końcu przyszła nasza kolej, martwiłam się bardziej o Murzynka. Trzymałam go razem z pielęgniarką, podczas gdy robiła mu zastrzyk. Pytałam, jak się będzie po tym zabiegu czuł, zamówiłam dla niego bandaż i czekaliśmy na lekarza. A ten wszedł do gabinetu z rozzłoszczonym westchnieniem. „Znowu ona”, powiedział swojej koleżance podczas wydechu.

Zastanawiałam się o kogo chodzi i postanowiłam o to zapytać. Wiedziałam, że to nie moja sprawa i dotarło to do mnie już w momencie zadawania pytania. Lekarz natychmiast opowiedział o młodej kobiecie, która przyprowadziła swojego kota, tego samego, popielatego, który tak zaprzątnął w poczekalni moją uwagę. Nie była tu po raz pierwszy, w zeszłym tygodniu przyprowadziła go do uśpienia. Nie wierzyłam własnym uszom. Jak można go uśpić? Czy on jest taki stary? A lekarz powiedział, że kot wcale nie jest stary, ma około sześciu lat, po prostu gospodyni się wyprowadza i nie chce go zabrać ze sobą. Tym razem jeszcze powiedziała, że albo on go uśpi, albo ona wyrzuci go na ulicę.

Żal mi mojego Murzynka, chociaż tylko go kastrowali, a przez tego słodkiego kota serce mi się krajało. Zdałam sobie sprawę, że nie pozwolę na to, nie pozwolę właścicielce pozbyć się go w ten sposób. Kiedy Murzynek został zabrany na operację a ja zostałam wysłana do poczekalni. Być może zachowałam się niezbyt grzecznie ale zażądałam oddania mi kota. Jakby nie od razu mnie usłyszała, zapytała, czy się do niej zwracam. I powtórzyłam, że chcę zabrać jej kota, jeśli go nie potrzebuje.

Kot podniósł uszy, oderwał głowę od podłogi i spojrzał na mnie, jakby zrozumiał wszystko, co powiedziałam. Kobieta się wkurzyła, że byłam taka głośna i przyciągnęłam uwagę innych czekających w kolejce, ale włożyła mi smycz w ręce, burcząc, że kot ma na imię Baron.

Nie pamiętam, żebym kiedyś doświadczyła tak wielu różnych emocji: zmieszania, zachwytu i podniecenia. Kot nie opierał się, gdy prowadziłam go do pozostawionego na siedzeniu nosidełka i posłusznie siedział ze mną przez całą operację Murzynka. Wyobrażam sobie, jak dziwnie wyglądaliśmy z boku, kiedy wracaliśmy z kliniki: niosłam nosidełko ze śpiącym jeszcze kotem a inny kot szedł obok, na smyczy, jak wierny pies.

Bałam się, że Baron nie zaprzyjaźni się z Murzynkiem ale dogadali się niemal natychmiast. A kiedy Murzynek wyzdrowiał, zorganizowali kilka wyścigów po pokojach. Nie powiem, żeby mi się to podobało, jednak najważniejsze, by nie robili tego w nocy. A jeśli będą, trudno, spróbuję ich nauczyć, by tego nie robili.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Nie mogłam na to pozwolić.