– Nie możesz tak więcej robić! To złe! – Rafał wbiegł do kuchni, gdy ojciec jadł obiad.
– Co masz na myśli? Ktoś ci coś nagadał? – dopytywał ojciec.
– Pani Asia. Jest naszym szkolnym psychologiem.
– Powiedz mi więcej.
– Lepiej ci pokażę. Pójdę spać, a Ty udawaj, że próbujesz mnie obudzić.
– Po co, miałbym to robić?
– Zaraz zrozumiesz!
– No dobra… synek, wstań. Musimy iść do szkoły, otwieraj oczy.
– Widzisz! I to słyszę od mojego ojca każdego ranka. A rodzice powinni budzić dziecko z czułością, aby wiedziało, że jest kochane. I muszą się uśmiechać!
– Niech mama się zajmuje czułością, to babskie sprawy.
– A ty mnie nie kochasz?
– Co ty za głupoty gadasz? – ojciec zaczął się denerwować.
– To nie głupoty! Jeśli chcesz, żebyśmy mieli dobry kontakt, gdy dorosnę, musisz okazywać mi swoje uczucia. No, spróbuj mnie obudzić jeszcze raz.
– Dobra. Psotniku, wychodź spod kołdry. Spóźnisz się do szkoły.
– Chcę spać!
-Misiek, obudź się! — ojciec pogłaskał syna po głowie i pocałował w czoło.
– Brawo! Poczułem twoją miłość.
– Dobra, pobawiliśmy się i skończyliśmy. Pokaż zeszyty.
– Nie, tato. Przyszedłeś tylko na obiad, pamiętasz? Spóźnisz się do pracy.
– No nieźle… z matematyki i polskiego jedynki. Chyba zostaniesz psychologiem, synu. Więc posłuchaj, mój Misiu – marsz do lekcji. Siedź w pokoju i czytaj, aż mama nie wróci. A dopóki nie poprawisz ocen, nie dostaniesz telefonu.
Rafał zrobił wściekła minę, ale ojciec go dopingował:
– Mówiłeś, że trzeba się uśmiechać – to się uśmiechaj!