Moja siostra Ania wraz ze swoim mężem Pawłem mieszkają w Orelcu, czyli małej wsi niedaleko Soliny, zatem w sercu pięknych Bieszczad.
Latem przyjaciel Pawła zaprosił ich do siebie na chrzciny swojego synka, a wcześniej Krzysztof zapytał Pawła, czy ten zechce być jego chrzestnym. Mężczyzna oczywiście bez wahania się zgodził.
Po mszy świętej w domu czekała na zaproszonych mała uczta. Ania i Paweł mieli okazję wówczas poznać rodziców wybranki Krzysztofa. Dziadkowie małego Oliwiera byli zachwyceni, że ich wnuczek będzie miał tak cudownego ojca chrzestnego. Najbardziej podobało im się chyba to, gdzie Paweł i Ania mieszkają.
– Teraz będziemy mieli kogo odwiedzać w Bieszczadach i nie trzeba będzie w końcu wynajmować żadnego noclegu, skoro mamy tak miłych znajomych!
Kto by pomyślał, że dziadkowie Oliwiera tak szybko spełnią swoje zapowiedzi. Znajomy Pawła wcześniej do niego zadzwonił i zapytał, czy rodzice jego żony mogą się u niego zatrzymać na jakieś trzy, góra cztery dni. Po konsultacji z moją siostrą Anią dał mu odpowiedź, że jasne, mogą do nich wpaść na te kilka dni – jakoś niezręcznie było im odmawiać. Był to akurat szczyt sezonu i tak naprawdę oboje pracowali non stop, więc musieli poprosić szybko o urlop po to, aby mogli przyjąć tych niespodziewanych gości.
Kiedy ta starsza para przyjechała na miejsce, nie robili nic poza wylegiwaniem się na Jeziorem Solińskim – byli tak bardzo zauroczeni tym miejscem.
Pobyli u Ani i Pawła kilka dni, a potem wyjechali, wcześniej dziękując za miłą gościnę.
Mimo tego, że goście nie sprawiali większych kłopotów, Anna i Paweł postanowili, że to ostatni raz, kiedy ich u siebie przyjęli. Mieszkają w małym domku, w którym są tylko dwa pokoje, a ściany są “tekturowe”, dlatego naprawdę wszystko słychać, jeśli rozumiecie, o co chodzi… A starsza para nie zamierzała być cicho. To byli w zasadzie obcy ludzie, dlatego coś takiego było dla nich zupełnie niekomfortowe. Gdyby to sam kolega z dziećmi przyjechał, to już lepiej – w końcu się trochę znają. Jednak rodzice żony Krzysztofa to już za dużo.
Miesiąc po tym, jak moja siostra i szwagier gościli u siebie staruszków, Krzysztof znowu zadzwonił do Pawła i powiedział, że rodzice jego Agi są tak zachwyceni naszymi okolicami, że chętnie znowu nas odwiedzą! Nie wiedział jednak, że Pawłowi i Ani ten pomysł wcale się nie podobał. Mężczyzna przemilczał to, bo nie chciał nikogo urazić – nie wiedział, jak delikatnie ma mu powiedzieć to, że wcale nie podziela ich entuzjazmu. Nie chcieli znowu poświęcać w zasadzie obcym ludziom swoich dni urlopowych i się nimi zajmować. Bo co, dzięki nim ktoś miał fajny urlop z noclegiem i jedzeniem za darmo, a oni co z tego mieli? Nic!
Co zrobilibyście w ich sytuacji?