– Biedna Basia, ten drań wpędzi ją do grobu. W ciągu pięciu lat urodziła już pięć córek. A teraz znowu jest w ciąży! – Aniela była oburzona.
– Dzieci są szczęściem i radością w domu. Są jeszcze młodzi, więc pozwólcie im powiększać rodzinę. Czy Eryk nie kocha Basi? – sąsiad zadał pytanie.
– Oczywiście, że tak… On myśli tylko o jednym! Gdyby raz urodził, to by się uspokoił. Basia jest sama, a córek jest tak wiele. Nie może sobie z nimi poradzić, jest wychudzona, bo nie ma czasu na odpowiednie odżywianie i sen.
– Więc pomóż jej! Jesteś silna, niewielu jest takich jak Ty!
Wtedy rozległ się głośny dźwięk motocykla. Eryk przyjechał i wbiegł do domu:
– Aniela, Basia zaczęła rodzić. Właśnie wróciłem ze szpitala! Tym razem to na pewno syn, wykazało to badanie USG.
– Zobaczymy… Lekarze nie są bogami. Póki co macie same córki, a moja Basia musi brać na siebie tę odpowiedzialność – powiedziała Aniela.
– Wszystko robię dobrze. To w waszej rodzinie są same dziewczyny” – oburzył się Eryk.
– Przestań być niegrzeczny! Moja córka przynajmniej poda nam szklankę wody na starość, a ty od swoich nie dostaniesz nic za brak pomocy. Dla nas, kobiet, to proste: my dajemy naczynie, a zaczyn jest twój!
Eryk chciał odpowiedzieć, ale zadzwonił telefon teściowej.
– Czy poród się udał? Czy wszystko w porządku? A kto się urodził? – teściowa zadawała pytania bez przerwy.
Połączenie było słabe. Z rozmowy Aniela dowiedziała się, że dziecko urodziło się zdrowe.
Dziewczynka!
Teściowa nie przestawała się śmiać, a Eryk wyrwał jej z dłoni telefon.
Sto razy dzwonił na porodówkę i pytał, kto się urodził, a po każdym „chłopcu” płakał. Teściowa chciała zażartować, więc powiedziała mu, że Basia urodziła kolejną dziewczynkę. Patrząc na szczęśliwego zięcia, Aniela zakręciła palcem przy skroni.
Po dziesiątym razie Eryk postanowił zadzwonić ponownie. Prawdopodobnie zdążył już zirytować pielęgniarki, więc rozmowa nie potoczyła się tak, jak się spodziewał.
– Dzień dobry. Kogo urodziła Kowalska?
– Urodziła… dziewczynkę! – Pielęgniarka dyżurna krzyknęła do telefonu.
– Co to znaczy: dziewczyna? Nie mówiłaś mi, że mam syna? – mężczyzna pobladł.
– A teraz, Eryczku, idź do pracy, żeby zapewnić posag swoim córkom. Znowu dziewczynka! – dokuczała mi teściowa.
Eryk wybiegł z domu i na swoim starym motorze pojechał do centrum dzielnicy. W ciągu 15 minut zadzwonił na pogotowie, aby się upewnić.
Młoda pielęgniarka śmiała się, słuchając jego opowieści. Powiedziała mu, żeby zajrzał przez czwarte okno na parterze. Kiedy zrozpaczony Eryk tam spojrzał, zobaczył swoją ukochaną żonę. Uśmiechała się i coś mówiła. Ale nic nie było słychać.
Basia rozebrała dziecko i odwróciła je twarzą do okna. Trudno było nie dostrzec takiej godności. Eryk znów się rozpłakał. Chłopiec! Syn! Dziedzic! Cały personel szpitala położniczego obserwował jego radość.
– Chłopiec!!! – odbijało się echem po całej okolicy.
A przechodnie uśmiechali się i życzyli dziecku zdrowia i szczęścia.