Oszczędni znajomi zaprosili mnie na imprezę urodzinową. Do domu przyszłam głodna

Mam znajomych, których mogę opisać jako ludzi wyjątkowo oszczędnych. Liczą każdy grosz i nie pozwalają na dodatkowe wydatki ani na jedzenie, ani na ubrania. Poziom ich dochodów jest dość wysoki i mogliby pozwolić sobie na dobre jedzenie, rozrywkę i dalekie podróże, ale nie chcą. Rzadko ich odwiedzam, a w zasadzie tylko wtedy, kiedy pojawi się ku temu jakiś naprawdę ważny powód, za to mamy ze sobą regularny kontakt telefoniczny. 

Nie tak dawno temu właśnie ci znajomi zaprosili mnie do swojego domu na wspólne świętowanie urodzin głowy rodziny. Niestety, z tego przyjęcia wróciłam niesamowicie głodna. 

Moi znajomi mieszkają na przeciwległym końcu miasta, a urodziny wypadały w zwykły, dzień roboczy, więc początkowo nie zamierzałam ich odwiedzać. Chciałam po prostu zadzwonić i telefonicznie złożyć życzenia, ale potem zmieniłam zdanie zwłaszcza, że udało mi się wyjść z pracy nieco wcześniej. Urodziny miały się rozpocząć o godzinie 16.00, więc podczas przerwy postanowiłam nie jeść obiadu, a po prostu zjeść kilka ciasteczek do kawy, aby się nie przejadać.

W wyznaczonym czasie przyjechałam do znajomych, złożyłam życzenia panu domu i wręczyłam mu prezent. Przyznałam na wstępnie, że jestem bardzo głodna i nawet zażartowałam, że nie jadłam specjalnie, aby więcej przygotowanych pyszności zmieściło mi się w żołądku. Nikt na te słowa nie był zmieszany czy zaskoczony, wręcz przeciwnie – gospodyni zapewniała, że wszystko jest już przygotowane i możemy zacząć świętować. 

Po wejściu do salonu zobaczyłam pięciu innych gości, ale nie było tutaj zwykłego stołu zastawionego mnóstwem różnorodnych potraw. Pomyślałam więc, że znajomi zamówili catering i będą wydawać dania po kolei. Nikt też nie zadbał o miejsca siedzące – wyglądało to tak, jakby zaproszeni goście mieli na zmianę siedzieć na niewielkiej kanapie. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu gdy zdałam sobie sprawę, że moi drodzy przyjaciele poprzez urodzinowe potrawy rozumieją osiem kawałków małej tarty warzywnej. Osiem, ponieważ tyle osób znajdowało się właśnie na przyjęciu. Wtedy poczułam jak mój żołądek skręca się z oburzenia, że zamiast pełnego obiadu może liczyć tylko na kawę i kawałek ciasta.

Kawałki były piękne – tak samo cienkie, widać, że z dobrych produktów. Problem był tylko tak, że to było dokładnie osiem sztuk, którymi ciężko byłoby się najeść. Zauważyłam, że warzywa na górze ciasta także były dokładnie policzone – po plastrze pomidora na osobę i ani jednego więcej. Jedyną rzeczą, która nie została wcześniej podzielona była butelka wina, chociaż jak się okazało, na osiem osób to zdecydowanie za mało.

Cicho usiadłam na skraju kanapy i zaczęłam jeść moją porcję “przysmaku”, ale postanowiłam odmówić wina, ponieważ nie chciałam pić alkoholu na praktycznie pusty żołądek. Kiedy gospodyni ogłosiła, że zaraz będzie gorące danie ucieszyłam się. Jednak gdy wniosła je do pokoju, mina szybko mi zrzedła – na na talerzach leżało dokładnie osiem małych, pieczonych ziemniaków i tyle samo miniaturowych kotlecików z kurczaka. Sytuacja zaczęła wydawać mi się tragikomiczna.

Normalnego rozmiaru tego wieczoru był tylko tort, który pojawił się praktycznie pod sam koniec przyjęcia. Było aż dziwne, że nie było odliczonych kawałków i gospodarze kroili go dokładnie tyle, ile ktoś poprosił, więc w razie potrzeby można było poprosić o jeszcze jeden kawałek.

Na przyjęciu byłam mniej niż dwie godziny i wyszłam z nich potwornie głodna. Po drodze do domu zahaczyłam o sklep, aby móc zrobić sobie coś dobrego do jedzenia. 

Tak więc moim znajomym udało się zaoszczędzić nawet na imprezie urodzinowej, pytanie tylko, po co w takiej sytuacji w ogóle zapraszać gości, skoro nie chce się ich nawet niczym poczęstować.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Oszczędni znajomi zaprosili mnie na imprezę urodzinową. Do domu przyszłam głodna