Oto Alina.

Oto Alina.

Mój syn jest prawdziwym dowcipnisiem, uwielbia zamieszać mi w sercu jakimś żartem, aby później powiedzieć: „cóż, mamo, cóż, żartowałem!”. Wie, jak bardzo chcę, żeby miał już dziewczynę, ponieważ jest już w tym wieku, kiedy nadszedł czas na randki a on zajmuje się tylko pracą albo nauką, nie spotyka się z żadnymi dziewczynami. Mówi, że kiedyś przyjdzie na to czas.

Syn dzwoni do mnie zeszłej nocy, głos drży mu z podniecenia i mówi szeptem, że „to przeznaczenie”. Spotkał kogoś, nazywa się Alina, ale … nie ma dokąd pójść, więc będzie musiała z nami zamieszkać.

Przestraszyłam się takiego pośpiechu, zagoniłam męża, żeby poszedł do sklepu i kupił coś na stół przed przybyciem syna z dziewczyną. A on przyszedł około siódmej, otworzył drzwi kluczem i zachęcał Alinę do wejścia. Najwyraźniej dziewczyna była nieśmiała, bo dość długo trwało namawianie jej do wejścia. Postanowiłam interweniować, wzięłam męża razem poszliśmy na spotkanie ukochanej syna. Jakie było nasze zaskoczenie, gdy zobaczyliśmy syna ściągającego buty i jednocześnie trzymającego w ręku długą, czarną smycz.

Po chwili wskazał na potężnego, śliniącego się psa o bardzo dużych i smutnych oczach, mokrych, jakby w każdej chwili mógł się rozpłakać, i powiedział: „Poznajcie się, to Alina”.

Mój mąż zaczął się śmiać, jednak ja się zdenerwowałam. Już drugi dzień się zastanawiam co mnie bardziej zdenerwowało: rozczarowanie, że to jednak nie dziewczyna, czy to, że mam teraz w domu ogromnego psa. W sumie cieszę się z tego, że mój syn jest szczęśliwy.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Oto Alina.