Panna młoda rzuciła mnie w dniu naszego ślubu. Po 30 latach spotkałem ją zupełnie przypadkiem

Chcę podzielić się z Wami historią z mojego życia. Wszystko zaczęło się 30 lat temu. Byłem bardzo zakochany w Zofii, mojej koleżance ze studiów. Po studiach pracowaliśmy w tym samym miejscu. W pełni poczuliśmy smak dorosłości, dlatego też jakiś czas potem poprosiłem Zofię o rękę, a ona się zgodziła. Martwiła się tylko, że jestem przyjezdny i nie mam nawet własnego mieszkania, a ona nie chciała mieszkać w akademiku. Problem z mieszkaniem również mnie niepokoił, mimo tego przekonałem ją, że wszystko jakoś się ułoży, więc niech się tym nie martwi. Dlaczego ją tak przekonywałem? Ponieważ wydawało mi się, że nie była do końca do tego przekonana. Pochodzę z zamożnej rodziny, więc rodzice obiecali pomóc w zakupie lokum. Wierzyłem, że posiadanie własnego mieszkania uprości mi życie. Mój ojciec postanowił wyprawić nam wesele z rozmachem, ale Zofia nie chciała, aby odbyło się ono w mojej wsi. Moi rodzice zgodzili się zorganizować uroczystość w mieście i wynajęli na ten dzień luksusową restaurację. Zaprosiliśmy ponad 100 osób. W końcu nadszedł ten dzień.

Przyjechałem nieco wcześniej do Urzędu Stanu Cywilnego, bo byłem jakoś zdenerwowany i zmartwiony. Moja ukochana się spóźniała, a goście zaczęli już się zjeżdżać. Byłem na zabój zakochany i próbowałem ją usprawiedliwiać, wymyślając sobie powody, dla których miałaby się spóźnić na własny ślub. Moja mama również stała ze łzami w oczach i wyraźnie się denerwowała. 

Nagle podeszła do mnie przyjaciółka Zofii szepcząc mi do ucha, że ukochana zmieniła zdanie, nie chce brać ze mną ślubu i nie przyjedzie tutaj. Po tych słowach zrobiło się ciemno przed oczami. Było to dla mnie bardzo bolesne. Uważam też, że okazała zupełny brak szacunku wobec naszych rodziców i gości, którzy pokonali nawet 300 kilometrów, aby się tutaj znaleźć. Nikomu nic nie mówiąc, wyszedłem na zewnątrz. Usiadłem na ławce i nagle usłyszałem płacz. Kiedy się odwróciłem, zobaczyłem niezwykle uroczą dziewczynę w sukni ślubnej. Podszedłem do niej i zapytałem, co sprawiło, że płacze w tak ważnym dniu. Wtedy zaczęła płakać jeszcze głośniej tłumacząc, że pan młody postanowił się nie zjawić.

Ogólnie rzecz biorąc była w takiej samej sytuacji co ja. Nie mieliśmy nic do stracenia, więc wyciągnąłem rękę w jej stronę i powiedziałem: „Proszę Cię o rękę i serce. Proszę, zostań moją żoną! Obiecuję, że przeze mnie nigdy nie będziesz tak gorzko płakać”. Dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem, skinęła głową ze zmieszaniem i w milczeniu wyciągnęła do mnie rękę. Otarłem jej łzy i udaliśmy się do moich gości. Przedstawiłem im moją narzeczoną. Ponieważ nikt wcześniej nie widział mojej Zofii, zaczęli nas radośnie oklaskiwać. Nikt niczego się nie domyślił oprócz mojego przyjaciela. Podbiegł do mnie i syknął mi do ucha, że jestem szalony. Poprosiłem go, aby nie przeszkadzał, a lepiej pomógł i dyskretnie z urzędnikiem załatwił korektę imienia i nazwiska w akcie małżeńskim. Jakoś wszystko się udało i tak zostaliśmy mężem i żoną. Potem dowiedziałem się, że moja małżonka pochodzi z domu dziecka.

Na ślubie z jej strony były tylko przyjaciółki. Mieliśmy naprawdę wspaniały ślub i wesele, a potem życie – jesteśmy razem do dzisiaj. Niczego nie potrzebujemy, mamy wszystko, a rodzice pomogli nam z zakupem mieszkania. Mamy dwie córki, a prócz tego to, co w życiu najważniejsze – miłość, szacunek i wzajemne zrozumienie. Dlaczego zdecydowałem się to napisać? Bo niedawno przypadkiem spotkałem Zofię. Od razu po niej widać, że nie ma łatwego życia. Chwilę porozmawialiśmy – długo przepraszała, a ja po prostu jej podziękowałem, bo w przeciwnym razie nie poznałbym najlepszej kobiety na tej ziemi.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Panna młoda rzuciła mnie w dniu naszego ślubu. Po 30 latach spotkałem ją zupełnie przypadkiem