Paweł był jednym z najmniej uzdolnionych dzieci w klasie. Był łobuzem i dowcipnisiem, który nie mógł poradzić sobie z zadaniami i problemami matematycznymi. Na geografii ziewnął zamyślony i spojrzał przez okno na żółte liście klonu. I nie było wiadomo, co tam widzi – czy marzy o czymś, czy jest smutny.
Nauczyciele karcili Pawła za roztargnienie, za każdym razem zmuszając go do wykonywania zadań. Rzadko był wzywany do tablicy – nauczyciele wiedzieli, że stracą tylko czas, a Paweł na nic nie odpowie i dostanie dwójkę lub jedynkę. Lepiej niech w zeszycie napisze coś na trójkę, to dla niego była zadowalająca ocena.
Wydawało się, że Paweł nie dążył do poprawy swojej sytuacji. Jako pierwszy zawsze wybiegał z klasy na przerwę, a po zakończeniu lekcji wylatywał jak ptak z klatki na ulicę.
Wychowawczyni, którą była Jadwiga Urańczyk, uczyła polskiego. Dążyła do poprawy ocen u wszystkich swoich podopiecznych, stawiała Pawłowi trójki z dyktand, ale z goryczą mówiła:
– Paweł, znowu masz mnóstwo błędów, a co najważniejsze – nie uważasz, w ogóle nie uważasz! Najpierw piszesz, a potem myślisz. Nie spiesz się! Przed każdym słowem zastanów się, jak je napisać.
Pawełek skinął głową zawstydzony, zgadzając się z nauczycielką. Otrzymał trójkę jak zawsze i uśmiechnął się z poczuciem winy. Koledzy i koleżanki z klasy uważali Pawła za opóźnionego w rozwoju i niewiele osób chciało siedzieć z nim w jednej ławce czy się przyjaźnić. Siedział więc sam w ostatniej ławce przy oknie.
Pewnego razu na lekcji języka polskiego Jadwiga opowiedziała uczniom o polskim poecie Julianie Tuwimie. Zauważyła, że Paweł, zwykle zamyślony, spojrzała na nią dzisiaj z zainteresowaniem. Jadwiga zapytał dzieci, czy ktoś zna wiersze Tuwima? Czy słyszał o tym poecie?
Dzieci milczały, ktoś skinął głową, a Paweł cicho powiedziała „tak”. Kobieta spojrzała na Pawła ze zdziwieniem i poprosiła go, aby wyszedł na środek i wyrecytował przynajmniej kilka wersów, jeśli pamięta. Paweł niechętnie podszedł do tablicy, najwyraźniej nie spodziewając się takiego zaproszenia.
Stanął przed całą klasą i patrząc na portret Tuwim przytwierdzonego do tablicy i westchnął.
– Paweł, co pamiętasz Tuwima? – Jadwiga zapytała.
Paweł z przyzwyczajenia spojrzał przez okno, wyprostował skulone wąskie ramiona i jakimś, jakby nie swoim zwykłym głosem, ale wzruszającym i tajemniczym, pół-szeptem zaczął:
Śmiechem się bez zanosi:
A kto cię tutaj prosił?
A on, zieleń śpiewając,
Zarośla ćwierkiem zrosił.
Klasa ucichła, uczniowie wpatrywali się ze zdumieniem w Pawła, nie wierząc własnym oczom. Ich mały, niezdarny kolega z klasy recytował tak głęboko, jak tylko aktorzy mogą to robić…
Jadwiga ze zdziwieniem odwróciła się w stronę Pawła i spojrzała na niego jak na kosmitę. W jej spojrzeniu była radość i szacunek.
A Paweł kontynuował spokojnym i czułym głosem:
Głowę w bzy – na stracenie,
W szalejące więzienie,
W zapach, w perły i dreszcze!
Rwijcie, nieście mi jeszcze!
– Znasz jeszcze jakiś wiersz?
Paweł, zachęcony uwagą klasy, nie podnosząc oczu, skinął głową i ledwo Jadwiga usiadła na swoim krześle, a on zaczął:
Gdyby
Gdyby ze wszystkich na świecie drzew….
Chłopiec recytował, nie patrząc na kolegów i koleżanki. Patrzył w ścianę, jakby czytał z nich te niewidzialne wiersze, a potem patrzył przez okno, jakby stąd, z tablicy widział niekończące się pola i kwitnącą drzewa. Potem pojawiły się wiersze o brzozie, o złotym gaju… Jadwiga nie zatrzymywała Pawła, ale po werycytowaniu kilku kolejnych wierszy spokojnie odszedł i usiadł na swoim miejscu. Wszyscy milczeli. Wyraźnie podekscytowana Jadwiga powiedziała na głos:
– Kochanie wierszy Juliana Tuwima to nie tylko kochanie jego pracy, a to także miłość do naszej ojczyzny, tak jak kochał ją poeta. Jednocześnie można czuć i doświadczać to wszystko w ten sam sposób, co on. Dziękuję, Paweł, dzisiaj dostajesz piątkę. Zasłużenie.
Paweł siedział szczęśliwy. Podał dzienniczek nauczycielce, a ta dała mu wielką piękną piątkę czerwonym długopisem, pisząc obok: „Dobra robota”!
Zadzwonił dzwonek na przerwę. Wszyscy wybiegli na korytarz, tylko Paweł się nie spieszył. Trzymał dziennik w dłoniach, jakby sprawdzał piątkę pod kątem wagi, znaczenia, szczęścia. To była jego pierwsza piątka w życiu. Podszedł do Jadwigi i cicho ją poprosił:
– Kiedy będziemy mówić o Leopoldzie Staffie, też mnie Pani wywoła do tablicy, dobrze? O nim też wiem dużo, bardzo kocham jego wiersze…
– O to chodzi, Paweł. Poćwiczymy po szkole. Trzeba Cię podciągnąć w nauce, na solidną czwórkę. Póki co się nie martw, dobra robota. Tak trzymać! Na pewno Cię wezwę jeszcze wtedy do odpowiedzi.
Nauczycielka pomyślała: „być może dzisiejsza lekcja była moją najlepszą od lat…”.