Mąż ma brata, którego żona zaczęła nas regularnie odwiedzać. Co więcej, nigdy nie przychodziła sama, ale zabierała ze sobą trójkę ich dzieci. Okej, gdyby to zdarzało się tylko w weekend, to dałoby się to jeszcze jakoś przeżyć, ale ona przychodziła codziennie. Mówiła mężowi, że idzie na spacer, a tak naprawdę przychodziła do nas.
Bywało, że biegłam wręcz z pracy do domu, żeby przygotować obiad dla całej rodziny, a oni już stali przy furtce i czekali na mnie. Mój małżonek po pracy zawsze odbierał nasze dzieci z przedszkola i przywoził je do domu.
Na początku sama zapraszałam ich do naszego domu, a potem nie chciałam im odmawiać, bo to przecież rodzina, więc niezręcznie tak przeganiać bliskich. Przez to, że przychodziła z trójką dzieci musiałam przygotowywać obiad dla ośmiu osób. Było to dość kosztowne, a stało się takie jeszcze bardziej, kiedy zaczęli przychodzić codziennie. Zupą przecież by się nie najedli, więc musiałam przygotowywać drugie danie i deser. Zwykle drugie danie zawierało mięso.
Kiedy gotowałam, to moja córka nakrywała do stołu, a dzieci brata męża biegały wszędzie, zarówno po ogrodzie jak i domu. Warto zauważyć, że ta rodzina była również całkiem wybredna, bo nie wyobrażali sobie zjeść drugi dzień tego samego, a chleb do zupy musiał być świeży.
Tak przez miesiąc się u nas żywili, aż pewnego dnia mój mąż zapytał swojego brata:
– Dlaczego Twoja żona ciągle do nas przychodzi na obiadu? Nie gotuje niczego w domu?
– Żałujesz nam trochę jedzenia? Po co mamy gotować w domu, skoro mamy rodzinę, u której można sobie zjeść? – odpowiedział mu brat.
Pewnego dnia postanowiłam dać nauczkę szwagierce. Sama zabrałam dzieci z przedszkola i pojechała odwiedzić matkę.
Po godzinie zadzwoniła do mnie i zapytała:
„Gdzie Ty jesteś? Czekamy na Ciebie od godziny”.
„Pojechałam do mojej mamy, a o co chodzi? „- powiedziałam, udając zdziwienie.
Po tym zdarzeniu zadzwoniła do mnie teściowa z roszczeniami, oskarżając o bycie chciwą. Jednak szybko zmieniła punkt widzenia, gdy od tej pory ta rodzina zaczęła przyjeżdżać do niej na obiady.
„Och, nawet nie wiesz, jak to jest, gotować dla tej czwórki!” – skarżyła mi się potem teściowa.
„Wyobrażam sobie” – pomyślałam, ale to przemilczałam i uśmiechałam się tylko pod nosem.