Po spotkaniu ze swoim ukochanym Małgorzata usłyszała takie słowa: „Żenię się, ale nie z Tobą, przepraszam”

Małgorzata nie mogła się doczekać, aż Bartek się jej oświadczy i myślała, że prawdopodobnie zrobi to w święta Bożego Narodzenie. W wyobraźni przymierzała już pierścionek zaręczynowy. Kiedy o tym myślała, praktycznie skakała ze szczęścia, więc kiedy Bartek zadzwonił do niej dzień przed Bożym Narodzeniem, nie mogła posiąść się ze szczęścia. 

– Cześć, możemy się spotkać? 

– A nie jesteś jeszcze w Krakowie?

 – Spotkamy się czy nie?

 – Oczywiście! 

Kilka godzin później Bartek czekał już na Małgorzatę przed wejściem do jej domu.

– Małgorzata… Biorę ślub… 

– Chyba oboje bierzemy ślub? 

– Nie, to ja biorę ślub, a Ty…

Małgorzata na chwilę straciła przytomność, a kiedy zaczęła dochodzić do siebie, Bartek szedł już w stronę przystanku autobusowego. Wydawało jej się, że jej szczęście rozbiło na milion małych kawałków.

 – Małgorzata? – krzyknęła mama z kuchni – Wołam i wołam… Bartek przyszedł? 

Brak odpowiedzi wszystko wytłumaczył…

 – Moja córeczko, co się stało? – Matka wycierała łzy córce jak kiedyś w dzieciństwie. Ręce mamy pachniały świeżo upieczonym chlebem i życzliwością. Z jakiegoś powodu chciało jej się przez to płakać jeszcze bardziej. 

– Kwiatuszku, nie martw się. Na pewno spotka Cię jeszcze coś dobrego. 

Małgorzata i Bartek spotykali się ze sobą sześć lat. Myśleli o wzięciu ślubu po ukończeniu studiów. Bartek jednak dzięki swojemu wujkowi dostał dobrą pracę w dawnej stolicy kraju i przez to postanowili jeszcze trochę poczekać z tym ważnym dla nich dniem. Ostatnie trzy miesiące praktycznie się nie widzieli, bo był bardzo zajęty. Mówił, że firma budowlana, w której pracuje, wygrała korzystny przetarg, więc mają więcej pracy. Zapowiadał, że nie przyjedzie nawet na święta, więc Małgorzata chciała sama do niego przyjechać, ale jakoś się od tego wykręcił. Teraz było zrozumiałe, dlaczego…

Dziewczyna chciała uciec od smutnych myśli. pomyślała więc, że może będzie dobrze pojechać do swojego ulubionego miasta? To tylko 2 godziny drogi stąd. Postanowiła, że pojedzie tam w drugi dzień Świąt porannym pociągiem. Pasażerów mimo świąt było wielu. Pociąg się spóźniał. Starsi mruczeli pod nosem z niezadowoleniem, a dwaj niegrzeczni chłopcy wyrywali sobie z rąk mandarynkę. Zwyciężył starszy z nich, a młodszy długo płakał. Mama jednak zaskoczyła go i podarowała mu pyszny pomarańczowy owoc. W końcu z głośników popłynął komunikat zapowiadający wjazd pociągu na peron. Wjechał bardzo ociężale i na końcu głośno zaskrzypiał.

Ciężko wzdychając popatrzyła na pociąg – nigdzie go nie było… Zwykle to z Bartkiem podróżowała tym pociągiem. Jeździli na rynek Jarosławia na kiermasz świąteczny, znajdowali różne rozrywki, a potem szli na smaczną kawę i tańce. Całowali się pod parasolem, ukrywając się przed śniegiem, a poważne kamienne lwy i małe lwiątka za nimi umieszczone przed niektórymi budynkami uśmiechały się do nich… W oku zakręciła jej się jakaś łza. “Nie wolno płakać ” – przekonywała siebie Małgorzata.

 – Przepraszam Panią, dlaczego jest Pani taka smutna? Czy coś ci się stało? – Sąsiad w przedziale patrzył pytająco na Małgorzatę.

 – Wszystko w porządku, dziękuję.

 – Pani oczy mówią coś zupełnie innego. 

Młody człowiek otworzył futerał, wyjął skrzypce i… nagle w wagonie rozległ się słodki, delikatny i drżący dźwięk. 

– “Świąteczna Symfonia”, to dla Pani – zwrócił się do Małgorzaty. Zagrał jedną piosenkę, a potem drugą, aż z sąsiednich przedziałów zbiegli się ludzie. Na dłużej przy ich przedziale zatrzymała się też konduktorka – Kolędę, kolędę poproszę! – poprosił starszy mężczyzna z podwiniętymi końcówkami wąsów. Pasażerowie kolędowali pod melodię graną przez tego dziwnego muzyka. 

– No proszę – rzuciła z uśmiechem konduktorka – jeszcze nie spotkałam się z czymś podobnym na służbie. Takich pasażerów zawsze chętnie przyjmę! 

Małgorzata kolędowała ze wszystkimi. Skrzypek od czasu do czasu patrzył na nią i uśmiechał się. Dwie godziny z kawałkiem minęły jak chwila.

 – Drodzy pasażerowie, wkrótce dotrzemy na stację końcową! – zapowiedziała konduktorka – Dziękuję bardzo za umilenie podróży – zwróciła się już tylko do skrzypka – Dziękuję zresztą wszystkim! 

Wszystko działo się jak w jakimś filmie. Pasażerowie oklaskiwali skrzypka, a on, jak na prawdziwym występie ukłonił się przed widownią, a potem schował instrument.

 – Dziękuję. To była niesamowita świąteczna podróż – powiedziała Małgorzata do skrzypka – Gra Pan w jakimś zespole muzycznym?

 – Nie zajmuję się profesjonalnie muzyką, chociaż myślałem kiedyś o tym. Nawet moi rodzice tego chcieli, ale to mój brat był prawdziwym wirtuozem. Niestety nie może już grać, jest po strasznym wypadku. Jego urodziny są dzisiaj. Już od czterech lat jeżdżę tak do niego ze skrzypcami, aby mu coś zagrać, bo bardzo lubi taką muzykę. A Pani też jedzie kogoś odwiedzić?

– Tak, to znaczy nie, jadę po prostu do swojego ulubionego miasta.

– Mam propozycję – spotkajmy się po obiedzie, na przykład na rynku. Też lubię to miasto, studiowałem tutaj razem z bratem, a on ożenił się z miejscową dziewczyną.

 – Zgadzam się, to do potem.

Ulice miasta pachniały świętami, kawą i pysznymi ciastami. Rozbrzmiewały głosy dorosłych i małych ludzi. “Wesołych Świąt! Chrystus się narodził!” – takimi słowami Małgorzatę przywitali nieznajomi. Święta zalały nie tylko całe miasto, ale i serca wszystkich ludzi. Sąsiad z pociągu, zgodnie z umową, czekał na nią przy jednej z fontann na rynku.

 – Nawet zapomnieliśmy się sobie przedstawić. Igor jestem! 

– A ja Małgorzata. 

W ciągu niecałych 3 godzin ciągle ze sobą rozmawiali, a mimo tego nie mogli się ze sobą nagadać. Okazało się, że fundacja charytatywna, w której pracuje Małgorzata znajduje się na ulicy, na której mieszka Igor, a firma, w której pracuje jako doradca biznesowy już kilkakrotnie pomagała tej fundacji. Ale co najważniejsze, oboje kochają rynek miasta, na którym dane im było się spotkać…

Teraz Małgorzata i Igor mają dorastającego syna Bożydara. Nazwali go w tak podzięce dla Pana Boga za świąteczną podróż i za ich miłość. Mały ma już pięć lat. Igor daje synowi pierwsze lekcje gry na skrzypcach. Każdego roku, w drugi dzień świąt mąż budzi rano ukochaną żonę melodią, którą pierwszy raz zagrał dla niej w pociągu. Potem tradycyjnie zbierają się na rynek w Jarosławiu, aby złożyć bratu mężczyzny wszystkiego najlepszego, a z nimi zawsze podróżują skrzypce.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Po spotkaniu ze swoim ukochanym Małgorzata usłyszała takie słowa: „Żenię się, ale nie z Tobą, przepraszam”