Poszłam na spacer z psem…

Poszłam wyprowadzić psa w nocy i spotkałam bandytów…

Nie spodobał im się mój piesek, którego spotkali na swojej drodze. Pies był u mnie od dawna. W zasadziie jego nalepsze psie lata przypadły właśnie na szaleńczy bandytyzm i chaos administracyjny w naszym kraju. Pies miałzgodnie ze społecznymi oczekiwaniamiimię, a także książeczkę zdrowia, w którym wpisane było, iż nazywa się Rysiu-Pieszczoszek-Biały-Ogonek. Zgodzicie się jednak z tym, że w domu nikt nie będzie tak wołał do psa, więc na początku wołaliśmy do niego “Rysiu”, a potem “Rysiek”, a ja też “synu”.

I tak pewnego późnego wieczoru “syn” miał straszną biegunkę. Mąż, układając dziewczynki do snu, sam zasnął z nimi w uścisku błogo uśmiechnięty. Nie śmiałabym zniszczyć tak pięknego widoku, wybudzając go z tego snu.

Wybiegłam z psem na ulicę i potem każde zajęło się sobą. Rysiek gwałtownie rzucił się w kierunku krzewu, aby załatwić swoją potrzebę i oczyścić jelita, a ja poszłam w kierunku alejki, którą zwykle spacerujemy.

Szłam alejką powoli krocząc, wdychając świeże powietrze, patrząc na gwiazdy i ciesząc się skrzypieniem czystego, świeżego śniegu pod stopami. Nie mam pojęcia, jakim cudem ich nie zauważyłam, albo zrobiłam to po prostu zbyt póżno. 

Oh! To chyba prezent od losu z okazji Bożego Narodzenia! Już dawno nie miałem takiej czystej, zadbanej i uroczej młodej damy, chyba ostatni raz w młodości.

Czekaj, rzućmy monetą, kto zacznie.

Nie byłam wtedy spanikowana, sparaliżowana ze strachu, nie pytałam, kim oni są i czego ode mnie chcą, a od razu zawołałam:

Synu! DO MNIE! Rysiek!

Widzisz, jaka głupia, po nocach z dzieckiem chodzi…

Wyluzuj, przecież nic nam jakiś gnojek mały nie zrobi.

Kiedy mój pies z łatwością przeskoczył wysoki krzew, nie musiał nawet groźnie warczeć ani szczekać, aby ich wystraszyć.

Mój “syn” okazał się być psem.

Potężnym psem!

Po zorientowaniu się w sytuacji syn szybko powalił jednego łapą, a potem wbił kły w jego gardło. Drugi napastnik w tym czasie próbował dać nogi, ale groźny ryk psa i mój groźny krzykleżeć!” sparaliżował go. Pies zakopał go pyskiem w zaspie, w którym przebywał do chwili przybycia policji.

Tak, zostawiłam tych bandziorów pod opieką synka i poszłam do domu (wtedy nie było komórek), by zadzwonić po najbliższy patrol policji.

Ponownie nie budziłam męża ani córek, aby nie naruszać tej sielanki.

Wracam, a tamkręcą film”.

Dwoje pracowników technicznych z daleka dodatkowo oświetla teren. Banda policjantów drapie się po głowach, stojąc z dala od dwóch powalonych napastników i mojego syna. Zostałam powitana jako głównaaktorka”. (No bo co? Reflektory – ! Publiczność jest obecna! Więc czemu mnie tak nie nazwać?). Kiedy podeszłam bliżej, od razu zaczęli mi raportować.

My do niego “fiu-fiu”, a on tylko oczy zmarszczył i brwi, kły wystawia, no to nic nie zrobiliśmy, tylko staliśmy na Panią i czekaliśmy, jak Pani prosiła. Niby nas uczyli na szkoleniu, jak się ochodzić z takimi psami, ale on zupełnie nie reagował.

Wyjaśniłam więc, że “fiu-fiu” trzeba zastąpić poleceniem “wypluj” – może niestandardowe, ale skuteczne, a napastnicy nie byliby dalej przez Ryśka podgryzani! Bez tego polecenia chwyt szczęki na pewno się nie rozluźni. 

Jak widać “syn” przybiegł na pomoc właścicielce nawet podczas niekończącej się biegunki (wracając do domu, zauważyłam śladów brązowożółtawych śladów na śnieżnobiałym śniegu). Dzięki temu bandytów zatrzymano i trafią niebawem do więzienia. 

Zakrwawiony bandyta, z lekko krwawiącą, pogryzioną i zalepioną łatką raną na twarzy szedłmałymi kroczkami za samochodem policji około kilometr do najbliższego posterunku, przykuty kajdankami do samochodu. Policjanci nie mogli go po prostu zawieźć swoim “ekskluzywnym” pojazdem, ponieważ nie tylko krwawił, ale sam dostał biegunki z nerwów, która spowodowałaby, że cała tapicerka poszłaby do wymiany, a na to wówczas policji nie było stać!  

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Poszłam na spacer z psem…