Z Pauliną poznaliśmy się, gdy ona miała 17 lat, a ja 23. Różnica wieku jednak nam nie przeszkadzała, bo świetnie się razem dogadywaliśmy. Ona była dziewczyną z miasta, a ja przyjezdnym z małego miasteczka. Na początku byliśmy tylko przyjaciółmi, a potem zaczęliśmy się spotykać. Rok po tym, jak zaczęliśmy być parą, na świat przyszło nasze dziecko.
W związku z tym, że w mieście mieszkałem w akademiku, a w mieszkaniu jej rodziców nie było za dużo miejsca, wyjechaliśmy do mojego miasteczka, gdzie znajdował się mój duży dom rodzinny. Tam niestety wszyscy bliscy, a nawet sąsiedzi potępiali mnie, ponieważ nie byliśmy jeszcze po ślubie, a już mieliśmy dziecko, jednak ja nie czułem, abym zrobił cokolwiek złego.
Wiedziałem, że nie mogę się poddawać, bo mam teraz kolejną osobę, dla której muszę żyć. Starałem się pracować na dziecko, a każdą wolną chwilę poświęcałem córeczce. Do momentu, kiedy córeczka nie podrosła, a nasza sytuacja finansowa się nie poprawiła, byłem na dziekance. Potem jednak wróciłem na studia i oboje z Pauliną wynajęliśmy mieszkanie w mieście. Przez cały ten czas nikt z rodziny nam nie pomagał, a naprawdę było nam samym ciężko.
Pewnego dnia Paulina wyszła na chwilę z mieszkania po warzywa do zupy dla małego, ale długo nie wracała. Okazało się, że zostawiła kartkę w szafie z informacją, że odchodzi, bo od dawna ma romans z jakimś Krzyśkiem. Zostałem sam z dzieckiem i wyłem z bólu, bo w dodatku straciłem swoją ukochaną. W ogóle nie spałem i nie jadłem. Czasami już myślałem, że nie ma sensu, żebym dłużej żył i chciałem się zabić, zostawiając dziecko samo. Na szczęście ocknąłem się i wyrwałem ze szpon tych myśli zdając sobie sprawę, że moja córeczka jest teraz jedynym sensem mojego życia.
Byłem wciąż załamany, ale wiedziałem, że to jest próba, którą muszę przejść, a potem jakoś wszystko się ułoży.
Teraz mam 40 lat.
Moja córka jest już dorosła. Jest lekarką i założyła własną rodzinę. Wychowałem ją na porządną, sympatyczną i dobrą kobietę. Teraz mam dwóch wnuków, których ogromnie kocham. Staram się pomagać przy ich wychowaniu i często zabieram ich do siebie, aby odciąży córkę i zięcia, a przy okazji aktywnie spędzić czas z wnukami.
Powiem Wam, że jestem szczęśliwym człowiekiem, a wszystkie dawne urazy i traumatyczne przeżycia zostały gdzieś za mną. To był dzień moich urodzin, które postanowiłem świętować w wąskim gronie. Gdy tylko usiedliśmy do stołu, nagle ktoś zadzwonił do drzwi.
Otworzyłem drzwi, a na ich progu stała Paulina z prezentem urodzinowym i kwiatami. Postanowiłem nie urządzać awantur i zaprosiłem ją do środka.
– Poznajcie, to Wasza babcia Paulina -przedstawiłem ją wnukom.
Córka rzuciła mi pytające spojrzenie, bo nie pamiętała matki, ale potem się do niej przytuliła. Były jak dwie krople wody, więc zrozumiała, że to jej matka.
Mimo wszystko wieczór ten upłynął w miłej atmosferze. Świetnie się bawiliśmy, a nikt nikogo nie oskarżał i niczego nie wyrzucał. Potem córka rozmawiała o czymś z matką, ale nie wtrącałem się w ich prywatne pogawędki. Wyciągnąłem z tego tylko jeden wniosek: moja córka jest taka jak ja i potrafi wybaczać.
Paulina powiedziała, że chętnie spotkałaby się ze mną, ale tym razem bez dzieci, sam na sam. Odmówiłem, bo dobrze, córka powinna znać ojca, ale ja z nią już nigdy niczego nie zbuduję. W moim sercu nie ma już dla niej miejsca.