Ten bezdomny znany był w całej dzielnicy. Każdego ranka można go było spotkać idącego z psem w kierunku centrum handlowego. Tam, według relacji świadków, przeterminowane produkty są wrzucane do śmietników, które są natychmiast opróżniane przez lokalnych włóczęgów. I to tam przebiegała jego codzienna trasa.
Twarz tego mężczyzny była poznaczona latami ekspozycji na słońce i mróz. Spód czapli wystawały kudłate, nieumyte włosy a broda sterczała na wszystkie strony. Nosił za dużą kurtkę, spodnie wiszące w kroku, zawiązane linką, buty owinięte cienkim drutem zamiast sznurówek. Ludzie rozpoznawali go dzięki psu, który zawsze mu towarzyszył. Byli razem już od dziesięciu lat.
Tak długo dzielili się jedzeniem i noclegiem. Sierść psa wisiała w strzępach, pysk stał się szary, a jego chód, podobnie jak właściciela, stał się powolny i niepewny.
Podobno mieszkali nad jeziorem pod ciepłownią. Tam, z desek i sklejki, mężczyzna zbudował mały domek dla dwóch osób.
Ostatnio do ich duetu dołączył mały biały szczeniak. Kręcił się radośnie obok nich, od czasu do czasu chwytał starego psa za wiszące strzępy sierści. Bezdomny chrapliwym głosem wydawał polecenia. Psie dziecko posłusznie stawało obok i spokojnie kontynuowało drogę.
Jesień już wypełniła miasto zimnym powietrzem. Liście leżały na ziemi dywanem. Zbliżał się czas zimy. Niespodziewanie dla wszystkich, wieczorem, na końcowym przystanku autobusowym bezdomny usiadł na kartonie trzymając w ręku kartkę z dużym napisem: „oddam szczeniaka w dobre ręce!”. Ludzie zaczęli do niego z zaciekawieniem podchodzić.
Jedna kobieta postanowiła z nim porozmawiać. Opowiedział jej swoją historię.
***
Nazywał się Sebastian. Życie rodzinne mu się nie ułożyło. Po rozwodzie zamieszkał w kawalerce matki. Żonie i córce zostawił dwupokojowe mieszkanie i wszystko co się w nim znajdowało. Wyszedł z jedną walizką. Po jakimś czasie zmarła jego matka. Żył samotnie przez kilka lat aż w końcu znalazł swoją miłość.
Lidia była bujną pięknością o jasnobrązowych włosach, które splatała w warkocz. Zaczęli żyć bez ślubu w jej trzypokojowym mieszkaniu, a jego kawalerka została wynajęta, dzięki czemu mieli dodatkowy dochód. Nie mieli problemów finansowych, kochali się i żyli sobie spokojnie w zgodzie i szczęściu. Życie zaatakowaloyich z niespodziewanej strony.
U Lidii zdiagnozowano raka. Kobieta topniała w oczach. Sebastian podjął desperacki krok, sprzedając swoje mieszkanie, zabrał ukochaną na konsultację do Niemiec. Zbadali ją tam i taktownie dali do zrozumienia, że lepiej kontynuować leczenie w domu. Wtedy zrozumiał, że nie ma nadziei.
Postanowił wyjechać z Lidią w wymarzoną podróż w Alpy. Powoli wędrowali otoczeni malowniczą przyrodą, wdychając orzeźwiające górskie powietrze. To był najszczęśliwszy czas, jaki dał im los.
Po powrocie do domu Lidka czuła się coraz gorzej. Sebastian zabierał ją do różnych lekarzy, zapłacił za alternatywne leczenie ale los potraktował ich okrutnie. Kobieta nie poradziła sobie z chorobą. Po jej śmierci całe życie Sebastiana się posypało. Najpierw został zwolniony z pracy, później rodzina Lidii wyrzuciła go z mieszkania. Wokół niego kręcili się pseudo-przyjaciele, którzy pomogli mu przepić resztę pieniędzy. Upadł na dno, z którego nie mógł się już podnieść.
I co teraz zamierzasz? – zapytała kobieta.
– Ta zima będzie moją ostatnią. Wkrótce umrę, jestem już bardzo słaby. Mój psi przyjaciel też dogorywa. Oboje niedługo odejdziemy.
Z miłością pogłaskał ręką głowę starego psa.
– Biały przybłąkał się do nas latem. Bardzo mądry dzieciak. Wyszkoliłem go we wszystkich poleceniach. Biały, siad! Daj łapę! Leżeć!
Szczeniak szybko i chętnie wykonywał polecenia starca. Dziadek wyjął z kieszeni kawałek suchego sera i dał szczeniakowi nagrodę. Ten skrupulatnie zjadł nagrodę i patrzył czarnymi oczkami jak koraliki na otaczających ich ludzi.
– Dobra robota, chłopcze! Muszę, gdy Biały jest mały, znaleźć dla niego właściciela. Rozsądny i bardzo miły pies. Niech zniknie na ulicy. Będę spokojniejszy, gdy mały będzie miał dom.
Przykro było patrzeć na staruszka. W obliczu śmierci nie myślał o swoim gorzkim losie ale o małym szczeniaku.
– Oddaj mi Białego. Mój Gray zmarł pół roku temu ze starości. Kocham psy i umiem się nimi zajmować. Będzie mu u mnie dobrze – powiedziała młoda dziewczyna.
Podeszła i pogłaskała szczeniaka za uchem. Ten z przyjemnością zaczął gryźć ją w rękę.
— Bierz. Nazywa się Biały. Będziesz musiała wziąć go na ręce, bo sam ode mnie nie pójdzie.
Dziewczyna wyjęła dwieście złotych z portfela. Wręczyła Sebastianowi pieniądze i wzięła szczeniaka w ramiona.
Za darmo się nie bierze, kupisz sobie coś za to – powiedziała.
– Idź szybko, żeby nie zdążył się zorientować o co chodzi..
Dziewczyna szybko się odwróciła i ruszyła w stronę domu. Z daleka słychać było szczekanie szczeniaka, nie rozumiejącego co się dzieje. Sebastian patrzył w ślad za nim, przytulając się do starego kudłatego kundla. Z oczu popłynęły mu łzy, które zniknęły w gęstej brodzie. Widać było, że to był dla niego ciężki krok. Świadomy końca swojego życia stary i chory bezdomny wielkodusznie postanowił zapewnić lepszą przyszłość swojemu małemu przyjacielowi.
Młody chłopak, patrząc na nieszczęśliwego bezdomnego, również wyjął pieniądze z kieszeni.
Dziadku, kup sobie i psu jedzenie.
Ludzie, za przykładem młodego mężczyzny, podchodzili do starego człowieka i dawali pieniądze.
– Co ty. Już niczego nie potrzebuję — nie rozumiejąc, co się dzieje, mamrotał bezdomny.
– Musimy nauczyć się od Ciebie dobroci. Weź pieniądze, przydadzą się – jakaś kobieta odpowiedziała smutno. Zebrała banknoty i włożyła mu do ręki.
– Dziękujemy wam! Chodź, przyjacielu.
Szli powoli w kierunku jeziora. Mały zgarbiony bezdomny z wielkim i życzliwym sercem szedł ze spokojną duszą w stronę końca swego życia — jego maluch jest teraz bezpieczny…