Sekretne życie mojego kota.

Po ukończeniu studiów nie chciałam wracać do mojego rodzinnego miasta. Miasto jest bardzo małe, nie ma tam za wiele perspektyw na pracę, zwłaszcza w moim zawodzie. Poza tym w naszym mieszkaniu jest dosyć ciasno. Mieszka tam babcia, rodzice i moje dwie siostry. Ledwo się przemęczyłam w tych warunkach kończąc szkołę średnią. Chciałam mieszkać samą ale wszystko jest drogie.

Szukałam ogłoszeń w internecie i natknęłam się na jedno, które wydało mi się bardzo interesujące – mieszkanie w pobliżu metra, a co najważniejsze w doskonałej i bezpiecznej okolicy. Jednopokojowe, z łazienką po remoncie i wifi. Napisano, że jest jeden warunek zamieszkania ale zostanie przedstawiony przy osobistym spotkaniu. Cena wynajmu nie była wysoka, więc byłam zaskoczona, że jeszcze nikt się nie zgłosił. Uznałam to jednak za prawdziwe szczęście.

Zadzwoniłam i umówiłam się na spotkanie. Kiedy szłyśmy do mieszkania, właścicielka pytała mnie o studia, pracę, czy mam chłopaka i dzieci, czy będę mieszkać sama oraz, czy jestem uczulona na wełnę. To powinno mnie zaalarmować ale byłam zbyt podekscytowana dobrą propozycją.

Już przy wejściu przywitał nas duży pręgowany kot. Pomyślałam, że mieszka tu z Panią i wyjedzie, jeśli zdecyduję się wprowadzić ale okazało się, że jest to właśnie ten warunek, który trzeba było uzgodnić. Kot Robin potrzebował towarzystwa i opieki, więc kobieta była gotowa zejść z ceny, gdyby tylko kot mógł zostać w mieszkaniu. Przyznała, że jest bardzo przywiązany do tego domu, a jeśli się przeprowadzi, natychmiast zacznie płakać. Gospodyni obiecała przynosić karmę i żwirek do kuwety i zapewniła, że kot jest absolutnie spokojny i leniwy, czasami wyślizguje się przez okno, gdzieś wędruje, ale głównie śpi spokojnie na kanapie.

Nie miałam za bardzo nad czym się zastanawiać. Jeden kot w mieszkaniu jest zdecydowanie lepszy niż pełna chata ludzi.

Zawarłyśmy umowę, gospodyni z zapasem przyniosła karmę i żwirek. Kot i ja zaprzyjaźniliśmy się dość szybko. Udawało mu się zniknąć z domu, nawet jeśli zamknęłam okno. Prawdopodobnie nauczył się otwierać je łapami.
I tak żyliśmy sobie razem w zgodzie od tygodnia, gdy jakiś dźwięk dobiegający z kuchni przeszkodził mi w pracy. Poszłam więc sprawdzić co to za dźwięk i zauważyłam kota na parapecie. Toczył łapą perłowe koraliki o delikatnym różowym kolorze.

Niektóre z nich posypały się na podłogę, wturlały się pod zlewozmywak. Skarciłam kota, uznając, że znalazł je w pojemnikach u gospodyni. Zebrałam koraliki, tyle ile mogłam, schowałam do torby i wsadziłam do szafki nad kuchenką, żeby przy następnej wizycie oddać je właścicielce.

Kilka dni później kot skądś wyjął klucze. Dzwonił nimi w środku nocy. Nie były moje ani nie z naszych drzwi. Byłam coraz bardziej zdumiona kotem – wyciągał skądś jakieś dziwne rzeczy. A potem wszystko się wyjaśniło w ciekawych okolicznościach.

Wczesnym rankiem w niedzielę do moich drzwi ktoś zaczął głośno pukać. Zerwałam się przerażona prawie na śmierć. Śpiąca i potargana otworzyłam drzwi, za którymi stał młody mężczyzna w garniturze. Miał bardzo niezadowoloną minę. Bez słowa mnie odepchnął i wszedł do mieszkania. Wpadł do kuchni i zaczął krzyczeć, co jeszcze bardziej mnie przeraziło. Poszłam za nim do kuchni. Krzyczał na Robina. Nieznajomy walczył z pręgowanym kotem, próbując coś mu wyjąć z pyska, co bardzo nie podobało się kotu, który bronił się drapiąc napastnika pazurami.

Zapytałam, co on tu robi i kim w ogóle jest. Po zwycięstwie i złapaniu oddechu przez minutę szturchał palcem niezadowolonego kota. Powiedział, że szedł ulicą, oglądając pierścionek, który kupił dla swojej ukochanej. Potknął się, upuścił biżuterię, chciał podnieść, kiedy ten to kot przemknął obok i ukradł pierścionek. Mężczyzna prześledził drogę, którą wspinał się kot, obliczył mieszkanie i przyszedł po swoje rzeczy.

Od razu stało się dla mnie jasne, gdzie kot zawsze znika i skąd pochodzą te wszystkie rzeczy. Ryglowanie okna nic nie dawało, kot zawsze jakoś wychodził, więc musiałam zorganizować cotygodniowe biuro znalezisk – sąsiedzi przychodzili raz w tygodniu, aby znaleźć to, co zabrał im kot. Taki dziwny współlokator dostał mi się wraz z wynajętym mieszkaniem.

Oceń artykuł

;-) :| :x :twisted: :smile: :shock: :sad: :roll: :razz: :oops: :o :mrgreen: :lol: :idea: :grin: :evil: :cry: :cool: :arrow: :???: :?: :!:

Sekretne życie mojego kota.