Stanisława odziedziczyła po swoim mężu ogromne 6-pokojowe mieszkanie. Trzy pokoje w mieszkaniu zajmowała jej pasierbica Tamara ze swoim drugim mężem i jego dwójką dzieci z pierwszego małżeństwa. Jeden pokój zajmował pierwszy mąż Tamary, Maksym, i jego nowa żona, Ewa. A dwa kolejne pokoje zajmowała sama gospodyni, jednak taka sytuacja nie odpowiadała współlokatorom i zażądali oni od niej zwolnienia jednego z pokoi. Co ciekawe, lokatorzy nie mogli się zdecydować, kto będzie mieszkał w zwolnionym pokoju. Ciągle się o to kłócili i spierali.
Stanisława zauważyła, że rodzina, która mieszka w jej mieszkaniu, zaczęła być dla niej nieuprzejma. Zaczęło znikać jej jedzenie, zniknęły też jej rzeczy. Ogólnie rzecz biorąc, mieszkańcy robili jej różne nieprzyjemne rzeczy i utrudniali jej życie. Stanisława postanowiła nie użerać się z krewnymi i uciec od nich. Bała się, że zdecydują się na bardziej radykalne środki, żeby usunąć ją z lokalu. „Pojadę do mojej przyjaciółki Zofii, z dala od tego bałaganu” – pomyślała. Zadzwoniła do przyjaciółki i już następnego dnia wprowadziła się do niej.
Rok później zadzwonił dzwonek do drzwi dawnego mieszkania Stanisławy. Tamara otworzyła drzwi i zobaczyła Stanisławę i nieznanego mężczyznę.
– O żyjesz! – Tamara zrobiła zaskoczoną minę – A kto to jest z tobą?
– To jest pan Andrzej Sznajder, nowy właściciel tego mieszkania – Stanisława przedstawiła mężczyznę.
– Jaki nowy właściciel? – Tamara prawie krzyknęła.
Andrzej w mistrzowski sposób minął Tamarę w drzwiach i wszedł do mieszkania, rzucając przez ramię „Prawowity właściciel!”. Zapukał głośno do wszystkich drzwi i zwołał wszystkich lokatorów do dużego pokoju. Kiedy wszyscy się zebrali, Andrzej oznajmił im, że kupił mieszkanie od Stanisławy i jest teraz jedynym, prawowitym właścicielem. Na koniec dodał:
– Wynoście się stąd. Daję wam na to miesiąc…
Andrzej Sznajder, syn Zofii, u której zamieszkała Stanisława, gdy dowiedział się o sytuacji w mieszkania Stanisławy zaproponował, że kupi mieszkanie od niej, wyremontuje je, umebluje i sam zajmie się lokatorami. Na własny koszt, oczywiście…
Tak też zrobił. Jak wielkie było zdziwienie rodziny Stanisławy, gdy praktycznie z dnia na dzień zostali wyrzuceni na bruk.