Kobieta ta mieszkała na trzecim piętrze w dziewięciopiętrowym bloku. Zawsze gdy wracałam z pracy, widziałam, jak siedzi na balkonie i patrzy na biegających ludzi. Ciągle była ubrana w białą bluzkę, czarną spódnicę, a na głowie miała zawiązaną białą chustkę.
Jej balkon nie został wykończony w nowym stylu, miał metalowe ogrodzenie. Obok, w kontraście, znajdowały się balkony przeszklone, piękne, nowoczesne.
To było w Warszawie dwadzieścia lat temu.
Każdego dnia wieczorem wracałam z pracy i patrzyłam na balkon trzeciego piętra. Starsza kobieta, siedząca na krześle stała się moją wróżbą. Jeśli patrzyła w dół, wiedziałam, że wszystko będzie dobrze.
Po trzech miesiącach codziennych spojrzeń, zaczęłam witać się ze starszą panią. Po prostu machałam jej ręką i szłam dalej. Przez kilka tygodni udawała, że nie zauważa moich powitań. Nie mogłam zrozumieć jej podejścia do sąsiadów.
Pewnego dnia postanowiłam zapytać właścicielkę mieszkania, które wynajmowałam o babcię na balkonie trzeciego piętra. Odpowiedziała mi:
– Mieszkam tu od dziesięciu lat i nigdy nie widziałem tej kobiety na podwórku ani na ławce przy wejściu. Nie wiem, jak się nazywa i nigdy z nią nie rozmawiam. Jest dziwna. Nigdy nie widziałam też, żeby ktoś siedział z nią. Myślę, że ma dzieci i wnuki. Ktoś przecież przynosi jej jedzenie. Dlaczego pytasz? Myślisz, że zaprzyjaźnisz się z tą czarownicą i zamieszkasz z nią? Nie uda ci się to.
Nadeszła jesień. Każdego dnia, wracając z pracy, widziałam sąsiadkę, siedzącą na balkonie. Ubierała się cieplej. Dni stały się krótsze i gdy wracałam już robiło się ciemno. Latarnie przy domu świeciły.
I w końcu pomachała do mnie ręką w czarnej rękawiczce, odpowiadając na mój gest powitalny. Zatrzymałam się nawet ze zdziwienia. A kobieta szybko wstała i uciekła do pokoju.
Zima w tym roku była mroźna i śnieżna. Dozorcy nie nadążali z odśnieżaniem, a krótka ścieżka pod domem była schowana pod zaspami. Trzeba było chodzić po chodniku na około. Za gołymi gałęziami drzew stara kobieta na balkonie była ledwo widoczna, ale i tak machałam do niej każdego dnia.
Czy mnie widziała? Nie wiedziałam. Ale wydawało mi się, że cieszy się z moich gestów powitalnych i robi jej się cieplej na duszy. Często wydawało mi się, że kobieta była więźniem samotności.
Właścicielka mojego mieszkania, kobieta prosta i o ostrym języku, widząc przypadkiem mój gest powitalny w stronę balkonu, oświadczyła:
– Jesteś sprytna. Ma trzypokojowe mieszkanie. Ale nie miej nadziei. Słyszałam, że babcia miała syna. Nawet on, żona i ich dziecko mieszkali z nią przez chwilę. Babcia nie dogadywała się z synową. Syn zaczął pić z nerwów i szybko opuścił ten świat. Babcia wyrzuciła synową z dzieckiem na bruk. Została sama. Teraz siedzi jak słup na balkonie. Z nikim nie rozmawia, nikogo nie wpuszcza. Co ona je? Ludzie mówią, że to mieszkanie jest przeklęte. Kto je przeklął i dlaczego – nie wiadomo. Ale normalny człowiek nie może tam mieszkać. Szybko źle się czuje i umiera. Więc przestań zaprzyjaźniać się z czarownicą. Chcesz kłopotów? – pani skończyła swoją historię.
Nie chciałam żadnych problemów. Lubiłam mieszkać i pracować w Warszawie. Spacerować po ulicach i podziwiać stolicę. Praca też mi odpowiadała, dobrze płacili. W mojej miejscowości nigdy bym tyle nie zarobiła.
Kiedyś wracałam z pracy i zobaczyłam mężczyznę pod znajomym balkonem. Deptał w śniegu i patrzył w górę, dziwnie wykręcając szyję. Babcia siedziała na balkonie i udawała, że go nie zna.
Zatrzymałam się. To, co zobaczyłam, poraziło mnie.
– Ile jeszcze ci zostało? – krzyczał młodzieniec. – Mam wszystkie badania potwierdzające, że jestem synem twojego syna. Jestem twoim wnukiem! Mieszkanie i tak będzie moje.
Kobieta uniosła się, jej oczy rozbłysły i dziwnie machnęła ręką. A potem ogromny sopel spadł z dachu i poleciał na dół.
Bach! Sopel spadł obok faceta. Młody człowiek rzucił się do ucieczki. I ja też.
Długo zastanawiałam się nad tym, co widziałam na własne oczy. Przechodziły mnie dreszcze, gdy tylko przypomniałam sobie, co się stało.
Wiosną znalazłam mieszkanie obok przedszkola, w którym pracowałam i przeprowadziłam się. Nie interesowało mnie już, co stanie się ze starszą kobietą z balkonu. Potem nawet nie miałam kogo o nią zapytać. Właścicielka mojego byłego mieszkania obraziła się za wyprowadzkę i nie chciała ze mną rozmawiać.
Ludzie są pewni, że tylko w baśniach żyją czarownice, a ja spotkałam jedną w mieście. Myślę, że ta starsza kobieta była czarownicą. Bo skąd wziąłby się ogromny sopel, skoro nie było odwilży? Nie wiem i chyba nigdy nie poznam prawdy.