Siedzę w klinice weterynaryjnej ze swoją kotką. Przyszłam rano z nadzieją, że nie będzie dużej kolejki ale niestety zebrało się dosyć sporo ludzi ze swoimi pupilami. Nagle frontowe drzwi otworzyły się z rozmachem i wpadła przez nie kobieta, cała we krwi. Na rękach trzyma psa średniej wielkości. A raczej to, co z tego psa zostało. Przypominał bardziej zawartość garnka owiniętą w skórę.
Wszyscy ludzie spoglądali na to oczami wielkimi jak spodki, z milczącym współczuciem. Gdy tylko pies został oddany w ręce weterynarza a kobieta drżąca usiadła na fotelu, ludzie zaczęli dopytywać ją o to, co się stało.
Wyszła na spacer ze swoim psem (zwykły kundelek). Pesel (takie imię nosił) oddalił się w stronę krzaków, by załatwić swoje psie sprawy.
Nagle z pobliskiego ogrodu (przy prywatnym domu) wybiegł ogromny mastiff corso i z energią lokomotywy zaczął biec w stronę odrętwiałej ze strachu kobiety. (uciekł z wybiegu, przeskoczył płot czy ktoś zapomniał zamknąć bramkę? nie wiadomo).
Kiedy mastiff zaczął się niebezpiecznie blisko do niej zbliżać, nagle z krzaków wyskoczył jej kundelek i potrącił atakującego psa.
To, co się zaczęło wtedy dziać, nie przypominało nawet walki psów. Mastiff po prostu odrywał kawałki mięsa od jej pieska.
Właściciel mastiffa najwyraźniej zauważył jego zaginięcie i zawołał psa przez okno. Corso wypluł przeżuty tułów kundla i posłusznie pobiegł do domu. Od jego wybięgnięcia do powrotu minęły może dwie minuty.
Po zebraniu tego, co zostało ze jej psa, kobieta pobiegła do samochodu i przyjechała do najbliższej kliniki weterynaryjnej.
Operacja trwała dwie godziny, nikt z czekających w kolejce nie miał absolutnie żadnych pretensji.
Weterynarz okazał się profesjonalistą. Uratował zarówno życie psa jak i jego łapę, zbierając ją dosłownie z kawałków i umieszczając w niej trzy metalowe szyny.
Kobieta wyszła z gabinetu trzymając swojego psa na rękach. Od ogona po szyję owinięty był bandażami, jednak ostatkiem sił machał ogonem, zaglądając swojej pani w oczy.
Jestem typową kociarą, która nie przepada za psami. Znam jednak wiele historii, w których pies staje w obronie swojego właściciela, wbrew swoim instynktom zachowawczym, narażając swoje życie. .
Takie właśnie jest psie oddanie…