Zapewnie nie wszyscy będą podzielać moją opinie i niektórzy powiedzą, że po prostu się czepiam, ale mimo tego chcę podzielić się tutaj moją historią.
Wszystko zaczęło się od tego, że moja córeczka nie otrzymała miejsca w przedszkolu, a ja chciałam już wrócić do pracy, bo mieliśmy problemy finansowe, więc druga, pełna pensja z pewnością by się nam przydała. Niestety, nie mieliśmy tak naprawdę za wielu bliskich, a na nianię nie było nas stać. Szukaliśmy jakiegoś rozwiązania i jedyną opcją było poproszenie ojca mojego Olafa o to, aby zajął się wnuczką.
Bez najmniejszego problemu zgodził się i pierwsze kilka miesięcy wszystko było w porządku. Ja przygotowywałam wcześniej jedzenie dla córeczki na cały dzień, a także zostawiałam pieniądze na drobne wydatki i naprawdę starałam się ułatwić teściowi opiekę nad małą. Kiedy miał urodziny, na prezent – w dowód wdzięczności – z mężem podarowaliśmy teściowi znaczną sumę pieniędzy oraz wykupiliśmy dla niego wycieczkę do Turcji. Dopiero potem zaczęły się problemy…
Jestem już przyzwyczajona do gotowania trochę większej ilości jedzenia, niż trzeba. Robię to głównie po to, żeby obiad był conajmniej na dwa dni i żebym nie musiała codziennie stać prz garach. Jakiś czas temu zaczęłam zauważać, że jedzenie znika w zatrważającym tempie. Okazywało się, że teść przychodził z pojemnikami i znaczną część jedzenia zabierał do domu. Starałam się więc gotować jeszcze więcej, ale to nic nie dawało, a nasza lodówka coraz częściej świeciła pustkami.
– Tato, czemu zabierasz nasze jedzenie do domu? – kiedyś zebrałam się na odwagę i go o to zapytałam.
– Po prostu smacznie gotujesz, a ja nie lubię i nie potrafię gotować, więc zabieram sobie jedzenie na potem – odpowiedział z rozbrajającą szczerością.
Pewnie nie miałabym z tym żadnego problemu gdyby nie to, że zabierał wszystko, co mieliśmy w lodówce. Nawet, gdy w środku były tylko dwie butelka z mlekiem, to także je zabierał. Czegokolwiek tam nie wsadziłam, to on to zabierał.
Co mogę z tym zrobić? Jak wyżej napisałam, mamy już problemy finansowe, dlatego nie możemy sobie pozwolić na karmienie kolejnej osoby. Teść ma dobrą emeryturę, więc nie chodzi tutaj o to, że jest biedny i go nie stać na jedzenie. Mąż twierdzi, że się czepiam, a ja już jestem zmęczona od stania przy garach i gotowania takich ilości jedzenia.
Czy ktoś z Was był w podobnej sytuacji?